Felieton Okiem Ryby – „Syndrom wakacji”
Jeden z moich znajomych pisarzy pewnego razu zadzwonił i prawie ze łzami w oczach, a miał wtedy prawie czterdzieści lat, oznajmił, że nie ma już urlopu i to będą jego pierwsze wakacje, na które nigdzie nie wyjechał. Syndrom wakacji towarzyszy społeczeństwu od wprowadzenia przez system państwowy powszechnej edukacji dla dzieci i młodzieży. Chyba nie będzie przesadą, że każdy obywatel państwa przynajmniej kilka razy w życiu wraca myślami do raju utraconego, czyli wakacji: rozświetlone promieniami słońca rozkwitające drzewa, ich obraz, przywołany z nagła...
I jeśli dzieciństwo ma się składać z jakichś wspomnień, niech składa się z przyjemnych wspomnień. Dzieci, które również będą miały rozświetlaną wyobraźnię snopami wakacyjnych świateł, jeśli będą startować w przyszłość na i o własnych nogach, nie będą, mam wielką nadzieję, miały w głowie innego syndromu: jeśli nie masz układów, nie znajdziesz dobrej pracy. Syndrom pleców widać również w urzędach wszelkiego rodzaju, jakie są dostępne przeciętnemu obywatelowi naszego Civitas. Ci, co mają syndrom pleców, mają inny syndrom wakacji od tych, którzy nie mają syndromu pleców.
Na naszym rybnickim światku znowu wróci pytanie o to, co robić w wakacje. Jest jakaś alternatywa dla najmłodszych, o ile jest w mniej popularnych dzielnicach miasta, są półkolonie. Wielu ludzi jednak narzeka na to, że nie ma życia kulturalnego, jakiegokolwiek programu, który aktywizowałby ludzi do uczestnictwa w kulturze. Są koncerty na kampusowej estradzie? Są. W sąsiednich Żorach jeszcze rok temu co tydzień były koncerty na Rynku, zloty rock’n’roll’owców, teatry uliczne. Wystarczy wyjrzeć za winkiel. Może lepiej się rozejrzeć niż tylko być zapatrzonym w siebie?
Robert Rybicki – publicysta, poeta, happener, autor czterech książek z wierszami (ostatnia: „Gram, mózgu”, Poznań 2010), laureat Nagrody Prezydenta Rybnika w dziedzinie kultury (2005).