Z korkiem w ustach
Co zrobić z korkami? Urzędnicy nie odpowiadają.
Niemal dwa tygodnie temu wysłaliśmy do urzędu miasta zapytania w sprawie korków. W momencie składania gazety nadal nie otrzymaliśmy odpowiedzi, pomimo wielokrotnego przypominania się urzędnikom wydziału promocji i informacji oraz ich zapewnień, że na pewno, już wkrótce itd. Najwidoczniej informacje dla „Tygodnika Rybnickiego” tkwią gdzieś w korku. Spytaliśmy między innymi o to, jakie inwestycje drogowe musiałyby zostać przeprowadzone, by miasto odrobinę chociaż odetchnęło od nadmiernego ruchu. Skoro nie otrzymaliśmy odpowiedzi, wolimy myśleć, że urzędnicy lekceważą po prostu pytania dziennikarzy. Gorzej, jeśli nie znają odpowiedzi!
A paraliż komunikacyjny miasta to istotny problem. Wodzisławska, Kotucza, Chwałowicka. Rybniczanie wiedzieli, że te ulice należy w godzinach szczytu omijać. Ale teraz tkwimy w korkach wszędzie i o każdej porze! Dość wspomnieć o ulicy Gliwickiej, Mikołowskiej, czy Powstańców. Także nasz czytelnik o pseudonimie Łysy pisał przekornie w liście do redakcji: „Tak dużo pracujemy, czasu nie mamy, by się spotkać. Najlepszą ku temu okazję mieliśmy dotychczas jedynie na wybranych ulicach. Tak więc, koleżanki i koledzy, stojąc tak razem w korku, chwalmy pana prezydenta, że nam zapewnił tę znakomitą możliwość spotkania. Następnym razem zabierzmy jeszcze ze sobą kocyk, kawę w termosie, jakieś biszkopciki. Wystarczy rozłożyć to wszystko na rozgrzanych maskach samochodów i piknik gotowy!” – przekomarzał się Łysy. Co na to prezydent? – Rybnik to nie Tychy czy Żory, musimy dostosować się do tej przestrzeni, którą mamy, bo przecież nie wyburzymy połowy miasta, by wybudować nowe drogi. Te, które mamy, były budowane w latach, gdy w mieście zarejestrowanych było 50 samochodów, teraz rocznie przybywa nam ich 10 tysięcy! Trzeba by je zresztą kłaść od zera, tak jak robiliśmy to na ulicy Gliwickiej, czyli układać od nowa wszystkie warstwy od drugiego metra pod ziemią – tłumaczy sytuację Adam Fudali.
Krystian Szytenhelm