Rowerem na Bałkany? Czemu nie
Im więcej się jeździ, tym dalej się chce.
Damian Karwot – 25-letni mieszkaniec Ligockiej Kuźni, na co dzień studiujący na Politechnice Śląskiej w Gliwicach – pewnego dnia postanowił odskoczyć od rutyny dnia codziennego i wraz z trójką innych rowerowych zapaleńców wybrał się w blisko czterdziestodniową wyprawę kolarską dookoła Półwyspu Bałkańskiego. Dlaczego warto wybrać się w daleką wyprawę rowerą? Dowiedz się od młodego rybniczanina.
– Skąd pomysł, aby wybrać akurat Bałkany?
– Wyprawę planowałem wraz z moim kolegą już od dłuższego czasu – było to chyba ponad rok. Wcześniej rozpatrywaliśmy różne kierunki geograficzne, na przykład podróż dookoła Alp czy Norwegii, za którymi przemawiał m.in. argument dobrej infrastruktury rowerowej. O wyborze Bałkanów zadecydowały jednak kwestie finansowe, ale także ciekawość poznania kultury tego rejonu, niesłusznie uchodzącego za peryferia Europy. W międzyczasie poznaliśmy poprzez Internet dwójkę innych rowerzystów i wraz z początkiem lipca ubiegłego roku, rozpoczęliśmy w czwórkę naszą podróż.
– Wyprawę planowałem wraz z moim kolegą już od dłuższego czasu – było to chyba ponad rok. Wcześniej rozpatrywaliśmy różne kierunki geograficzne, na przykład podróż dookoła Alp czy Norwegii, za którymi przemawiał m.in. argument dobrej infrastruktury rowerowej. O wyborze Bałkanów zadecydowały jednak kwestie finansowe, ale także ciekawość poznania kultury tego rejonu, niesłusznie uchodzącego za peryferia Europy. W międzyczasie poznaliśmy poprzez Internet dwójkę innych rowerzystów i wraz z początkiem lipca ubiegłego roku, rozpoczęliśmy w czwórkę naszą podróż.
– I jak się powiodła realizacja planu?
– Jak najbardziej. W ciągu trzydziestu siedmiu dni przejechaliśmy blisko 4000 kilometrów. Nasza trasa wiodła przez Słowację, Węgry, Rumunię, Bułgarię, Serbię, Kosowo, Czarnogórę, Chorwację, Bośnię, Słowenię, Austrię i ponownie Słowację. Wprawdzie planowaliśmy odwiedzić jeszcze Turcję, Macedonię i Albanię, jednak wszelkie ustalenia były na bieżąco weryfikowane, bo tak naprawdę nie da się tego typu podróży ściśle rozplanować dzień po dniu. Nigdy nie można przewidzieć tego, co wydarzy się podczas jazdy, jakie miejsca zatrzymają nas na dłużej – zarówno ze względu na swoją atrakcyjność, jak i z powodu trudności stwarzanych dla jazdy rowerem.
– Jak najbardziej. W ciągu trzydziestu siedmiu dni przejechaliśmy blisko 4000 kilometrów. Nasza trasa wiodła przez Słowację, Węgry, Rumunię, Bułgarię, Serbię, Kosowo, Czarnogórę, Chorwację, Bośnię, Słowenię, Austrię i ponownie Słowację. Wprawdzie planowaliśmy odwiedzić jeszcze Turcję, Macedonię i Albanię, jednak wszelkie ustalenia były na bieżąco weryfikowane, bo tak naprawdę nie da się tego typu podróży ściśle rozplanować dzień po dniu. Nigdy nie można przewidzieć tego, co wydarzy się podczas jazdy, jakie miejsca zatrzymają nas na dłużej – zarówno ze względu na swoją atrakcyjność, jak i z powodu trudności stwarzanych dla jazdy rowerem.
– Dlaczego akurat rowerem?
