Rozmowa z Kamilem Kosteckim z ROW
Sól piłki to kibice
– Dla wielu twój powrót do Rybnika był zaskoczeniem.
– Dla mnie też. Przed sezonem nie planowałem, że znowu zagram w moim rodzinnym mieście. Na początku przygotowywałem się z Olimpią Elbląg. Byłem tam dwa tygodnie. Potem przez tydzień trenowałem z Resovią Rzeszów. Niestety, nic z tego nie wyszło. Byłem trochę zniesmaczony i zmęczony całą sytuacją. Dlatego gdy zadzwonił trener Furlepa i zaproponował grę w Rybniku pomyślałem, że to dobry pomysł. No i w efekcie będę walczył z Energetykiem o awans.
– Jak przebiegały rozmowy z prezesem Janikiem? Pamiętam, że rozstawialiście się w średniej atmosferze.
– Myślę, że gdyby nie pomoc trenera i wstawiennictwo pana Waldemara Stępniewskiego, trudno byłoby mi przekonać do siebie prezesa. Mam jednak nadzieję, że swoją postawą na boisku udowodnię, że zrobił właściwie podpisując ze mną kontrakt.
– Masz świadomość, że rybniczanie już kilka lat czekają na awans.
– Oczywiście. Uważam, że obecnie mamy kadrę zdolną do wygrania ligi. Do klubu przyszło kilku doświadczonych zawodników jak: Jarosław Wieczorek, Grzegorz Bonk. Zostali Wojciech Reclik, Janusz Wrześniak, Grzegorz Dzięgielowski czy Marcin Kocur. Do tego uzdolniona młodzież. To pokazuje, że w drużynie będzie rywalizacja. W trakcie sezonu przytrafiają się kontuzje, absencje za kartki. Wtedy fakt, że rezerwowi wcale nie są gorsi od tych, którzy grają może być decydujący.
– W ubiegłym tygodniu wasz trener powiedział mi, że ligę wygrywa się ławką rezerwowych.
– Coś w tym jest. Obserwowałem co się dzieje w Rybniku. I właśnie to, że działacze zakontraktowali takich zawodników przekonało mnie ostatecznie żeby wrócić na stare śmieci. Chciałbym aby do Rybnika przyjeżdżały bardziej znane firmy niż KS Krasiejów czy Orzeł Babienica/Psary. Z całym szacunkiem dla tych drużyn. Uważam, że kibice w naszym mieście na to zasługują. W tym składzie osobowym jesteśmy w stanie im to zapewnić.
– Miałeś już okazję pracować z Janem Furlepą, nowym trenerem Energetyka ROW.
– Gdy reprezentowałem barwy drużyny z Jastrzębia trener Furlepa przygotowywał nas do sezonu. Jednak na tydzień przed startem ligi przeniósł się do Gliwic, aby asystować Ryszardowi Wieczorkowi w ekstraklasie. Dopiero teraz widzę jak prowadzi zespół w meczach ligowych. Jak reaguje. Pamiętam, że w Jastrzębiu wprowadził ostrą dyscyplinę. Myślę, ze teraz będzie podobnie. To dobrze, bo bez tego nie ma szans na sukces w sporcie.
– Skąd pomysł na piłkę nożną? Trenowałeś może inne dyscypliny?
– Nie. Od małego biegałem za piłką nożną. Z kolegami z Kilińskiego, gdzie nadal mieszkam, godzinami graliśmy. Potem kilku z nas zapisało się do sekcji RKP Rybnik. To był chyba 1992 rok. Ze wszystkich tylko ja wytrwałem i gram do dziś.
– Czy w swojej karierze zawsze byłeś pomocnikiem?
– Bardziej w mojej przygodzie z piłką (śmiech). Tak. Trenerzy zawsze wystawiali mnie w formacjach ofensywnych. Nawet nie pamiętam na jakiej pozycji chciałem grać gdy byłem mały. Nie miało to chyba znaczenia. A że mój piłkarski idol Luis Enrique, największy walczak na boisku był głównie pomocnikiem, to fajnie że i ja mogę występować na tej pozycji.
– Kilka lat grasz już w piłkę. Twój najlepszy moment w karierze. Przepraszam, w przygodzie z piłką?
