Zarabiajcie mniej, to szpital będzie istniał
Kolejny raz na nasze łamy wraca sprawa Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Rybniku.
Relacje pomiędzy dyrekcją placówki a pracownikami do najlepszych nie należą, niedawno jednak pogorszyły się na tyle, że związki zawodowe postanowiły zabrać głos – wystosowały list otwarty, w którym prezentują swój punkt widzenia. – To się naprawdę rzadko zdarza, że związki zawodowe, przeważnie starające się o różne interesy, zaczęły działać wspólnie. Jeśli tak się dzieje, to znaczy, że jest naprawdę źle – komentuje przewodniczący zakładowego oddziału Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, Ireneusz Pawuła. – Mamy tutaj nasz związek, mamy Solidarność zakładową, mamy Związek Zawodowy Psychologów Praktyków oraz Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy – dodaje.
Nikomu niepotrzebny atut
– Sytuacja, jaka teraz panuje w szpitalu to wynik braku umiejętności menedżerskich dyrektora oraz braku chęci – tłumaczą zgodnie związkowcy. – Mamy masę niepokończonych inwestycji, zaczynają się problemy z płynnością w dostawach leków i materiałów potrzebnych pacjentom – wspomina Pawuła. – To jednak nie jest podstawowa sprawa, dla której zabraliśmy tak naprawdę głos – tłumaczy przewodniczący OZZPiP.
Pracownicy nie zgadzają się na likwidację oddziału dla psychicznie chorych o profilu zakaźnym, która to została już zatwierdzona decyzją rady społecznej. – W Polsce mamy tylko 4 lub 5 takich oddziałów. Proszę sobie wyobrazić, że placówki niechętne są przyjmowaniu pacjentów z chorobami zakaźnymi, pokroju HIV – komentują związkowcy.
Oddział ten zlikwidowany zostanie z powodu braku środków na jego modernizację. Środki te, według związkowców, miały zostać pozyskane, tak się jednak nie stało. – Plan na papierze zawsze jest dobry – komentuje Pawuła. – Ale w tym wypadku kolejny raz dyrektor nie potrafił go zrealizować – dodaje. Pracownicy szpitala wskazują na fakt, że jako jedyny taki oddział w regionie, stanowić powinien raczej atut w rozmowach z NFZ. – Przyznając się do faktu, że nie pozyskał środków, dyrektor udowadnia nam, że nie do końca radzi sobie z kierowaniem tak dużym i ważnym ośrodkiem, jakim jest nasz szpital – mówią związkowcy.
Problemem będzie także budynek po oddziale. Okazuje się bowiem, że by wznowić w nim jakąkolwiek działalność potrzebny jest generalny remont, zrywanie tynków. – Tak wygląda doprowadzanie obiektu, w którym znajdował się oddział zakaźny, do stanu funkcjonalności. Na to oczywiście nie ma pieniędzy, budynek ten będzie niszczał i straszył – komentuje Pawuła.
Nielogiczne zarządzanie
To nie koniec obiekcji, jakie do postępowania dyrektora mają pracownicy. – Wszystkie działania wyglądają nam na powolną rezygnację ze środków przychodu dla szpitala, nie widzimy działań prorozwojowych – komentuje sprawę Janusz Kuraś, przewodniczący zakładowego Związku Zawodowego Psychologów Praktyków. – W domyśle, od kilku lat krąży podejrzenie o przekształcaniu szpitala w spółkę – dodaje. Jak zaznaczają związkowcy, nie mają nic przeciwko takiemu rozwiązaniu, gdyby miało uleczyć obecny stan rzeczy, pragną jednak być poinformowani. I tutaj pojawia się problem. – W tym szpitalu jedna czy dwie osoby są dopuszczane do informacji i nikt więcej nie wie, co się dzieje. Kiedyś była tutaj fajna atmosfera, byliśmy jak rodzina. A dzisiaj panuje klimat zamordyzmu, ludzie popadają w depresje, praca nie cieszy tylko męczy – komentują związkowcy.
– Ustawa o dostępie do informacji publicznej daje nam prawo, by pytać o sprawy finansowe państwowego szpitala, a zwykła ludzka życzliwość pozwala sądzić, że pomiędzy pracownikiem i pracodawcą pojawia się dialog. Tutaj jednak tak nie jest, nikt z nami nie chce rozmawiać – komentuje Michał Stawowski z OZZPiP. – Zauważamy wiele uchybień w zarządzaniu szpitalem, pojawiają się problemy w dostawach usług i w pewnym momencie ta bańka pęknie i tego się obawiamy. Nikt jednak z nami o naszych obawach i pomysłach rozmawiać nie ma zamiaru – dodaje.
