Co dalej ze schroniskiem dla matek?
Towarzystwu św. Brata Alberta i gminie Czerwionka – Leszczyny nie udało się porozumieć w sporze o dom dla matki z dzieckiem w Leszczynach. Sprawa trafiła do sądu.
Leszczyński dom dla matek stoi zamknięty na klucz już grubo ponad rok. Od tego też czasu trwa konflikt pomiędzy zarządzającym placówką towarzystwem św. Brata Alberta z Przegędzy a urzędem gminy Czerwionka–Leszczyny. Towarzystwo chce na powrót uruchomić placówkę w dzielnicy. Gmina żąda zwrotu budynku, po tym jak kilka miesięcy temu wypowiedziała towarzystwu umowę najmu. