Chory Filipek nie mógł doczekać się na lekarza. Szpital się tłumaczy.
Pani Agnieszka Fałat przeżyła w rybnickim szpitalu prawdziwe piekło. Z bladym jak śnieg i gorączkującym 20-miesięcznym synkiem na badanie czekała 8 godzin. – Przez ten czas nikt nawet nie zapytał jak Filipek się czuje. A ja obawiałam się już najgorszego – wspomina mieszkanka Rybnika.
– W czwartek 21 października zaniepokojona stanem zdrowia syna (1,8 lat) udałam się do pediatry, którego również zaniepokoił stan zdrowia dziecka. Z uwagi na silną reakcję dziecka na ból jak i zbliżający się weekend lekarka skierowała mnie do szpitala w celu zrobienia szczegółowych badań dziecku – rozpoczyna swą historię Agnieszka Fałat. Na izbie przyjęć w orzepowickim szpitalu wykonano tylko badanie osłuchowe bez dodatkowych badań. Lekarz przepisał antybiotyk i dziecko z temperaturą 40 stopni wróciło do domu. Następnego dnia reakcja na ból u synka nasiliła się. – Ponownie udałam się do pediatry, który pilnie zalecił zrobienie USG jamy brzusznej. Ze skierowaniem udałam się do jednostki medycznej na ul. Byłych Więźniów i tam pan lekarz odmówił mi wykonania zaleconego badania USG. Skierowanie rzekomo było niewłaściwe – opowiada swe perypetie kobieta.
Godziny w poczekalni
Zmartwiona matka z nowym skierowaniem, tym razem do chirurga dziecięcego, udała się na izbę przyjęć do szpitala w Orzepowicach. Okazało się, że to dopiero początek „ciężkiego dnia”. Historia badania malucha w relacji matki przedstawia się następująco:
Godzina 10.30 – pielęgniarka (może lekarka) bierze bez słowa dyskietkę dziecka, skierowanie i kartę informacyjną z poprzedniego dnia. Domyślam się, że mam czekać.
Rozglądam się... są 3 osoby: dziecko 0,6l, nastolatka i pan z krwawiącą ręką oraz telewizja (dziś przywieziono górnika z Rydułtów). Pomyślałam: „nie jest źle, tylko 3 osoby przede mną, wprawdzie syn na czczo, ale powinno pójść sprawnie”.
Godz. 12-13 – przyjmowane są tylko osoby dorosłe, które przyszły po mnie. Dzieci i pan prawdopodobnie do szycia. Nadal czekamy. Pani z półrocznym dzieckiem zaczyna się denerwować, pan z ręką krwawiącą również. Dowiaduję się, że czekają od 9.00. Nadal zbierają się ludzie, którzy na bieżąco zostają wołani do lekarza za wyjątkiem osób z dziećmi. Moje dziecko zaczyna być nerwowe z głodu i temperatury.
Godz. 15-16 – pan z krwawiącą coraz bardziej ręką zostaje wreszcie po 6 godzinach czekania wezwany, chwilę po nim zostaje przyjęte na oddział dziecko półroczne które równie długo czekało.
Zaniepokojona pogarszającym się stanem zdrowia dziecka (temperatura nadal rośnie dziecko zaczyna mieć drgawki) i niemożnością odróżnienia czy dziecko słabnie czy zasypia, decyduję się osobie dyżurującej z słuchawkami na szyi zadać pytanie: „proszę określić ile to dziecko może jeszcze czekać…? bo ma temperaturę, wystąpiły drgawki powinno już dostać dawno jeść a czeka na USG”. Poprosiłam również o zredukowanie w miarę możliwości czasu oczekiwania na lekarza. Pani ze słuchawkami wzięła dane dziecka i już się z informacją dla mnie nie pojawiła.
Po godz. 16.00: wezwano nastolatkę. Nikt nie stara się nawet udzielić mi informacji: ile jeszcze mam to dziecko głodzić i czy w ogóle będę przyjęta? Kiedy pani ze słuchawkami na szyi po godzinie od zadania jej pytania próbowała obojętnie przejść koło mojej osoby, jeszcze raz zapytałam. „Ale pana doktora w tej chwili nie ma”! – odpowiedziała.
Godz. 17.30 – pojawił się chirurg dziecięcy i otrzymaliśmy skierowanie na USG
Po godz. 18.00: wycieńczonemu dziecku po ok. 8 godzinach czekania bez jedzenia i picia zrobiono wreszcie USG i wypuszczono do domu.
Gdyby się leczyła w innym kraju...
– Na koniec jeden z lekarzy powiedział mi coś w stylu: „Gdyby się pani leczyła w innym kraju, to dopiero by pani widziała”. Rozumiem, że lekarze też narzekają na system opieki zdrowotnej. Ale przecież to jest zwyczajne podejście do pacjenta. W pewnym momencie zastanawiałam się, czy w szpitalu można umrzeć. Przez tyle godzin nikt się nie zainteresował nami, trzymałam synka i nie wiedziałam, czy mdleje czy zasypia. To był horror – nie kryje oburzenia pani Fałat. W trakcie oczekiwania nerwy poniosły też pozostałych pacjentów. – Ludzie, którzy przychodzili, w pewnym momencie nie wytrzymali, i gdy zobaczyli stan Filipa, byli bardzo wzburzeni. Obawiałam już się na koniec jakiejś wielkiej awantury – dodaje.
