Przed nami długa droga
W wyborach do Senatu w większości wygrali przedstawiciele największych partii. Pomimo wprowadzenia okręgów jednomandatowych, wyborcy nie skorzystali z możliwości głosowania na przedstawicieli bezpartyjnych, działaczy lokalnych. Dlaczego tak się stało?
O to spytaliśmy dr. Rafała Glajcara, zastępcę dyrektora Instytutu Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu Śląskiego.
– Zadziałał mechanizm wyborów większościowych. Dlatego wygrali przedstawiciele największych ugrupowań. Senat jest potrzebny rządzącej partii. Dlatego też projekt z okręgami jednomandatowymi był bardzo przemyślany. Sejm jest medialny, Senat dużo mniej i tam można wprowadzać poprawki, które są niepopularne. Później, aby Sejm je odrzucił musiałby mieć większość a wiadomo, że takiej mieć nie będzie. Więc to nie jest tak, że politycy dali coś obywatelom. Oni głównie zadbali o swoje interesy.
Trudno przebić się kandydatom bezpartyjnym. Musieliby być bardzo znani w swoich okręgach wyborczych. Skoro jednak bardzo często wyborcy nie znają kandydatów do Sejmu i głosują na „jedynki”, dlaczego mieliby znać kandydatów do Senatu?
Tutaj chodzi o świadomość i kulturę polityczną obywateli. My przez 20 lat demokracji zrobiliśmy gigantyczny krok do przodu. Ale żeby głosować świadomie w okręgach jednomandatowych musimy znać uprawnienia organów, do których wybieramy przedstawicieli. Musimy umieć ich ocenić i zweryfikować. Przed nami jeszcze bardzo długa droga, żeby tak właśnie było. W dniu wyborów pytałem studentów, czy oni wiedzą, co się dzieje z ich głosami? Nie wiedzieli. Dlatego nie szybko okręgi jednomandatowe będą służyć obywatelom. Na razie są na rękę największym partiom.