Nad zalewem w dzień sierpniowy
Sprzętu mało, zainteresowanych dużo, i jeszcze ten upał... Nerwy ludziom puszczają, często dochodzi do utarczek słownych.
Upalne niedzielne popołudnie. Zalew Rybnicki. Do atrakcyjnej pani bosman podchodzi zniecierpliwiony wczasowicz. – Jak pani może?! Dziecko tu już czeka godzinę na rowerek wodny. Właśnie jeden przypłynął, a pani pozwoliła go zabrać facetowi, który wykorzystał moją chwilową nieobecność! – skarży się zdenerwowany.
Nic nie dają tłumaczenia
– Bardzo żałujemy, że tak mało osób przyjeżdża do nas w ciągu tygodnia – żali się bosman Monika Nosiadek. W weekendy natomiast aż roi się od gości. Nasz malowniczy Zalew Rybnicki staje się coraz bardziej popularny. Ludzie z całego regionu przyjeżdżają tutaj spędzać wakacje. Nic dziwnego. Wczasowicze, mieszkając w hotelu bądź na polu biwakowym, znaleźć tutaj mogą wszystko, czego potrzeba dla mniej lub bardziej aktywnego wypoczynku. W większości jednak przyjeżdżają tutaj rybniczanie. – Mam niedaleko. Jak tylko mogę, przyjeżdżam tutaj z całą rodziną, by nabrać sił. Teraz gram z synami w siatkówkę, ale byliśmy już dziś także na rowerach wodnych – zdradza Adam Kotliński.
Raj dla figlarzy
Co konkretnie można robić nad zalewem? Można spacerować po wale, z którego rozpościera się piękna panorama; udać się na przejażdżkę oplatającymi zalew szlakami rowerowymi, których długością Rybnik słynie już od dawna, a także grać w siatkówkę plażową, na którą niektórzy rybniczanie regularnie się umawiają. – Staramy spotykać się tutaj co tydzień. Jak tylko dopisuje ładna pogoda, obdzwaniamy się, bierzemy piłkę i gramy przez całe popołudnie – mówi Renata Raszka, studentka. Dzieci także mają sporo frajdy. Dobrze wyposażony plac zabaw czy dmuchany zamek to dla nich raj dziecinnych figlów. Dużą popularnością cieszą się gokarty. – To dla nich bardzo dobra zabawa – mówi ojciec Macieja Kantego i wskazuje na oblegany przez czwórkę dzieci gokart.
Ciepłe wody
Często spotkać tutaj można patrolujących na rowerach policjantów. – Ogólnie jest bezpiecznie. Apelujemy jedynie o nie pozostawianie na kocach telefonów czy portfeli, by nie kusić złodzieja. Kradzieży jest zresztą niewiele. Najczęściej za to interweniujemy w przypadkach kąpieli w nielegalnych miejscach – zdradza starszy sierżant Adrian Biczkowski. Wśród rybniczan dużą popularnością cieszą się organizowane od maja do września biesiady i pikniki plenerowe. Wielu korzysta także z wypożyczalni, w której znajdują się wodne rowerki i hulajnogi, kajaki i łodzie żaglowe. By wypłynąć tymi ostatnimi, trzeba już jednak posiadać patent żeglarski. Także to uprawnienie uzyskać można dzięki ofercie działającej tutaj Sekcji Żeglarskiej TS–Kuźnia. Niższa, wakacyjna cena 100-godzinnego kursu to 500 zł. Wielu rybniczan decyduje się na ten wydatek także ze względu na dogodną żegludze specyfikę Zalewu Rybnickiego. Niezamarzająca zimą woda pozwala na wydłużenie sezonu żeglarskiego od wczesnej wiosny do późnej jesieni. To właśnie tutaj rozgrywane są regaty rozpoczynające i kończące sezon w całym kraju.
Łapią wiatr w żagle
Także najmłodsi mogą poczuć potężną siłę wiatru, jaką człowiek potrafi okiełznać i wykorzystać poprzez wynalazek, który stanowi dla wielu treść życia – żagiel. Wystarczy posłać swe pociechy na „Półkolonie żeglarskie”. To pięciodniowy turnus wakacyjny. Całodzienne zajęcia mają nauczyć podstaw żeglowania i pozwolić poznać zasady bezpieczeństwa na wodzie. Wielu uczestników traktuje jednak te kolonie przede wszystkim jako dobrą zabawę. – Jest bardzo fajnie. Bawimy się i pływamy – cieszy się jedenastoletni Oskar Fizia. Dzieci pod czujnym okiem doświadczonych trenerów pływają na małych łódkach klasy OPTIMUS. Stawianie pierwszych żagli podczas tych wakacyjnych turnusów być może pozwoli niektórym na osiągnięcie w przyszłości sportowych wyżyn, jak w przypadku Mirosława Małka, członka Sekcji Żeglarskiej TS–Kuźnia, zdobywcy 11. miejsca na Igrzyskach Olimpijskich w Atlancie w 1996 r. oraz właściciela szkoły windsurfingowej. I tak naprawdę wielu spośród uczestników kolonii pragnie w przyszłości żeglować na poważnie. – Jestem tutaj już czwarty raz. Mam niestety dopiero 11 lat, ale już za rok będę mógł zdawać na patent – zdradza swoje marzenia Dominik Słapa.
Krystian Szytenhelm