Łukasz Żyła
Odpowiedź Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 w Rybniku:
Istotnie, w trybie udzielania pomocy popełniono wiele rażących błędów. Niemniej w naszej ocenie najmniej zawinił Szpital. System opieki zdrowotnej oparty jest na przejrzystych zasadach co do kompetencji i zakresu zadań spoczywających na podmiotach udzielających świadczeń medycznych.
Prześledźmy zatem krok po kroku to, co się stało. Posiłkując się informacjami zawartymi w skardze, wiadomo że matka dziecka udała się po poradę do przychodni Podstawowej Opieki Zdrowotnej, w której jest zadeklarowana (NZOZ Rodzina, Rybnik, ul. Reymonta, lekarz Renata Szubra). W ramach pomocy otrzymała skierowanie do Oddziału Pediatrycznego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 w Rybniku i ustną informację o konieczności zrobienia badań laboratoryjnych. Każda poradnia POZ ma możliwość skierowania pacjenta bezpośrednio na badania laboratoryjne, bo wymogiem NFZ jest posiadanie umowy z laboratorium analitycznym. Prościej jest jednak „wypchnąć” chorego w stronę szpitala. Około godz. 15.00 dziecko zostało zbadane
w izbie przyjęć oddziału pediatrycznego przez lekarza Elżbietę Kubek-Kreis – specjalistę chorób dziecięcych. Badanie fizykalne dziecka pozwoliło na postawienie diagnozy wirusowej infekcji gardła. Do postawieniu tego rozpoznania nie są wymagane żadne badania analityczne. W dniu następnym wskutek nieustąpienia dolegliwości matka ponownie zgłosiła się w swojej przychodni POZ. Efektem tej wizyty była kolejna kartka – skierowanie na badanie USG jamy brzusznej. Z owym skierowaniem matka udała się do Zespołu Poradni Centrum Medyczne przy ulicy Byłych Więźniów Politycznych, gdzie jak napisano w skardze „pan lekarz odmówił mi wykonania badania USG”. NZOZ Centrum Medyczne posiada własną pracownię USG, ale oczywiście łatwiejsze od realizowania statutowych działań i niewątpliwie korzystniejsze dla finansów NZOZ-u jest wypisanie kolejnej kartki – skierowania do chirurga dziecięcego w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 3 w Rybniku.
Z analizy dokumentacji medycznej Szpitalnego Oddziału Ratunkowego wynika, że Filip Fałat zgłosił się około godz. 11.30. Personel pielęgniarski nie miał możliwości kontaktu z lekarzem dyżurnym Oddziału Chirurgii Dziecięcej za względu na fakt przeprowadzania w tym czasie operacji. Z dalszej analizy wynika, że przyjęcie dziecka przez lekarza dyżurnego nastąpiło około godz. 16.30. Z wywiadu, który został zebrany przez dyżurnego chirurga dziecięcego od rodziców dziecka wynika, że powodem skierowania po raz kolejny do szpitala jest li tylko wykonanie badania USG a nie konsultacja chirurga dziecięcego. Nie zmienia to faktu że dziecko zostało ponownie zbadane. Jak napisał w swoim wyjaśnieniu lekarz dyżurny dr n. med. Wojciech Bijata: „Zarówno wywiad jak również przeprowadzone przeze mnie badanie w żadnym stopniu nie wskazywało na potrzebę leczenia chirurgicznego dziecka.” Mimo to USG wykonano nie znajdując w obrębie jamy brzusznej patologii.
W pełni rozumiemy irytację wynikającą z długiego oczekiwania. Mamy nadzieję, że medialne nagłośnienie tego wydarzenia, o które usilnie zabiegają rodzice dziecka pozwoli zrozumieć wielu pacjentom absurdalność takich sytuacji. Wyrażamy nadzieję, że nasi przyszli pacjenci po lekturze tego wyjaśnienia zrozumieją że Szpitalny Oddział Ratunkowy ma za zadanie ratowanie ludzkiego życia (w tym konkretnym dniu ofiar katastrofy z KWK Anna). Do postawienia rozpoznania wirusowej infekcji gardła, zlecenia leków lub wykonania innego badania diagnostycznego w obowiązującym aktualnie systemie opieki zdrowotnej powołane jest szeroko pojęte lecznictwo ambulatoryjne (POZ, poradnie specjalistyczne). W tym konkretnym przypadku nie zrobiono jednak nic i o to należy mieć słuszne pretensje skierowane pod właściwy adres.
Z poważaniem
Z-ca Dyrektora ds. Lecznictwa Grzegorz Chłodek
Z-ca Dyrektora ds. Lecznictwa Grzegorz Chłodek