Górnik nie przeżył tąpnięcia

W sobotę po godz. 14.00 ekipy wydobyły na powierzchnię ciało 40-letniego górnika-elektryka, ofiarę środowego tąpnięcia na głębokości 1000 metrów w kopalni KWK Rydułtowy. Ratownicy dotarli do niego w sobotę przed szóstą rano. Zgon 40-letniego mężczyzny potwierdził pod ziemią lekarz, który dotarł na miejsce z ekipą ratowniczą.

 

 

Mężczyzna był doświadczonym górnikiem z 19-letnim stażem. Był kawalerem. To ósma tegoroczna ofiara w polskim przemyśle wydobywczym i trzecia w górnictwie węgla kamiennego. Najpewniej pogrzeb odbędzie się w środę.

 

W piątek przedstawiciele Okręgowego Urzędu Górniczego w Rybniku poinformowali, że jednemu z ratowników udało się znaleźć górnika. Ratownik widział go i dotknął. Elektryk nie dawał jednak oznak życia. – Szacujemy, że dotarcie do zasypanego górnika zajmie jeszcze dwie doby. Trzeba wykonać siedem metrów chodnika ratunkowego, by móc wydobyć górnika. Akcja prowadzona jest w skrajnie trudnych warunkach. Pełno tam żelastwa – mówił w piątek Grzegorz Juzek, zastępca dyrektora Okręgowego Urzędu Górniczego w Rybniku. Ostatecznie okazało się, że dotarcie zajęło połowę szacowanego czasu. Na miejsce przybył też lekarz, który po zbadaniu górnika stwierdził zgon.

 

 

Siedem zastępów ratowniczych drążyło na zmianę dwa chodniki ratunkowe. W czwartek pojawiła się iskierka nadziei. Zbigniew Madej poinformował, że tkwiący w rumowisku górnik ma dopływ powietrza. Wieczorem w czwartek kamery wziernikowe, wykorzystywane przez ratowników wskazały miejsce, w którym powinien znajdować się górnik. Ratownicy skierowali tam wszystkie wysiłki. W piątek rano okazało się jednak, że optymistyczny komunikat był przedwczesny. Górnika nie było we wskazanym punkcie. Ekipy torowały sobie drogę ręcznie. Biorąc pod uwagę długość rumowiska, wynoszącą 35 metrów i tempo przesuwania się czterech metrów na dobę, liczono się z tym, że akcja może trwać jeszcze kilka dni. Kiedy w piątek jeden z ratowników wykorzystując szczeliny dosłownie przecisnął się do zasypanego człowieka, okazało się, że znajduje się w odległości około 7-8 metrów od ekip.

 

Do tąpnięcia doszło w środę przed godz. 8 rano. Wstrząs o sile 2,4 stopnia w skali Richtera (w  skali górniczej był to wstrząs 6-7 stopnia) spowodował zawał skał na długości 35 metrów. Na skutek tąpnięcia rannych zostało jeszcze czterech górników. Dziś wiemy, że ich stan jest dobry.

 

 

Madej zaprzeczył, by przed zdarzeniem doszło do naruszenia przepisów lub zasad sztuki górniczej. Tąpnięcie nastąpiło w chodniku, który został dopuszczony do fedrowania zaledwie kilkanaście dni wcześniej. Został odpowiednio przystosowany do wydobycia. Zgodnie z zaleceniami nadzoru górniczego, wydobycie węgla z tej ściany było ograniczone maksymalnie do dwóch tys. ton na dobę. Kompania zapewnia, że wydobycie nie przekroczyło tysiąca ton na dobę. Madej przyznał natomiast, że zasypany górnik nie powinien przebywać w tamtym rejonie, bo to strefa szczególnego zagrożenia tąpaniami. Dochodzenie nadzoru górniczego ma wyjaśnić, dlaczego tam się znalazł.

 

Tomasz Raudner