Niech żyje nam prezes naszego klubu
Żeby wygrać piłkarski turniej firm wodociągowych, prezes rybnickiego PWiK Janusz Karwot sprowadził prawdziwych zawodowców. Gdy pracownicy wodociągów grzali ławę, na parkiecie dla przedsiębiorstwa kolejne gole strzelał reprezentant Polski.
Prezes Przedsiębiorstwa Wodociagów i Kanalizacji Janusz Karwot nie tylko lubi się wykazywać wynikami w ilości sprzedanej wody. Aby pokazać, ile jego pracownicy są w stanie strzelić bramek na turnieju piłkarskim, wynajął specjalnie do tego celu zawodową ekipę futsalu z Tychów.
Informacje, do których dotarliśmy dotyczą roku 2004, nie wiadomo jednak, czy zarząd nadal, by chwalić się wynikami sportowymi, nie stosuje takich praktyk. Otóż w kwietniu 2004 roku w miejscowości w Czechach – Komorni Lhotka, odbył się I Międzynarodowy Turniej Wod-Kan. W piłce nożnej halowej miały się zmierzyć drużyny przedsiebiorstw wodociągowych z całej Polski oraz z Czech. Prezes rybnickich wodociągów podszedł do sprawy jednak bardzo ambicjonalnie. Dla PWiK-u cel miał być jeden: pełne zwycięstwo!
Reprezentant Polski z PWiK-u
Zamiast pracowników z wodociągów, na parkieciestanęła profesjonalna drużyna z Tychów. Prezes wiedział kogo wynająć. W barwach PWiK-u Rybnik zagrał sam reprezentant Polski w fustalu – Piotr Myszor, zawodnik GKS-u 71 Tychy. Również z Tychów pochodziła reszta ekipy, dokładnie 9 zawodowych graczy. Nam udało się dotrzeć do jednego z graczy, którzy grali wtedy w spotkaniu. – Jak dowiedzieliśmy się, że jedziemy na turniej, zaczęły się treningi w Niedobczycach. Byliśmy lekko zdziwieni, bo na jednym z nich pojawił się zawodowy trener z Tychów. Ja tam nie wiedziałem, na jakich zasadach są zatrudnieni, później się dopiero okazało, że to prawdziwi zawodowcy – mówi nam anonimowo jeden z piłkarzy.
Zawodowe rozegranie
Zawodnicy oddelegowani do turnieju w Komorni Lhotka spędzili tam 3 dni i 2 noce w hotelu „Premier” z pełnym wyżywieniem. Całkowity koszt wyniósł 2 tys. 490 zł. Nam nie udało się ustalić czy zawodowcy, którzy zagrali dla rybnickich wodociagów, dostali „coś ekstra”. Pewne natomiast jest, że aby pokazać wynik sportowy prezes miejskiej spółki za pieniądze mieszkańców zapłacił zawodnikom grającym zawodowo w futsal.
„Grzali ławę”
Według naszych informatorów, na turnieju w Czechach zagrał tylko jeden zawodnik z PWiK-u. Reszta „grzała ławę”. Nie udało się nam ustalić, czy zawodnicy dostali jakieś dodatkowe wynagrodzenie za udział w turnieju, czy zagrali dla samego pobytu w hotelu „Premier”. – Oficjalnie na parkiecie nie mogli się nawet pojawić pracownicy PWiK-u, ponieważ nie zgłoszono ich do turnieju. Było to związane z podaną liczbą zawodników w regulaminie – przyznaje nam nasz informator.
