Straż na celowniku
Pojawił się kolejny anonimowy list, w którym „strażnicy straży miejskiej” – jak podpisali się jego autorzy – przedstawiają bardzo poważne zarzuty wobec komendanta Janusza Bismora. Dwa miesiące temu prezydent zapowiadał, że jeśli takie „szkalowanie imienia straży miejskiej i miasta” powtórzy się, rozwiąże rybnicką straż. Czy tak się stanie?
Nasza redakcja otrzymała kolejny anonimowy list, w którym znajdują się poważne zarzuty wobec Janusza Bismora, komendanta Straży Miejskiej. List został zaadresowany do Adama Fudalego i ma podobną treść do anonimu, który został wysłany przed dwoma miesiącami do komendy wojewódzkiej policji. – Tak, otrzymałem ten list. Zarzuty zostały powtórzone. Nie będę jednak rozmawiał na temat anonimu – ucina prezydent. List został podpisany jako „strażnicy straży miejskiej w Rybniku”, ale wysłać go mógł każdy.
Kontrola
Pierwszy taki anonim został wysłany dwa miesiące temu do komendy wojewódzkiej policji (czytaj: „TR” z 25 listopada). Ta dotychczas nie zdążyła jeszcze przeprowadzić kontroli. Gdy Fudali dowiedział się o zarzutach, zlecił kontrolę wewnętrzną. – Żadne ze stawianych zarzutów nie potwierdziły się – informowała wtedy na specjalnej konferencji prasowej Anna Starnawska z biura audytu i kontroli wewnętrznej urzędu miasta. Nowy anonim zarzuca, że kontrola była wykonana pod z góry ustalony wynik. „Nie wiemy panie prezydencie, czy jest pan tak łatwowierny i naiwny, daje się pan manipulować, czy zależy panu na czasowym uśpieniu sprawy do czasu, aż minie pana kadencja, a później niech się martwią inni. To drugie wydaje się być bardziej prawdopodobne” – czytamy w liście. Autorzy listu żądają, by prezydent się „zrehabilitował” i odwołał Janusza Bismora.
Wszyscy milczą
Na wspomnianej konferencji prezydent przedstawił również list 41 strażników miejskich, którzy odcięli się od stawianych w anonimie zarzutów. „Sprzeciwiamy się temu, by ktoś szargał dobrą opinią naszych przełożonych i nas, pracowników” – pisali wtedy oburzeni strażnicy. Najnowszy anonim zaprzecza wiarygodności tych słów. – Zamiast rzeczywiście rozwiązać problem, pan po prostu poszedł na łatwiznę. Powołał się pan na list w obronie komendanta. Jego pierwotna treść brzmiała całkowicie inaczej. Podpisaliśmy go po wielu naciskach, po szantażu ze strony zauszników komendanta – zarzucają teraz anonimowi nadawcy. Pod listem „obrony” miały się także podpisać osoby, które już dawno nie pracowały w straży miejskiej. Niestety nie można tego sprawdzić, bo ich nazwiska zostały wtedy utajnione zasłaniając się ustawą o ochronie danych osobowych. Udało nam się jednak dotrzeć do jednego ze strażników, którzy opowiedzieli się wtedy za poparciem komendanta Bismora. Także treścią najnowszego anonimu strażnik ten jest oburzony. – Te zarzuty są nieprawdziwe. Nic takiego nie zauważyłem. Jeśli nawet ktoś jest zastraszany, dręczony psychicznie, to takie sprawy załatwia się dziś inaczej – mówi z niesmakiem. I on jednak pragnie pozostać anonimowy. Oficjalnych wypowiedzi nie chciała także udzielić rzecznik prasowa straży miejskiej. – Nie znam sprawy, nie będę jej więc komentowała. Na darmo pan przyszedł – ucięła rozmowę Renata Towścik.
Poważne zarzuty
Autorzy najnowszego anonimu twierdzą, że komendant Bismor „bawi się nimi jak zabawkami”. „Nie możemy już dłużej milczeć i godzić się, aby w instytucji, która ma czuwać nad przestrzeganiem porządku, łamane były wszystkie możliwe przepisy. Ludzie są traktowani jak niewolnicy, a w skrajnych przypadkach jak śmiecie. Prawo i przepisy łamane są na każdym kroku” – twierdzą autorzy listu. Równocześnie nie chcą się ujawnić, bo czują się zastraszeni. „Przez komendanta w ostatnim czasie odeszło z pracy kilka osób, kilku złożyło wypowiedzenie, a pozostali boją się zabierać głos publicznie” – tłumaczą autorzy listu, którzy obawiają się zemsty komendanta. Zdradzają jedynie, że jest ich 17. Natomiast całej załodze ma zależeć na odwołaniu Bismora i jego zauszników.
Po pierwszym anonimie prezydent zapewniał, że jeśli jeszcze raz przytrafi się takie szkalowanie straży miejskiej, podejmie decyzję o jej rozwiązaniu. Teraz wypowiada się już mniej zdecydowanie. – Nie będę z powodu jakiegoś szaleńca podejmował takich decyzji. Nie dajmy się zwariować. Trudno mi na razie powiedzieć, co zrobię. Jestem zmęczony atmosferą wokół straży miejskiej – mówił zrezygnowany Adam Fudali.
A jeśli to prawda?
A co, jeśli list nie jest paszkwilem, ale desperackim aktem zastraszonych strażników? „Piszemy do pana kolejny list, który jest swoistym aktem desperacji. Ze smutkiem przyjęliśmy wiadomość o wynikach kontroli. Komendant Bismor miał wystarczająco dużo czasu, by zatuszować nieprawidłowości” – zarzucają autorzy. Jak poinformował nas rzecznik prasowy komendy wojewódzkiej Andrzej Gąska, kontrola policji zostanie przeprowadzona w straży miejskiej „na dniach”.
Krystian Szytenhelm