Przekroczyć granicę ludzkich możliwości
Twierdzi, że na pierwszy trening poszedł, ponieważ został do tego zmuszony.
Potem zaczęło mu się podobać i sam chciał doskonalić swoje umiejętności. W 2000 roku spadł na niego grom z jasnego nieba. Został mistrzem olimpijskim. – Teraz cieszę się, że tata zaraził mnie pasją do sportu. Ale do pewnych decyzji trzeba dorosnąć. Mam nadzieję, że moi synowie również będą sportowcami. Jednak nie chciałbym żeby uprawiali rzut młotem – mówi Szymon Ziółkowski, polski lekkoatleta, multimedalista najważniejszych imprez sportowych.
Gość w domu
Jak na młociarza przystało imponuje sylwetką. Wysoki, dobrze zbudowany. Nie przywiązuje jednak do tego nadmiernej wagi. – Duzi to są moi koledzy z kadry. Małachowski czy Majewski. Zawsze się zastanawiałem jak oni kupują ubrania. Z tymi sportowymi nie ma problemu. Ale takie dżinsy? – zastanawia się złoty medalista IO z Sydney. Dodaje, że sam unika wizyt np. w barach ponieważ często klienci po kilku piwach mają ochotę sprawdzić, czy ten duży naprawdę jest taki silny. Zresztą jako zawodowy sportowiec nie ma czasu na nic innego niż treningi. Od listopada 2009 do sierpnia 2010 przebywał w domu całe cztery tygodnie. – Moja żona również uprawiała sport więc rozumie, że aby odnosić sukcesy trzeba poświęcić praktycznie wszystko. Jest się gościem w domu. Jak synowie podrośli jest łatwiej. Starszy Adam był nawet ze mną na jednym zgrupowaniu – chwali się dumny tata. Uważa, że sport wyczynowy niesie za sobą wiele niebezpieczeństw. Ale dodaje od razu, że jak ktoś jest podatny na kontuzje, to może ją złapać uprawiając jakąkolwiek dyscyplinę amatorsko. Rzut młotem to wybór świadomy. – Moja fizjonomia powoduje, że marny byłby ze mnie skoczek wzwyż. Dlatego zostałem przy młocie. Swoich sił próbowali w tym sporcie mój brat i siostra. Ale robili to chyba siłą rozpędu. Nie mieli pasji, raczej starali się naśladować moją drogę – zdradza Ziółkowski, który już jako junior zdobywał medale mistrzostw świata i Europy. Na początku kariery ćwiczył pod okiem Czesława Cybulskiego, obecnie trenuje go Krzysztof Kaliszewski. W sporcie najbardziej ceni tych, którzy przekraczają granicę ludzkich możliwości.
Pechowa piątka
Do największych osiągnięć Szymona Ziółkowskiego należy zaliczyć złoto wywalczone podczas Igrzysk Olimpijskich w Sydney. Uczestniczył również w IO w Atlancie w 1996 roku, Atenach w 2004 roku oraz Pekinie w 2008 roku. W swoim dorobku ma trzy medale mistrzostw świata. Złoty z Edmonton (2001), srebrny z Berlina (2009) oraz brązowy wywalczony w Helsinkach (2005). – Złoto, które wywalczyłem w Australii spadło na mnie bardzo niespodziewanie. Przed wyjazdem rozmawialiśmy, że jest szansa na medal. Ale od szansy do podium jest bardzo daleka droga. Po zawodach były tak wielkie emocje, że niewiele pamiętam z tego co się działo. Mniej więcej wiem jak było, ale tylko dzięki transmisji w telewizji – mówi Ziółkowski. Przyznaje, że trudniejsze dla niego były mistrzostwa świata rok później. Wtedy musiał potwierdzić klasę. Udało się. Ponownie stanął na najwyższym stopniu podium. Jednego z najbardziej utytułowanych polskich lekkoatletów prześladuje pech na mistrzostwach Europy. Zazwyczaj te zawody kończył na piątym miejscu. – Mam już na to swoją teorię. Następne ME będą moimi piątymi. Więc dojdzie do pewnego przesilenia i mam nadzieję, że wszystko ułoży się po mojej myśli. Ostatnio często miałem pecha. Wierzę, że teraz powróci do mnie szczęście – twierdzi młociarz z Poznania.
Tylko nie piłka
Szymon nie lubi piłki nożnej. No chyba, że na poziomie mistrzowskim. Drażni go poziom jaki prezentują piłkarze z Polski i fakt, że domagają się ogromnych pieniędzy. Nie bez znaczenia są wspomnienia ze szkoły podstawowej. – Gdy byłem w ósmej klasie nauczyciel zmuszał nas do grania w piłkę. Ja wolałem pojechać na zawody lekkiej atletyki. Startowałem sam w kilku dyscyplinach. Jako szkoła zostałem sklasyfikowany na trzecim miejscu. Wtedy dostałem z WF ... czwórkę. Bo nie chciałem grać w piłkę nożną – wspomina Ziółkowski. Przyznaje się również do fascynacji NBA i golfem. – Mam kije. Często zabieram je na zgrupowania. Ruch golfisty jest podobny do młociarza więc mogę się tam również realizować. Oczywiście amatorsko – dodaje. Na pytanie co będzie robił gdy skończy karierę odpowiada krótko, że pójdzie na emeryturę. Wbije się w kapcie, usiądzie przy kominku i będzie miał długie wakacje. Na razie nie zaprząta sobie jednak tym głowy. Najważniejszy jest Londyn 2010. – Nie jestem sportowcem spełnionym. Gdyby tak było, musiałbym przestać trenować. Nadal mam ambicję, chcę zdobywać laury. Bez prawdziwej motywacji nie ma czego szukać w sporcie. Ja mam nadzieję, że wytrzymam do IO w Rio de Janeiro, które odbędą się w 2016 roku. No chyba, że wcześniej się rozpadnę – dodaje na zakończenie Szymon Ziółkowski.
Szymon Ziółkowski, urodził się 1 lipca 1976 roku w Poznaniu. Złoty medalista olimpijski. Mistrz świata. 6-krotny rekordzista Polski oraz 12-krotny mistrz Polski seniorów. Prywatnie ojciec dwóch synów: Adaś lat 8, Dawid lat 4. Zwyciężył pięciokrotnie z rzędu w latach 2004 – 2008 w superlidze pucharu Europy. Rybnik odwiedził w ramach Mitingu z Olimpijczykiem, organizowanego przez Fundację Elektrowni Rybnik.
Marek Pietras