Chcemy jechać na mistrzostwa świata i Europy
O sukcesach i bolączkach rybnickiej szermierki opowiedzieli nam Krystian i Artur Fajkis, trenerzy młodych szpadzistów RMKS Rybnik.
– Właśnie rozpoczynają panowie ze swoimi podopiecznymi nowy sezon. Jakie są wasze oczekiwania?
Artur Fajkis: Chciałbym aby przynajmniej jeden z naszych zawodnik zakwalifikował się na mistrzostwa świata i Europy kadetów. Te pierwsze odbędą się w Jordanii na początku 2011 roku. Mistrzostwa Europy zostaną rozegrane natomiast w austriackim Klagenfurcie. Jest na to realna szansa. Awans wywalczy najlepsza czwórka z listy Polskiego Związku Szermierczego.
– Rozumiem, że ranking buduje się uczestnicząc w zawodach i zdobywając punkty?
Krystian Fajkis: Dokładnie tak. Odbędzie się osiem turniejów w kraju. Wyniki z czterech najlepszych będą brane pod uwagę przy tworzeniu wspomnianej listy rankingowej. Do tego dochodzą zawody pucharu świata i Europy. Obecnie trzech naszych zawodników ma szansę pokazać się przynajmniej w Europie. Chodzi o imprezy m.in. w Budapeszcie, Modling i Bratysławie. Mogą tam wystartować Krystian Fajkis, Kamil Naszkowski oraz Przemysław Trzepizur.
– Ubiegły sezon zaliczają panowie do udanych?
K.F.: Myślę, że nie było źle. Ale szczerze liczyliśmy na więcej. Na plus na pewno trzeba zapisać występ drużyny kadetów na mistrzostwach Polski. Wróciliśmy z brązowym medalem. A nie należeliśmy do faworytów. O podium biliśmy się z bardzo silną drużyną z Krakowa. Przed zawodami to oni mieli zdobyć złoto. Przegrali jednak z nami bój o brąz.
Liczyliśmy, że lepiej będzie startował Wojtek Sworowski. Niestety, nie udało mu się wywalczyć medalu MP ani zakwalifikować na mistrzostwa świata. Jego sukcesy to 4. miejsce w drużynie podczas ME w Odense i ósme miejsce w pucharze świata, który odbył się w Helsinkach. Zwyciężył również w Pucharze Polski Juniorów.
– Wojtek od lat zaliczany jest do największych talentów szpady. Jakie ma plany na nadchodzący sezon?
A.F.: Właśnie zaczyna nowy rozdział swojej przygody z szermierką. Od października rozpocznie studia w Krakowie i będzie reprezentował tamtejszy AZS. To dobrze dla niego. U nas nie miał odpowiednich sparingpartnerów. Tam będzie trenował na co dzień m.in. z Radosławem Zawrotniakiem, który w lipcu wywalczył brąz na seniorskich mistrzostwach Europy. W ogóle w Krakowie powstaje bardzo silna ekipa. Dla rozwoju Sworowskiego to bardzo dobrze.
– Jeżeli chodzi o rybnicką sekcję, ilu obecnie macie podopiecznych?
K.F.: Trenuje u nas 60 zawodników. Oczywiście są podzieleni na kategorie. Od dzieci do juniorów. Z seniorami, tak jak w większości sekcji w Polsce, jest problem. Kluby nie są w stanie zaproponować im godziwych warunków finansowych, dlatego muszą odchodzić do AZS-ów. Tak było z Sajewicz, tak teraz jest ze Sworowskim.
A.F.: Rozwiązaniem byłyby stypendia. Taki model funkcjonuje w Gliwicach. Zawodnik dostaje ok. 1500 zł i studiuje zaocznie. W tym czasie cały czas reprezentuje macierzysty klub. Ale Gliwice to wyjątek. W Warszawie żadnych stypendiów nie dostali nawet medaliści mistrzostw Polski.
– A jak wygląda sytuacja trenerów?
A.F.: Pracując tylko w klubie – jest problem. Dlatego są zawirowania ze szkoleniowcami. Trudno w dzisiejszych czasach pracować za kilkaset złotych. I to się nie zmieni dopóki zawód trenera nie zostanie prawnie usytuowany. Nie da się ściągnąć młodych utalentowanych trenerów bez pieniędzy.
K.F.: Ja będąc szkoleniowcem kadry narodowej juniorów mam nieco lepiej. Ale w perspektywie kilku lat muszę cały czas być czujny. Przecież trenerem reprezentacji się bywa. Nie mogę więc zrezygnować ze wszystkich zajęć na rzecz szermierki. To byłoby zbyt duże ryzyko.
