Za obiad i 40 zł na głowę
Słoneczna aura przyświeca przedsiębiorczym. Na ulicach miasta można spotkać zarabiających sezonowo młodych ludzi.
Robią to z potrzeby posiadania własnych pieniędzy. Próbują przy tym połączyć swoje pasje lub wpleść w wykonywane zajęcie trochę młodzieżowego luzu. Pomysły na wakacyjny zarobek to inicjatywa, do której ich nikt nie namawiał, sami poczuli, że to dobra koncepcja.
Ewelina i Roksana przyjechały do Raciborza z Katowic. Mają tu rodzinę. W słoneczny dzień, na rynku rozłożyły stoisko z czereśniami. Pod parasolem, dającym odrobinę cienia, dwie dziewczyny czekają na klientów. Opalone i ledwo zakryte ciała dziewczyn przyciągają skryte spojrzenia mężczyzn. Ludzie z daleka zaglądają co to za oferta. – Pomagamy w ten sposób mojej cioci, która zajmuje się handlem warzywami. Pomyślałam, że mogę jej trochę pomóc i przy okazji sama coś zarobić – wyjaśnia Ewelina. Z namówieniem koleżanki z liceum nie było problemu. Postawiły na czereśnie. – Same wszystkie zbierałyśmy. Owoce są aż spod Częstochowy – mówi Roksana. W ich ofercie są cztery rodzaje czereśni, każde z nich mają w sobie coś wyjątkowego. – To nasz sposób na wakacyjny zarobek – mówią zgodnie. Najgorzej wspominają pierwszą godzinę, kiedy nękała ich niepewność. – Teraz już się jakoś kręci – mówią, cały czas zaglądając przez ramię i zagadując przechodniów – potencjalnych klientów.
Kuzyni z rodu Frączków, kierowani ideą muzycznego apostolstwa, wyszli z instrumentami na ulice. Dwaj bracia Jeremiasz i Ignacy, mieszkający na co dzień w Zabrzu, przyjechali odwiedzić rodzinę w Raciborzu. Tu czekał na nich kuzyn Tobiasz, dzielący z nimi wspólne zainteresowania. – Wszyscy jesteśmy po szkołach muzycznych. Postanowiliśmy połączyć przyjemne z pożytecznym i grać dla ludzi na ulicach miasta – mówi Jeremiasz, student grający m.in. na akordeonie. Pokrowce instrumentów rozłożyli przy klombach na rynku, wyciągnęli gitarę, akordeon, trąbkę. Usiedli na ziemi i zaczęli koncert. – W naszym repertuarze mamy utwory niemal z każdego gatunku. Od sokołów, przez bluesa po Guns N’ Roses. Mamy również swoje kawałki – wyjaśnia Jeremiasz. Raciborzanie przyjęli muzyków życzliwie. Do otwartego futerału akordeonu co chwila wpadała jakaś moneta. – Po pierwszym dniu grania zarobiliśmy na głowę ok. 40 zł, część przeznaczyliśmy na dobry obiad – uśmiechają się chłopaki. – Racibórz to fenomenalne miasto, mało jest tu takich grup jak my. Czujemy, że przechodnie są nastawieni do nas pozytywnie – dodaje akordeonista.
(woj)