Klemens Łagodny – część II
W Jejkowicach bywaliśmy z rodziną u niego najczęściej. Nawet sam czy z kolegą szkolnym jeździłem tam na rowerze. Zawsze byli goście. Przyjeżdżali z całego świata. Była muzyka. Ksiądz Klemens lubił m.in. Marino Mariniego. Przypominam sobie długowłosego księdza z Argentyny. Wtedy! Nawet dziś rzadko ksiądz w Polsce nosi długie włosy. Pierwsi pionierzy w sutannach pojawili się chyba dopiero w latach 90–tych ub.w.
Dom w gdańskim stylu
Prywatne pokoje ks. Klemensa wyposażone były we wspaniałe meble gdańskie: olbrzymia biblioteka pełna książek (nieraz pozwalał coś sobie wybrać), stół z lwimi nogami, przepiękne biurko. W korytarzu szafa, a na niej kilka ciekawych hełmów, w tym najbardziej robiąca wrażenie na chłopcu tzw. pikenhauba. No i olbrzymi skórzany klubowy fotel. Za pierwszą wizytą kazał mi w nim zasiąść, a potem spytał: „A wiesz waszeć kto w nim siadywał ?” Z wrażenia tylko przecząco pokręciłem głową. „Otóż imaginuj sobie waszeć, że siedział tu sam arcy Kominek..., sam ojciec twego ulubionego Koziołka z Pacanowa – Kornel Makuszyński..., sam Wiktor Bross – profesor od pikawy znany w całym świecie!” Byłem pod wrażeniem , ale nie za długo, bo gospodyni – siostra proboszcza – bijąc w gong wzywała wszystkich w całym budynku na posiłek. Miałem potem okazję poznać profesora, który był pionierem torakochirurgii (własna metoda resekcji żołądka, leczenia torbieli trzustki i in.). Prof Bross (1903–1994), jak się potem dowiedziałem, był taką sławą w Polsce jako twórca wrocławskiej i współtwórca polskiej kardiochirurgii. Kiedy już przebywał na emeryturze w Katowicach, wciąż jako członek PAN prowadził prace badawcze.
Piwnica pomysłów i książki od Achillesa
W piwnicy proboszcz urządził w latach 60–tych klub underground. Była to jedna z pierwszych tego typu adaptacji piwnicy. Wkrótce stały się modne. To tutaj miała teraz możność młodzież się spotykać i inicjować pomysły kulturalno–religijne. Kiedy dzieciaki za często i za głośno przemieszczały się po domu zwykł był wołać (raczej nieco podnosił głos) do nas: „Ej Beduiny! Bo wam nakopię do tekstyli.” Naprawdę był łagodny jak baranek. Już prędzej denerwował się wikary Achilles. Nazwiska już nie pamiętam, ale imię na chłopcu zafascynowanym wojną trojańską i odyseją robiło wrażenie.
Właściwie miałem od niego wszystkie ówczesne bestsellery dziecięcej literatury. Mama, kiedy zapowiadał się z wizytą (zazwyczaj niestety krótką) kupowała dla niego cygara Pro Patria, bo to była jego jedyna przyjemność. Czasem hawany dostawał od przyjaciół. W Gliwicach na Zwycięstwa lub w Katowicach kupował dzieciakom wspaniałe książeczki o morskich zwierzakach, o dinozaurach. Po angielsku, ale ojciec mi tłumaczył. Jeszcze w ogóle nie umiałem czytać, a dostałem od niego czworoksiąg przewspaniałych „Przygód Koziołka Matołka”. Potem na Komunię św. cudowne Korczakowskie „Maciusie”, później Gomulicki „Wspomnienia niebieskiego mundurka”, „Serce” Amicisa. A już jak przywoził albumowe rozkładane makiety byłem w siódmym niebie. Otwierałem kolorowe okładki i rozkładał się na stole przede mną jasnogórski klasztor, wspaniały zamek z turniejem rycerskim, zabawne i ciekawe ZOO, podróż Marco Polo, Santa Maria i wyprawa Kolumba. To były naprawdę drogie pamiątki.