– Z czego utrzymuje się sekcja?
K.F.: Mamy kilka źródeł finansowania. Dostajemy grand z miasta, współfinansują nas rodzice zawodników oraz założone przez nas Stowarzyszenie Przyjaciół Szermierki im. T. Konska. Należą do niego byli zawodnicy, działacze, rodzice. Przewodniczącym jest Wincenty Mura. Oprócz zbierania środków finansowych stowarzyszenie ma nam pomóc promować szermierkę. Nie można również zapomnieć o pieniądzach ze związku szermierczego. Te są adekwatne do wyników.
– Czy szermierka to drogi sport?
K.F.: Niestety tak. Teraz jest jeszcze pomysł, aby cały sprzęt używany w szermierce był atestowany. To zdecydowanie podniesie jeszcze koszty. Być może niektóre kluby będą musiały zastanowić się nad dalszym istnieniem. Strój szermierza kosztuje ok. 1500 zł. Do tego maska, klinga – to kolejne kilkaset złotych. A trzeba pamiętać, że sprzęt się zużywa.
A.F.: Powstały już sekcje komercyjne. Takie na wzór zachodnich. Tam rodzice płacą za wszystko. Nawet za lekcje z trenerem, które nie są tanie. Z tego też powodu zajęć jest niewiele. Zobaczymy w przyszłości, ale do tej pory z takiej sekcji jeszcze nikt się nie przebił.
– Jak często odbywają się treningi?
K.F.: Codziennie. W szermierce nie da się inaczej. Do tego w weekendy zawody albo konsultacje kadry. Aby osiągnąć sukces trzeba naprawdę się poświęcić. Jeżeli ktoś nie lubi pracować, brak mu konsekwencji – w szermierce nie ma czego szukać.
– Każdy może zostać szermierzem?
K.F.: Nie ma jednego modelu na zawodnika. Jedni są lepsi motorycznie, inni mają przewagę w sferze wolicjonalnej. To bardzo ważny czynnik. Gdy osiągnie się już pewien stopień zaawansowania technicznego, wszystko rozgrywa się w głowie. Jest takie powiedzenie, że dobry szermierz zaczyna się od szyi w górę.
– W jakim wieku należy rozpocząć treningi?
K.F.: My przyjmujemy do sekcji siedmio– i ośmiolatków. Na początku jest to zabawa z szermierką. Prawdziwe zajęcia zaczynamy u dzieci dziewięcioletnich. Kilka lat temu opracowaliśmy system szkolenia, który, jak widać po wynikach, sprawdza się. Trenujemy tylko jedną broń, czyli szpadę chłopców i dziewczyn.
– Mogliby panowie wyjaśnić różnicę pomiędzy floretem, szablą a szpadą?
K.F.: Ogólnie mówiąc, floret i szpada to broń, którą zadaje się tylko pchnięcia. W szabli możliwe są również cięcia. We florecie można trafiać tylko w tułów. W szpadzie całe ciało, łącznie z głową i kończynami, stanowi pole trafienia.
– Czy istnieją w naszym kraju sekcje szermierki dla amatorów?
A.F.: Na pewno była taka w Warszawie i Sosnowcu. My też możemy taką założyć jeżeli tylko będą chętni. Wiem, że obecnie byli zawodnicy, można powiedzieć weterani, mocno się uaktywnili. Mają swój cykl zawodów pucharowych. To dobrze. Im więcej uprawiających szermierkę, nawet rekreacyjnie, tym większa szansa na spopularyzowanie tej pięknej dyscypliny sportu.
– Czy dzieci chętnie trafiają do waszej sekcji? Czy panów zdaniem jest moda na sport w Rybniku?
K.F.: Na początku to bardziej sprawa rodziców. Muszą mieć chęć i czas aby przyprowadzić dziecko i zarazić go do uprawiania sportu. Na razie nie narzekamy na frekwencję. Mamy dość liczną grupę. Ale tylko z takiej jest szansa wyselekcjonować talenty.
A.F.: Nasz sport jest niszowy. Dlatego też nakłady na naszą sekcję są nieporównywalne z piłką nożną, koszykówką czy żużlem. Mamy nadzieję, że odnosząc sukcesy i pokazując się w mieście podczas różnych imprez zapracujemy sobie na odpowiednie miejsce. Na Zachodzie wszystko funkcjonuje trochę inaczej. Tam jest większa tradycja w uprawianiu sportu. U nas dopiero coś takiego zaczyna się kształtować. Jeszcze parę lat temu człowiek biegający po lesie był traktowany jak odmieniec.
Rozmawiał: Marek Pietras