Pieniądze szczęścia nie dały
Elżbieta Rugol ma 300 tysięcy złotych. Starych złotych. W 1980 roku wybudowałaby za to dom. Ale materiałów budowlanych nie było, a potem przyszła szalejąca inflacja. Fortuna przepadła, pudło starych banknotów być może trafi teraz do muzeum.
W 1980 roku Elżbieta Rugol dostała od kopalni 600 tysięcy złotych w ramach odszkodowania za szkody górnicze. – Zaczęłam budować nowy dom, bo kopalnia nie dała mi mieszkania zastępczego, a musieliśmy przecież gdzieś mieszkać. Ale co z tego, że miałam pieniądze, skoro wszyscy wiemy, jakie wtedy były problemy z dostaniem jakiegokolwiek materiału! – skarży się rybniczanka. Po 9 latach w końcu udało się postawić dom w stanie surowym. Na jego budowę przeznaczono połowę odszkodowania. Druga część miała być na jego wykończenie. Ale pieniądz z dnia na dzień szaleńczo tracił na wartości. – Nie wydawałam tych pieniędzy, miałam nadzieję, że kiedyś będzie je można wymienić. I tak to zostało... – żałuje Rugol.
Nie posmarujesz, nie masz
Rybnicki historyk Bogdan Kloch przyznaje, że w czasach PRL Rybnik nie był żadnym wyjątkiem, jeśli chodzi o problemy z dostępem do materiałów. – W tych latach bardzo trudno było zdobyć takie rzeczy, jak cement, pręty zbrojeniowe czy nawet piasek. Jedyną możliwością było kombinowanie, zgodnie z zasadą „jak nie posmarujesz, to nie masz”. I tak też trzeba było być człowiekiem „przedsiębiorczym”, jak na przykład ksiądz Henryk Jośko, który budował kościół św. Jadwigi. Również on musiał się przejść z bukietem kwiatów i dobrym alkoholem na urodziny jakiegoś rybnickiego sekretarza partii, by załatwić sobie przydział materiału budowlanego – obrazuje trudną sytuację doktor Bogdan Kloch.
Jedna z wielu ofiar
– Pani Rugol jest osobą, która w nieodpowiednim czasie otrzymała dużą kwotę pieniędzy. To bardzo późny przykład, ale zarazem jeden z wielu, które ukazują rodzinne tragedie, gdy pieniądz z dnia na dzień dramatycznie tracił na wartości. Dziś już mało kto o tym pamięta. Oszczędności życia warto było jedynie zamienić na towary, albo na wciąż nielegalne jeszcze wtedy dolary. Podobną sytuację przeżyli moi rodzice w latach 20. Z rodzinnych opowiadań pamiętam jeszcze, jak ktoś jednego dnia sprzedał swój majątek, a za uzyskane z tego pieniądze w krótkim czasie mógł kupić co najwyżej chustkę do nosa – wspomina Kloch, dyrektor rybnickiego muzeum.
Tyle co na bilet
Rybniczanka nie może się z tym pogodzić. – Czy może nastąpić sprawiedliwa wymiana? – pyta. Pisała już w tej sprawie do prezesa Narodowego Banku Polskiego. W odpowiedzi czytamy, że wymiana waluty możliwa jest jeszcze do końca przyszłego roku. A jaki obowiązuje kurs? 10 tysięcy starych złotych = 1 złoty, a więc na warunkach, na których polska waluta uległa denominacji wraz z początkiem 1995 roku. To oznacza, że 300 tysięcy złotych, za które można było wybudować pół domu, pani Elżbieta może wymienić na równowartość biletu w obie strony do Katowic, gdzie możliwe jest dokonanie tej transakcji.
Może do muzeum?
Spytaliśmy dyrektora muzeum, czy czasem jego placówka nie miałaby z tych pieniędzy większej wartości. – Historia pani Rugol i posiadane przez nią banknoty są dla muzeum bardzo interesujące, a już szczególnie moglibyśmy to wyeksponować na naszej wystawie „Rybnik w okresie PRL”, którą planujemy zrobić za 2 lata – podchwycił pomysł Kloch. Elżbieta Rugol nie podjęła jeszcze decyzji w tej sprawie. Czeka na decyzję NBP dotyczącą procentowej rekompensaty utraconej wartości pieniędzy.
Krystian Szytenhelm