Piłka w grze
W minionym tygodniu drogą elektroniczną zapytaliśmy prezesa Karwota w jakich zawodach sportowych brali udział pracownicy PWiK-u od 2004 roku do tej pory i czy na wszystkich turniejach przedsiebiorstwo reprezentowali pracownicy spółki. Próbowaliśmy też otrzymać odpowiedź, jaki był cel angażowania zawodowych piłkarzy do turnieju w Czechach. Na żadne z pytań nie otrzymaliśmy odpowiedzi. „Tematy poruszone w e-mailu nie stanowią informacji publicznej w rozumieniu ustawy o dostępie do informacji publicznej” – odpowiedział nam krótko Marcin Pasierbski, podpisany „wz. Rzecznika Prasowego PWiK Sp. zo.o.” – Spółka w prawie 100 proc. należy do urzędu miasta, więc tak samo dotyczy jej ustawa o dostępie do informacji publicznych. Na takie pytania ma obowiązek odpowiedzieć i koniec – mówi Grzegorz Wójkowski prezes stowarzyszenia Bona Fides. Tak czy inaczej, niestety strategia prezesa nie przyniosła wymarzonych efektów. Jego ekipa zdobyła II miejsce. Dlaczego jednak akurat drużyna z Tychów zagrała dla rybnikiej spółki? Ano jak udało się nam ustalić, prezes Janusz Karwot wcześniej pracował właśnie w tym mieście w Zakładzie Elektroniki Górniczej, gdzie również wtedy pracował jeden z zawodników, który następnie przeszedł również do rybnickiego PWiK-u.
Komentarz: Marek Pietras – redaktor sportowy „Tygodnika Rybnickiego”
Sport czy nie sport?
Według wielu teoretyków sportu, nie ma on sensu bez kibiców. Inaczej jeżeli zajmujemy się jego wydaniem amatorskim. Wtedy wynik powinien schodzić na drugi plan a główną ideą staje się udział i rywalizacja. Szkoda, że nie wszyscy to rozumieją. Opisana powyżej sytuacja, rozpatrywana w kategoriach „jakiegoś tam” wydarzenia powinna zostać skwitowana litościwym uśmiechem i wyrzucona z pamięci. Skoro jednak wpisywała się ona w rywalizację sportową należy to potraktować inaczej. Jak? Jako oszustwo. Definicja fair play, czyli pewna norma wartości obowiązująca w sporcie, przekonuje nas, że w sporcie, w jego wydaniu opisanym powyżej, zwycięstwo nie jest celem, który należy osiągnąć za wszelką cenę. Postawa fair play cechuje się przestrzeganiem przepisów i odrzuceniem wszelkich zdobytych nieuczciwie korzyści oraz różnego rodzaju oszustw sportowych. I tu chyba wpisuje się nam pan prezes. Chciał wygrać za wszelką cenę i dopuścił się złamania fair play. Całe to zdarzenie można skwitować bardzo krótko: wstyd.
Sport czy nie sport?
Według wielu teoretyków sportu, nie ma on sensu bez kibiców. Inaczej jeżeli zajmujemy się jego wydaniem amatorskim. Wtedy wynik powinien schodzić na drugi plan a główną ideą staje się udział i rywalizacja. Szkoda, że nie wszyscy to rozumieją. Opisana powyżej sytuacja, rozpatrywana w kategoriach „jakiegoś tam” wydarzenia powinna zostać skwitowana litościwym uśmiechem i wyrzucona z pamięci. Skoro jednak wpisywała się ona w rywalizację sportową należy to potraktować inaczej. Jak? Jako oszustwo. Definicja fair play, czyli pewna norma wartości obowiązująca w sporcie, przekonuje nas, że w sporcie, w jego wydaniu opisanym powyżej, zwycięstwo nie jest celem, który należy osiągnąć za wszelką cenę. Postawa fair play cechuje się przestrzeganiem przepisów i odrzuceniem wszelkich zdobytych nieuczciwie korzyści oraz różnego rodzaju oszustw sportowych. I tu chyba wpisuje się nam pan prezes. Chciał wygrać za wszelką cenę i dopuścił się złamania fair play. Całe to zdarzenie można skwitować bardzo krótko: wstyd.
Łukasz Żyła