Przekroczyłem ostatnią granicę
Wizyta himalaisty w Domu Kultury Chwałowice rozpoczęła cykl spotkań podróżniczych.
– Nie traktuję gór jak stadionu, czy olimpiady. Jak się da wejść, to super. Jak nie, to odpuszczam i zakładam, że może jeszcze na nią wrócę – opowiadał himalaista i podróżnik Tomasz Kobielski, który gościł w Domu Kultury Chwałowice.
Spotkanie ze zdobywcą „Korony Ziemi”, o czym marzą setki entuzjastów wspinaczki na całym świcie, zainaugurowało nowy cykl imprez w DK Chwałowice. Będą to, odbywające się raz na kwartał, spotkania podróżnicze. Pierwszym z bohaterów cyklu był, pochodzący z Gliwic, Tomasz Kobielski, który wspiął się na siedem najwyższych szczytów Ziemi. W 2003 zdobył Elbrus (5642 n.p.m.; Europa), dwa lata później Mc Kinley (6194 n.p.m.; Ameryka Północna), w 2006 – Mount Everest (8848 n.p.m.; Azja), w 2007 dołączyły do listy: Aconcagua (6962 n.p.m.; Ameryka Południowa), Piramida Carstensz (4884 n.p.m.; Australia i Oceania) i Kilimandżaro (5895 n.p.m.; Afryka). W styczniu ubiegłego roku wspiął się na Mount Vinson (4897 n.p.m.; Antarktyda). – Chodzę po górach odkąd pamiętam. A z Himalajami po raz pierwszy zetknąłem się w harcerstwie. Ojcem mojej drużynowej był himalaista i prezes gliwickiego Klubu Wysokogórskiego – Adam Bilczewski. Oglądaliśmy slajdy z jego wypraw – wspomina Kobielski, który zaczynał od wypadów w polskie góry, potem były Alpy, aż udało się wyruszyć jeszcze dalej. Jak twierdzi, dwa pierwsze szczyty z „Korony Ziemi” zdobył, bo po prostu chciał na nie wejść. – Ale jak już szedłem na trzeci szczyt, a był to Mount Everest, zacząłem poważnie myśleć o wejściu na pozostałe cztery. Od tego czasu minęło półtora roku, gdy udało mi się zdobyć „Koronę Ziemi” – wyjawia gliwiczanin. Co się zmieniło, gdy wszedł na najwyższą górę świata? – Czułem satysfakcję, ale był to też dla mnie taki rodzaj snu. Gdyby nie zdjęcia i relacje przyjaciół z wyprawy, to nie wierzyłbym tak do końca, że mi się to udało. Choć szczególnie magiczną granicą była dla mnie ta wysokość ośmiu tysięcy, którą pokonałem dwa lata wcześniej, w 2004, gdy zdobyłem szczyt Cho Oyu. Wtedy odczuwałem ogromną radość, bo miałem świadomość, że przekroczyłem ostatnią granicę. Przecież nie ma dziewięciotysięczników – śmieje się Kobielski.
Spotkaniu z himalaistą towarzyszyła wystawa fotografii pt. „Tomasz Kobielski (Bergson Team) zdobywcą Korony Ziemi”, którą można oglądać do końca stycznia. Znalazły się na niej zdjęcia z niektórych wypraw gliwiczanina, szczególnie tych bardziej egzotycznych – do Australii i Oceanii oraz na Antarktydę. Uczestnicy spotkania obejrzeli też reportaż Darka Załuskiego „Siostry Himalajów”. Tomasz Kobielski prosił również o wsparcie akcji charytatywnej na rzecz Asi Zakolskiej, która uległa poważnemu wypadkowi w Himalajach. – Jest to osoba nam bliska, bo kocha góry. Niestety podczas wyprawy ucierpiała z powodu choroby wysokościowej. Wszyscy bardzo przeżywamy takie historie – zauważył himalaista. Pytany zaś o to, czemu wspina się na najwyższe szczyty, stwierdził: – Nie da się tak do końca odpowiedzieć, po co się chodzi po górach. Ktoś kiedyś powiedział, że chodzi się po nich dlatego, że są. I to jest chyba jedyna sensowna odpowiedź.
Beata Mońka