Alejz mo kocika
A dyć szkolcie się we ślonskim godaniu, bo jak niy, to bydziecie jak te „niyme” Ślonzoki ze Legnice, Wrocławio i inkszych regionalnych ugorow – przestrzega Marek Szołtysek we wstympie do „Rozmówek śląskich”, swojej nowej książki.
Szołtysek jest zarówno pisarzem, jak i wydawcą, który specjalizuje się w tematyce śląskiej. Napisał już ponad 20 książek. Jego najnowsza, „Rozmówki śląskie”, powiela wypracowany przez niego schemat. – Książka ma pomóc w świadomym posługiwaniu się językiem śląskim, a najlepiej to robić metodą „uczyć bawiąc – bawić ucząc” – podkreśla autor.
Jak przystało na rozmówki, książka składa się z trzech części: teoryjo, lekcyje, ćwiczynia. – Chciałem powiedzieć w tej książce tak: można się uczyć śląskiego. I to nie stosując nawet jakichś dziwnych znaków. Polskie są całkowicie wystarczające. Poza tym, nie mamy tyle pieniędzy na wylansowanie nowych – stwierdza autor.
Jak w każdej książce Szołtyska, i w tej znaleźć można wiele ciekawostek. Dotyczą one na przykład korespondencji języka śląskiego z polskim. Bywa z tym różnie. – Ślonzoki tradycyjnie na kury wołają: Cip, cip, cip, cipeczki! Dla śląskiego ucha brzmi to pięknie i nie ma nic wspólnego z polskimi wulgaryzmami – zaznacza Szołtysek i zauważa, że wobec dzisiejszych soczystych przekleństw, śląskie „pieronie” jest teraz zaledwie westchnieniem. – Za bajtla czerwieniałem na to słowo z oburzenia. Było to wtedy bardzo brzydkie przekleństwo – wspomina.
(kris)