TSA w Piecach
Z Markiem Piekarczykiem z zespołu TSA rozmawia Szymon Kamczyk.
25 czerwca na boisku sportowym w Piecach odbędzie się kolejna edycja przeglądu Piecowisko 2010. Do konkursu zakwalifikowało się 6 grup oraz 3 zespoły rezerwowe. Ocena i wybór zostały dokonane na podstawie nadesłanych materiałów muzycznych. W poprzednich latach koncerty przyciągnęły liczną publiczność. Na zakończenie zmagań uczestników tegorocznej edycji Piecowiska odbędzie się koncert ubiegłorocznego laureata – zespołu Pathfinder oraz legendy polskiego rocka – TSA. Z liderem i wokalistą grupy Markiem Piekarczykiem porozmawialiśmy o rzeczach ważnych i nieważnych oraz młodych talentach.
– Czy w Piecach TSA wystąpi w klasycznym składzie?
– Oczywiście. Będzie to skład, nazywany przeze mnie embrionalnym. Będzie Marek Kapłon na perkusji, Janusz Niekrasz na basie, Stefan Machel i Andrzej Nowak na gitarach no i ja. To jest ten sam skład osobowy, który w 1981 roku zaczynał ze mną i w Jarocinie wygrał Złotego Kameleona. Ciekawostką jest, że w naszej grupie grają cały czas ci sami muzycy. Od powrotu zespołu na scenę minęło już prawie 10 lat, a z początku wytrzymaliśmy razem zaledwie 3. Nagraliśmy wprawdzie tylko jedną płytę w 2004 roku, a w pierwszych trzech latach były 3 krążki. To było nagromadzenie potencjału, który musiał znaleźć ujście. Graliśmy wtedy 56 koncertów miesięcznie. Być może ten nadmiar pracy doprowadził do naszego rozpadu.
– Oczywiście. Będzie to skład, nazywany przeze mnie embrionalnym. Będzie Marek Kapłon na perkusji, Janusz Niekrasz na basie, Stefan Machel i Andrzej Nowak na gitarach no i ja. To jest ten sam skład osobowy, który w 1981 roku zaczynał ze mną i w Jarocinie wygrał Złotego Kameleona. Ciekawostką jest, że w naszej grupie grają cały czas ci sami muzycy. Od powrotu zespołu na scenę minęło już prawie 10 lat, a z początku wytrzymaliśmy razem zaledwie 3. Nagraliśmy wprawdzie tylko jedną płytę w 2004 roku, a w pierwszych trzech latach były 3 krążki. To było nagromadzenie potencjału, który musiał znaleźć ujście. Graliśmy wtedy 56 koncertów miesięcznie. Być może ten nadmiar pracy doprowadził do naszego rozpadu.
– Szykuje się nowy album?
– Może coś się wykroi, ale na razie jest ciężko. Są jakieś próby w Opolu, na temat nowych utworów, ale to jeszcze nic pewnego.
– Może coś się wykroi, ale na razie jest ciężko. Są jakieś próby w Opolu, na temat nowych utworów, ale to jeszcze nic pewnego.
– Dwa słowa o początkach...
– Kiedy debiutowałem mając 30 lat, wszyscy myśleli, że taki stary dziad, to już nadaje się do trumny (śmiech). Według niektórych żeby działać w rock and rollu trzeba mieć 15 lat, a to nieprawda. Trzeba się uczyć latami. Moi koledzy byli bardzo młodzi. Inna energia, inne czasy. Nie potrafiliśmy się zbuntować przeciwko menadżerstwu, które nas woziło jak cyrk obwoźny po kraju. Można skończyć różnie: albo stracić zdrowie psychiczne, lub zostać alkoholikiem, narkomanem. To się wielu zespołom zdarzyło wtedy. Nam się jakoś upiekło.
– Kiedy debiutowałem mając 30 lat, wszyscy myśleli, że taki stary dziad, to już nadaje się do trumny (śmiech). Według niektórych żeby działać w rock and rollu trzeba mieć 15 lat, a to nieprawda. Trzeba się uczyć latami. Moi koledzy byli bardzo młodzi. Inna energia, inne czasy. Nie potrafiliśmy się zbuntować przeciwko menadżerstwu, które nas woziło jak cyrk obwoźny po kraju. Można skończyć różnie: albo stracić zdrowie psychiczne, lub zostać alkoholikiem, narkomanem. To się wielu zespołom zdarzyło wtedy. Nam się jakoś upiekło.
– Abstynenci?
– Nie przesadzamy. Nie mówię, że jesteśmy tam jakimiś strasznymi abstynentami. Czasem możemy sobie pozwolić na jakieś winko, piwko, ale nie upijamy się. Muzyka jest dla nas jedyną i bardzo poważną pracą. Każdy koncert jest najważniejszy i zawsze musimy być na najwyższym poziomie. Nasza nazwa do tego nas zobowiązuje. Nasze koncerty są na wyższym poziomie brzmieniowym niż płyty, bo były takie czasy, że nie można było nas nagrać. Zawsze rozczarowanie jest raczej pozytywne.
– Nie przesadzamy. Nie mówię, że jesteśmy tam jakimiś strasznymi abstynentami. Czasem możemy sobie pozwolić na jakieś winko, piwko, ale nie upijamy się. Muzyka jest dla nas jedyną i bardzo poważną pracą. Każdy koncert jest najważniejszy i zawsze musimy być na najwyższym poziomie. Nasza nazwa do tego nas zobowiązuje. Nasze koncerty są na wyższym poziomie brzmieniowym niż płyty, bo były takie czasy, że nie można było nas nagrać. Zawsze rozczarowanie jest raczej pozytywne.
– Czy potrzeba przeglądów takich jak Piecowisko?
– Moim zdaniem wyłanianie talentów nie ma żadnego sensu w sensie takim, że cokolwiek to tym talentom. Za tym nic nie idzie. Kiedyś można było wyłowić talent da i sfinansować nagranie płyty oraz włożyć to do radia. Teraz jest to rozproszone. Młodzież jest trudna, wymaga dużo kasy i straszny nacisk kładzie się na komercję. Rockandrollowcy muszą się sami wybić. Takie przeglądy mają jedno znaczenie. Te zespoły mogą się spotkać, zaprezentować to, co grają i skonfrontować to z innymi muzykami. Niektórzy z nich w ogóle nie mają szansy zagrać koncertu. Takie przeglądy to szansa zaciekawienia kogokolwiek muzyką. W jury często też są ludzie doświadczeni, którzy mogą coś podpowiedzieć i doradzić. Dla młodych jest to radość i to się liczy.
– Moim zdaniem wyłanianie talentów nie ma żadnego sensu w sensie takim, że cokolwiek to tym talentom. Za tym nic nie idzie. Kiedyś można było wyłowić talent da i sfinansować nagranie płyty oraz włożyć to do radia. Teraz jest to rozproszone. Młodzież jest trudna, wymaga dużo kasy i straszny nacisk kładzie się na komercję. Rockandrollowcy muszą się sami wybić. Takie przeglądy mają jedno znaczenie. Te zespoły mogą się spotkać, zaprezentować to, co grają i skonfrontować to z innymi muzykami. Niektórzy z nich w ogóle nie mają szansy zagrać koncertu. Takie przeglądy to szansa zaciekawienia kogokolwiek muzyką. W jury często też są ludzie doświadczeni, którzy mogą coś podpowiedzieć i doradzić. Dla młodych jest to radość i to się liczy.
(ska)