– Rower od kilku lat stanowi dla mnie główny środek do przemieszczania się. A dlaczego akurat podróżować po świecie rowerem? Jadąc na rowerze, zobaczy się więcej, niż podróżując jakimkolwiek innym środkiem transportu. Podróżując np. samochodem, przemieszcza się w dużej mierze autostradami i w ten sposób przeocza się wiele ciekawych miejsc, o których nie ma się pojęcia. Rower natomiast daje możliwość dojechania do każdego zakamarka świata. Nadaje się doskonale do zwiedzania wielkich miast – nie trzeba tkwić w korkach ani martwić się o miejsce do parkowania.
– Rower od kilku lat stanowi dla mnie główny środek do przemieszczania się. A dlaczego akurat podróżować po świecie rowerem? Jadąc na rowerze, zobaczy się więcej, niż podróżując jakimkolwiek innym środkiem transportu. Podróżując np. samochodem, przemieszcza się w dużej mierze autostradami i w ten sposób przeocza się wiele ciekawych miejsc, o których nie ma się pojęcia. Rower natomiast daje możliwość dojechania do każdego zakamarka świata. Nadaje się doskonale do zwiedzania wielkich miast – nie trzeba tkwić w korkach ani martwić się o miejsce do parkowania.
– Kiedy patrzę na twoje zdjęcia z wyprawy, widzę wasze maksymalnie obładowane ekwipunkiem rowery. Domyślam się, że musieliście wywoływać swoistą sensację w miejscach, gdzie się pojawialiście.
– Tak, zdecydowanie. Szczególnie w małych wsiach i miejscowościach. Bardzo żywiołowo reagowały szczególnie dzieci. Chętnie pozwalano nam rozbijać namioty na swoich posesjach, nieraz także częstowano nas owocami czy winem domowej roboty. W tej części Europy „sakwiarze” stanowią naprawdę rzadkość, dlatego zawsze przypatrywano nam się z dużym zaciekawieniem. Choć i my byliśmy mile zaskoczeni spotkaniem w Serbii rowerzysty jadącego z Walii (!), a także francuskiego kolarza pedałującego przez Czarnogórę.
– Tak, zdecydowanie. Szczególnie w małych wsiach i miejscowościach. Bardzo żywiołowo reagowały szczególnie dzieci. Chętnie pozwalano nam rozbijać namioty na swoich posesjach, nieraz także częstowano nas owocami czy winem domowej roboty. W tej części Europy „sakwiarze” stanowią naprawdę rzadkość, dlatego zawsze przypatrywano nam się z dużym zaciekawieniem. Choć i my byliśmy mile zaskoczeni spotkaniem w Serbii rowerzysty jadącego z Walii (!), a także francuskiego kolarza pedałującego przez Czarnogórę.
– Jakie miejsca w sposób szczególny utkwiły ci w pamięci?
– Prawie każdy dzień potrafił nam zafundować zupełnie inne wrażenia. Ale chyba największą atrakcją była przejażdżka Trasą Transfogaraską w Rumunii. Wielokilometrowe pedałowanie serpentynami aż na wysokość przeszło 2000 metrów n. p. m. było wielką próbą własnych sił. Podobnie było podczas przejażdżki poprzez masyw Durmitor w Czarnogórze, gdzie również przyszło nam się mierzyć ze sporymi górami. Dla scenerii tamtego, bajecznego krajobrazu było jednak warto zrobić każdy wysiłek.
– Prawie każdy dzień potrafił nam zafundować zupełnie inne wrażenia. Ale chyba największą atrakcją była przejażdżka Trasą Transfogaraską w Rumunii. Wielokilometrowe pedałowanie serpentynami aż na wysokość przeszło 2000 metrów n. p. m. było wielką próbą własnych sił. Podobnie było podczas przejażdżki poprzez masyw Durmitor w Czarnogórze, gdzie również przyszło nam się mierzyć ze sporymi górami. Dla scenerii tamtego, bajecznego krajobrazu było jednak warto zrobić każdy wysiłek.