Według związkowców, błędne decyzje zarządu szpitala są często tuszowane, na przykład pod stratami związanymi ze strajkiem. – Owszem, strajk przyniósł wymierne straty wyliczone na 1 mln złotych, nikt jednak nie wspomina o tym, że w pierwszych dwóch miesiącach zarządzania szpitalem dyrektor stracił prawie tyle samo z winy niewykonanych kontraktów. Z tego względu zresztą zorganizowaliśmy strajk – tłumaczy Stawowski. – Zarządza się szpitalem nielogicznie, a poprzez decyzje – często sprzeczne z regulaminem pracy, z wcześniejszymi ustaleniami i danymi obietnicami – czujemy się prowokowani do działań strajkowych – kończy Stawowski. Tym sposobem dyrektor, zdaniem związkowców, podejmuje próbę kolejnego tuszowania strat.
Wszystkiemu winne zadłużenie
Związkowcy mają żal również o to, że plan naprawczy realizowany jest kosztem ich zarobków. – Wygląda to tak, że jedynym działaniem oszczędnościowym dyrektora jest powolne zamykanie oddziałów oraz ograniczanie naszych zarobków – tłumaczy Kuraś. – Innymi słowy dyrektor zdaje się mówić, że to my jesteśmy winni i ponosimy odpowiedzialność, a gdybyśmy mniej zarabiali, to szpital mógłby dalej istnieć – dodaje.
Dyrektor Andrzej Krawczyk obaw i obiekcji pracowników nie podziela. Na zarzuty o nieprzemyślane zwolnienia, np. osoby odpowiedzialnej za pozyskiwanie unijnych dotacji odpowiada: – Problemy z uzyskiwaniem dotacji w gruncie rzeczy nie są zależne od szpitala, ponieważ istotnie zmniejszyła się ilość konkursów ogłaszanych przez instytucje nadrzędne. Do większości konkursów nie możemy przystąpić, gdyż szpital jako jednostka podległa samorządowi terytorialnemu nie może być beneficjentem – tłumaczy Krawczyk.
Największym utrudnieniem dla szpitala, według dyrektora, jest brak możliwości wniesienie wkładu własnego w owe dotacje, za co winę ponosi spore zadłużenie placówki. Pieniędzy podobno nie ma, a jednak związkowcy zarzucają, że remontuje się budynki, które tak naprawdę na prace naprawcze mogłyby poczekać, a te które są rzeczywiście potrzebne, po prostu się zostawia. Dyrektor nie ma jednak wątpliwości, że pozyskanie środków na oddział zakaźny było niemożliwe. Szpital musiałby zredukować ilość łóżek z 50 do 30. – Cena za świadczenie oferowana przez NFZ musiałaby wtedy wzrosnąć ze 147 zł na ponad 220 zł za osobodzień – co jest nierealne, zaś przy zmianie profilu oddziału nakłady na przystosowanie oddziału mogłyby wzrosnąć do kwoty rzędu 5 mln zł – komentuje. Na to oczywiście szpital pozwolić sobie nie może.
Kuriozalny z tej perspektywy jest fakt, że w dobie upadających oddziałów szpitala znalazły się pieniądze na remont gabinetów dyrektora i jego zastępcy. – Remont gabinetu odbył się w czasie mojego urlopu – tłumaczy enigmatycznie dyrektor Krawczyk.
Wypaleni
– List był sygnałem dla marszałka, ale też dla dyrektora – mówią związkowcy. – Nie chcemy strajkować, chcemy rozmawiać. Jesteśmy związani z tym szpitalem od lat i jeszcze na lata – mówi Henryk Dyduła z zakładowej Solidarności. – Nie można się oszukiwać, że na miejsce tego dyrektora przyjdzie nowy i lepszy, bo to naiwne myślenie. Wystarczyłoby trochę dobrej chęci, czasami jakiś gest czy słowo, a pracowałby się lepiej – dodaje. Na sytuację finansową szpitala związkowcy wpływu nie mają, ma za to urząd marszałkowski i dyrektor placówki i to o ich interwencję zabiegają pracownicy. – Chcielibyśmy, by nasi pacjenci znów nie chcieli stąd odchodzić, by czuli się jak w domu, a dzięki temu my także. Teraz jest tak, że kto może, to ucieka, a my jesteśmy wypaleni – kończy Ireneusz Pawuła z OZZPiP.
Marek Grecicha