Okiem Ryby – „Spisek konopny czy nadgorliwość stróżów prawa?”
Młodzież ruszyła do ataku. Konflikt między zwolennikami legalizacji marihuany a rybnicką policją wydaje się być mocnym punktem programowym rozważań społeczności alternatywnych. Linia podziału między normatywnym punktem widzenia, który reprezentują „przedstawiciele” państwa, konserwatywna część społeczeństwa, a spojrzeniem „miłośników marihuany” i zwolenników jej legalizacji, jest ostra. Tu się polaryzują światopoglądy. Ruch Wolnych Konopii działa w najróżniejszy sposób: od wydawania prasy po organizacje manifestacji, jak na przykład Marsz Konopii w Warszawie. W Rybniku ostatnio doszło do zamanifestowania niezadowolenia z faktu penalizacji pewnych spraw związanych z konopiami indyjskimi.
Legalizacja marihuany byłaby z mojego punktu widzenia fantastycznym posunięciem. Byłaby oznaką tego, że społeczeństwo się zmienia, staje się odważniejsze. Nie trzeba nikogo przekonywać o relatywnej nieszkodliwości tej rośliny w porównaniu z alkoholem, tytoniem i telewizją. Wystarczy spojrzeć na Lekcję Holandii. Jeśli ktoś używa konopii indyjskich, zdaje sobie sprawę z tego, że jest ona nieszkodliwa dla wątroby, czy, dajmy na to, oskrzeli. Co na to bioetyka?
Policjanci rybniccy wykazali się brakiem podstawowego obycia, wytwarzając atmosferę skandalu, organizując kolejną pokazową akcję antynarkotykową, która, jak kilka sławetnych w historii, kompromituje nasze komisariaty. Czy spektakularne i wymyślone zatrzymania były potrzebne? Później mają jeszcze czelność twierdzić, że jeśli grupa osób ma dowody na swą niewinność, sprawę rozstrzygnie sąd. Można zrozumieć jakiś cel społeczny, typu chronienie dzieci, ale gdy zważy się poziom układziarstwa jaki tam panuje, ponadto poziom mentalny niektórych rybnickich policjantów, żałość porywa. W tym momencie jestem po stronie młodzieży.