Pustynia to cisza
Wspomnienia podróżnika
Wojciech Bronowski – animator kultury. Wieloletni dyrektor Teatru Ziemi Rybnickiej. Twórca imprez i przedsięwzięć kulturalnych, takich jak: Dyskusyjny Klub Filmowy, Rybnickie Dni Literatury, Silesian Jazz Meeting, Mała Akademia Filmowa, Pojedynek Na Słowa oraz wielu innych. Prywatnie zapalony podróżnik. Zwiedził prawie 50 krajów w swoich 250 podróżach.
Pchnęło mnie kiedyś do Jordanii i Syrii, które są faktyczną Ziemią Świętą, bo w końcu tam jest Ziemia Obiecana. Głównym celem tej podróży było kamienne miasto Petra – mówi Wojciech Bronowski.
Petra to miasto w skałach, zbudowane w I w. n.e., do którego prowadzi dość wąski korytarz, między 60-metrowymi ścianami skalnymi. Kamienie są kolorowe, piękne. Tę drogę wykonano, wchodząc w te skały od góry. Cały trakt ma dwa kilometry i jest to jedyna trasa, jaką można dotrzeć do Petry. Miasto składa się z licznych budynków, w różnym stanie. Są amfiteatry, kościoły, świątynie. Kiedy ma się czas, na Petrę trzeba poświęcić przynajmniej dwie doby. Mówią, że aby dokładnie zobaczyć te ponad 100 hektarów starożytnego dziedzictwa, trzeba poświęcić przynajmniej 8 dni. Ja byłem tam tylko ok. 8 godzin. Do Petry przyjeżdżają ludzie z całego świata, bo jest to unikat. To był dla mnie numer jeden i udało się go zaliczyć. Będąc w Ziemi Świętej zobaczyłem także miasto Dżerasz. Jest to budowla z kolumnami liczonymi w setkach, które mało, że są gigantyczne, to cały czas stoją, pomimo nadgryzania zębem czasu oraz licznych trzęsień ziemi nawiedzających tamte rejony. Budowane były w 5-6 w.n.e. Są również budowle starsze, sięgające 5-6 wieku p.n.e. Muszę przyznać, że to miasto zrobiło na mnie większe wrażenie, niż słynne zabytki starożytnego Rzymu. W Jordanii byłem także na górze Nebo, gdzie podobno zmarł Mojżesz, jednocześnie przyprowadzając tam uciekających z Egiptu Izraelitów. Z tejże góry widziałem Ziemię Obiecaną, czyli Kanaan. Jest tam pamiątkowa tablica oraz źródełko, z którego można zaczerpnąć wody. Podobno kubek wody wypity ze źródła Mojżesza odmładza człowieka o 10 lat. Ja oczywiście wypiłem taki kubek i odmłodniałem, może nie o dziesięć, ale na pewno o osiem lat – tak mówią znajomi i znajome kobiety. Przemierzając Syrię i Jordanię, było mi bardzo miło, że nie utonąłem w Morzu Martwym, bo się po prostu nie da. Jest to dziwne uczucie, bo choć człowiek wie, bo czytał i widział, jak to jest to morze zasolone, kiedy się wejdzie do wody, robi to ogromne wrażenie. Człowiek kładzie się na wodzie i nie tonie. Jadąc w autokarze widziałem zdjęcie, na którym mężczyzna siedząc na wodzie czytał gazetę. Niestety nie miałem gazety, ale na wodzie usiadłem. Nie polecam jednak kosztowania tej wody. Jeszcze jedna niespodzianka czekała mnie w Damaszku. To stolica Syrii z setkami kafejek. Od rana do nocy siedzą ludzie i piją kawę. Oczywiście kawę nie po turecku, ale po arabsku. Oni uważają, że Turcy sobie przywłaszczyli ten rytuał parzenia kawy. Piłem kawę syryjską, która była bardzo smaczna. Do dziś zachodzę w głowę, gdzie ta kawa w Syrii rośnie, kiedy zdecydowana większość tego kraju to pustynie. Pozostając właśnie w temacie pustyni, jechaliśmy jedną z pustyń do miejscowości Palmera. Prowadzi do niego pustynny trakt, którego projektantem był polski inżynier. Na zakończenie naszej podróży wylądowaliśmy w egipskim kurorcie Sharm El-Sheikh. Tam wypożyczyłem samochód i zwiedziłem trochę półwyspu Synaj. Zawędrowałem w ten sposób na jedną z pustyń, gdzie wcześniej poznani beduini rozbili namiot. Wydali oni na moją, mojej żony oraz znajomej cześć kolację, na której daniem głównym była jagnięcina, 12 dni trzymana w piasku. Kolacja była w nocy. Przy świetle księżyca, stojąc na pustyni zdałem sobie sprawę z jednej rzeczy. Nigdy nie myślałem, że cisza może być tak fascynująca. Takiej ciszy nawet w 20 proc. w życiu nie słyszałem. To pozostaje na długo w pamięci.
Notował Szymon Kamczyk