– Domyślam się, że przygód w takich podróżach nie brakuje...
– Przygód mieliśmy co niemiara. W pamięci z pewnością utkwiły mi te związane z rozbijaniem namiotu. Pewnej nocy w Rumunii zostaliśmy nagle zbudzeni, ponieważ nieomal wjechał nam w namiot pewien Cygan, który, nie wiedzieć dlaczego, przejeżdżał o 1:00 w nocy nieoświetlonym powozem konnym akurat przez polanę, na której rozbiliśmy namioty. Innym razem, kiedy się obudziliśmy, zobaczyliśmy nagle, że wokół naszych namiotów pasie się stado krów. Wśród nich była też dwójka młodych byczków, które zareagowały na nasz widok przyjęciem dosyć agresywnej postury. Na szczęście wymachiwanie butelką pozwoliło skutecznie je odstraszyć.
– Przygód mieliśmy co niemiara. W pamięci z pewnością utkwiły mi te związane z rozbijaniem namiotu. Pewnej nocy w Rumunii zostaliśmy nagle zbudzeni, ponieważ nieomal wjechał nam w namiot pewien Cygan, który, nie wiedzieć dlaczego, przejeżdżał o 1:00 w nocy nieoświetlonym powozem konnym akurat przez polanę, na której rozbiliśmy namioty. Innym razem, kiedy się obudziliśmy, zobaczyliśmy nagle, że wokół naszych namiotów pasie się stado krów. Wśród nich była też dwójka młodych byczków, które zareagowały na nasz widok przyjęciem dosyć agresywnej postury. Na szczęście wymachiwanie butelką pozwoliło skutecznie je odstraszyć.
– Czy każdy może wybrać się w tego rodzaju podróż?
– Każdy może nie, ponieważ trzeba posiadać dużo samozaparcia oraz wolnego czasu, a także „odrobinę” kondycji. Ale jest to możliwe dla większej liczby osób, niż może się to na pierwszy rzut oka wydawać. Proponuję każdemu przejeżdżać podczas zwykłych wycieczek coraz to więcej kilometrów, a kiedy kilkugodzinna jazda stanie się dla nas niezbyt trudnym wyzwaniem, można zacząć myśleć o jakimś wyjeździe kilkudniowym. To tak działa, że im więcej się jeździ, tym chce się, by te podróże stawały się coraz odleglejsze. Rower wprawdzie także należy mieć odpowiednio przygotowany, jednak wcale nie musi kosztować fortunę. Mój w stanie początkowym kosztował 1300 zł – to na początek w zupełności wystarcza – choć oczywiście w późniejszym czasie stopniowo wymieniałem w nim różnego rodzaju części, a także dokupowałem osprzętu. Ale czyż nie warto dla spełniania marzeń wydać trochę pieniędzy?
– Każdy może nie, ponieważ trzeba posiadać dużo samozaparcia oraz wolnego czasu, a także „odrobinę” kondycji. Ale jest to możliwe dla większej liczby osób, niż może się to na pierwszy rzut oka wydawać. Proponuję każdemu przejeżdżać podczas zwykłych wycieczek coraz to więcej kilometrów, a kiedy kilkugodzinna jazda stanie się dla nas niezbyt trudnym wyzwaniem, można zacząć myśleć o jakimś wyjeździe kilkudniowym. To tak działa, że im więcej się jeździ, tym chce się, by te podróże stawały się coraz odleglejsze. Rower wprawdzie także należy mieć odpowiednio przygotowany, jednak wcale nie musi kosztować fortunę. Mój w stanie początkowym kosztował 1300 zł – to na początek w zupełności wystarcza – choć oczywiście w późniejszym czasie stopniowo wymieniałem w nim różnego rodzaju części, a także dokupowałem osprzętu. Ale czyż nie warto dla spełniania marzeń wydać trochę pieniędzy?
Rozmawiał: Krzysztof Szydłowski