– Na pewno mecz w Łodzi z Widzewem w barwach GKS-u Jastrzębie. Wygraliśmy wtedy 1:0 po mojej bramce. Pamiętam tamtą atmosferę. Kilka tysięcy kibiców. Podobnie było na Koronie w Kielcach czy w Lubinie. Wtedy nie myśli się o pieniądzach, problemach. Człowiek wychodzi na boisko i traktuje mecz jak świętość. Cały urok piłki to kibice, ich doping. Do tego światła, fajny stadion i można grać. Moim zdaniem solą futbolu są fani. Bez nich gra w piłkę traci sens. Dlatego mocno wierzę, że awansujemy i w Rybniku wróci moda na piłkę. Co za tym idzie, na stadion będzie przychodzić coraz więcej ludzi.
– Były pewnie i mniej miłe chwile.
– Oczywiście. Gdy grałem w Rybniku bardzo przeżyłem spotkanie z Beskidem Skoczów. Decydowało ono o naszym awansie do baraży. Miałem w tym meczu kilka okazji do zdobycia bramki i nic nie chciało wpaść. Kilka dni dochodziłem do siebie. Zastanawiałem się czy to wszystko ma sens. Trudne chwile były również w Jastrzębiu. Bez pieniędzy, odpowiedniego przygotowania zbieraliśmy baty w II lidze wschodniej. Odechciewało się grać. Osobiście było mi po prostu wstyd. Mam nadzieję, że więcej w podobnej sytuacji się nie znajdę.
– Wszyscy znamy perturbacje finansowe, jakie miały miejsce w Jastrzębiu. Mimo to zawodnicy zawsze deklarują, że na boisku nie myślą o pieniądzach.
– Fakt, że klub szwankuje organizacyjnie zawsze ma znaczenie. Gdy przez tydzień w szatni rozmawia się tylko o pieniądzach, a bardziej o ich braku... coś w głowach zostaje. Jasne, że nie wychodzi się na boisko żeby się położyć, ale w kluczowych momentach może brakować mobilizacji, motywacji. Gdy myśli się o tym – czy ktoś z zarządu zejdzie i pogada z nami, zamiast o taktyce na zbliżający się mecz to nie może być dobrze.
– Piłka nożna wypełnia ci całe życie?
– Większość. Przez ostatnie lata grę musiałem godzić ze studiami. Najpierw w Raciborzu, potem na magisterskich w Wodzisławiu. Teraz, jak mam czas, lubię wyskoczyć do kina, posłuchać muzyki, spotkać się ze znajomymi. Nic szczególnego.
– Myślałeś już co będziesz robił po zakończeniu kariery?
– Spokojnie, mam dopiero 27 lat (śmiech). Chciałbym jeszcze kilka dobrych sezonów rozegrać. A potem? Na pewno moim marzeniem jest, aby pozostać przy piłce. Może trenowanie dzieci? Nie mam jeszcze sprecyzowanych planów.
– Sezon rozpoczęliście od porażki w Myszkowie. Potem było efektowne zwycięstwo nad Krasiejowem. Który obraz drużyny jest prawdziwszy?
– Uważam, że w tych meczach nie pokazaliśmy na co nas stać. Prawdziwą naszą wartość było widać w kilku sparingach. Ta drużyna naprawdę ma potencjał. Jestem pewny, że ciężko przepracowany okres przygotowawczy przyniesie efekty i pokażemy dobry futbol w meczach mistrzowskich. Myślę, że bardzo istotne spotkania zaczną się od 6. kolejki. Wtedy przyjedzie do nas Opole a tydzień później jedziemy do Bielska – Białej. To nasi potencjalni rywale w walce o awans. Każdy punkt będzie bardzo ważny. Jak w każdym meczu oczywiście.
– W takim razie – powodzenia w walce o awans.
– Po to tutaj przyszedłem. Przy okazji, zapraszam wszystkich na nasze mecze. Gdy będzie więcej kibiców, może działacze zdecydują się abyśmy mecze grali przy światłach. Bo na obecną chwilę w Rybniku tylko tego mi brakuje.
Rozmawiał: Marek Pietras