Czekają, aż ktoś zginie?
Ulicą księdza Pojdy samochody jeżdżą jak szalone. Notorycznie dochodzi tam do wypadków. W ciągu samego ubiegłego miesiąca miało tam miejsce kilka poważnych stłuczek. Jednak mimo próśb mieszkańców, gmina do tej pory nie zdecydowała się zamontować fotoradaru. Jak dowiedzieliśmy się w urzędzie, pismo skierowane w tej sprawie do burmistrza w listopadzie ubiegłego roku do tej pory nie dotarło do szefa urzędu.
Mieczysław Kowalczyk, mieszkaniec Leszczyn, pismo do burmistrza z prośbą o zainstalowanie fotoradaru złożył do urzędu miejskiego już w listopadzie ubiegłego roku. – Mieszkam niedaleko. Kiedy widzę z okna, jak dzieci boją się tu przejść, nawet na pasach uciekają przed pędzącymi samochodami, to po prostu budzi przerażenie. Chodzi tędy dużo ludzi, do biblioteki, do ośrodka pomocy społecznej, do sklepu, a samochody mimo ograniczenia do 40 km pędzą tu jak szalone – opowiada pan Mieczysław. – Nie dalej jak kilka dni temu, koło zameczka był kolejny wypadek, samochód jadący 160/h wypadł z drogi i przewrócił drzewo. Do tej pory można znaleźć pogruchotane części – dodaje.
Bałagan w urzędzie
Mieszkańca gminy poparli przedstawiciele okolicznych instytucji. Na petycji, którą złożył do urzędu widnieją podpisy dyrektor mieszczącego się nieopodal Zespołu Szkół Specjalnych, a także dyrektorek Biblioteki Publicznej i Świetlicy Terapeutyczno-Środowiskowej, mających swe siedziby w leszczyńskim „zameczku”. Trudno jednak winić urzędników za opieszałość w tej sprawie, skoro jak się okazuje, dokumenty czasem giną z urzędniczych biurek. Chociaż na petycji pana Kowalczyka widnieje czerwono na białym data wpływu pisma z dniem 24 listopada 2009 roku, w urzędzie otrzymaliśmy zapewnienie, że w ciągu ostatniego roku nie otrzymali takiego dokumentu. – Do Urzędu nie wpłynęło ani jedno pismo w sprawie zainstalowania fotoradaru na ulicy Ks. Pojdy w okolicach skrzyżowania z ul. Ligonia w Leszczynach – informuje Krystyna Jasiczek, naczelnik wydziału rozwoju gminy i miasta. Nic dziwnego więc, że przez ponad pół roku odpowiedzi też nie było.
Od Annasza do Kajfasza
Dzielny obywatel nie dał jednak za wygraną. Od Zarządu Dróg i Służb Komunalnych w Czerwionce – Leszczynach dowiedział się, że instalacja fotoradaru leży w kompetencjach Zarządu Dróg Powiatowych. – Stacjonarny fotoradar musi uzyskać pozytywną zgodę od administrującego ruchem na drodze, czyli w tym wypadku Zarządu Dróg Powiatowych – dowiedzieliśmy się także w urzędzie gminy. Tymczasem dyrektor Zarządu Dróg Powiatowych zapewnia, że instalacja fotoradarów, które służą do kontroli ruchu drogowego należy do zadań gminy. – To nie element organizacji ruchu. My zajmujemy się umieszczaniem oznakowania poziomego, pionowego. Możemy umieścić np. znak ograniczenia prędkości. Kontrola ruchu drogowego np. poprzez fotoradar należy jednak do zadań gminy – mówi Bernard Simon, dyrektor Zarządu Dróg Powiatowych w Rybniku. – Najistotniejsza jest opinia policji co do zasadności umieszczenia fotoradaru w danym punkcie – dodaje.
Sprawa trafiła na komendę
W połowie czerwca, nie doczekawszy się żadnych działań ze strony władz gminy, pan Mieczysław zwrócił się do policji. Pismo złożone na Komisariacie Policji w Czerwionce – Leszczynach zostało przekazane do rybnickiej komendy. – Rzeczywiście, otrzymaliśmy takie pismo. Teraz będziemy przygotowywać analizę stanu bezpieczeństwa. Jeśli wydamy pozytywną opinię, mieszkańcy będą mogli się z nią skierować do władz gminy, żeby to sfinansowały – informuje młodszy aspirant Ryszard Czepczor z wydziału ruchu drogowego rybnickiej komendy. – Najprawdopodobniej pojadę tam jeszcze w przyszłym tygodniu – dodaje policjant. Zastanawiać może tylko, dlaczego pismo mieszkańca musiało przejść przez aż tyle urzędniczych rąk zanim dotarło do właściwych. – Ja nie dążę do zwady. Bardzo bym tylko chciał, żeby ta sprawa została załatwiona, zanim ktoś tu zginie. To przecież dla naszego wspólnego dobra – kwituje Mieczysław Kowalczyk.
Beata Matuszek
Zaginione dokumenty
Sprawą zaginionego dokumentu bardzo zdziwiony był szef czerwioneckiego urzędu. Tym bardziej, że adresatem pisma był on sam. – Nie trafił do mnie ten dokument, nie znałem tej sprawy, ten temat nie był też procedowany na sesji rady gminy – zapewnia burmistrz Wiesław Janiszewski. Szef urzędu nie bardzo potrafi też wyjaśnić, jak mogło dojść do takiego zaniedbania. – Wszystkie pisma, które są przyjmowane do kancelarii, są odnotowywane elektronicznie, nadaje się im numer i są przekazywane do właściwych wydziałów, które zajmują się konkretnymi sprawami – informuje burmistrz. Dzień po naszym telefonie tajemnicza sprawa w urzędzie nagle się wyjaśniła. – Tak, rzeczywiście, pismo wpłynęło do nas i zostało przekazane do Zakładu Dróg i Służb Komunalnych, który przekazał sprawę dalej – powiedział nam Wiesław Janiszewki.