Ksiądz na dywaniku
Ksiądz na dywaniku
Ludziska jak to w Polsce ludziska... Napisali do kurii, że – oj źle się dzieje w parafii. Został poproszony na dywanik. Przyjaciele do księdza Klemensa mówili od lat: Emon. O tej wizycie opowiedział mi ks. Józef, człowiek również o dużym poczuciu humoru. Biskup Bednorz: „Słyszałem Emon, że rezygnujesz, bo jak się mówi nic w tych Jejkowicach ostatnio nie robisz...” Ks. Klemens : „To Herbert źle słyszałeś.” Biskup: „Czyżby?” Ks. Klemens: „Nie, ostatnio nic nie robię, ale od początku nic nie robię!” A kiedy ks. Józef przyjechał pomóc ks. Kosyrczykowi w okresie przedświątecznym, ten któregoś dnia spytał go: „Powiedz mi waćpan czego w tym domu brakuje ?” Ks. Józef : „Nie wiem. Wydaje mi się, że niczego. Wszystko jest co trzeba.” Ks. Klemens: „Ale rozejrzyj się waćpan uważnie. Czegoś tu jednak brakuje. No, pomyśl”. Ks. Józef po namyśle: „”Wszystko tu jest! Po prostu nie wiem czego tu brakuje!” Ks. Klemens : „Rozpusty! A widzisz waćpan! Jednak! Tu brakuje rozpusty!”.
Gawędy Stacha Kropiciela
Wrodzone poczucie humoru pomagało także w pracy redakcyjnej. Pisząc do prasy kościelnej istnieje możliwość zanudzenia, a nawet zniechęcenia czytelnika wzniosłymi peanami. A to co pisał Klemens Kosyrczyk w „Gościu Niedzielnym” jako „Stach Kropiciel” było także mądrze przefiltrowane przez jego humor. W 1994 w Katowicach zebrano w jedną książkę jego niezwykłe felietony: „Gawędy Stacha Kropiciela”. Kazania miał z reguły zwięzłe. Najwyżej 10 minut. Pewnego razu ludzie zdębieli. Mówił bite 20 minut. Pytali go potem o powód. Odpowiedział: „Ludzie czy wy mnie w ogóle słuchacie? Przecież dziś homilia była o dwóch świętych, a nie jak zwykle o jednym.” Nie przepadał też za spowiadaniem. Pewnemu księdzu zdradził kiedyś tajemnicę o karach jakie otrzymają za grzechy księża na tamtym świecie: „Waćpan to się nie bój, ale np. ks. W. , ks. J. czy ks. C. to ho, ho! Wiesz co dostaną za karę?” Po zaprzeczeniu zakończył: „Będą nieprzeliczone rzesze wiernych. Wysoko w górze będzie wspaniała ambona, a oni... nie będą umieli na nią wejść...” Z dzieciństwa tak naprawdę wyraźnie pamiętam jeszcze jednego księdza. Starszego już człowieka, który sprawował jedynie ciche msze św. przy bocznych ołtarzach. Nigdy nie widziałem ks. Klęczkowskiego przy głównym ołtarzu. Z młodości wikarego, który wprawił mnie w zdumienie, bo mówił nie do milczących owiec, ale do myślących ludzi. Potem dowiedziałem się, że był zdegradowanym proboszczem.
Eremita z piątego piętra
Eremita z piątego piętra
W 1972 r. ks. Klemens Kosyrczyk złożył rezygnację z proboszczowania w Jejkowicach. Nie z powodów, o których ludzie by mogli pomyśleć. Złożył rezygnację, bo miał coraz większe problemy z nerkami. Obozowe przeżycia odzywały się coraz bardziej. Pamiętam jak matka mi mówiła: Nie masz pojęcia jakie to bóle. Wiem tylko, że na koniec żył z jedną i to niekompletną nerką. Do tego dały się we znaki inne schorzenia. Zmarł 28.04.1975 r. w chorzowskim szpitalu. Pochowany został w Katowicach na cmentarzu przy Sienkiewicza. Na emeryturze pomieszkiwał w bloku na piątym piętrze. Zamieszkał tu z dwóch powodów: żeby nie blokować komuś miejsca w domu księżej starości i dlatego, że bardzo wysoko cenił sobie niazależność. Nie miał z tego powodu zbyt wielu przyjaciół w kurii, nieraz – jak widzieliśmy– narażał się także na oceny „oddanych” parafian. Typowa pozycja ludzi niezależnych, czyli między młotkiem a kowadłem...Przynajmniej jeszcze pisywał do swego kochanego „Gościa Niedzielnego”. On – kochający przestrzeń – w betonowej klitce. Pisywał jako „Eremita z piątego piętra”. Na koniec. Nie mogę sobie wybaczyć, że go nie odwiedziłem w tej klitce. Tylko prostota jest mądra. I takie są słowa księdza Twardowskiego.
Michał Palica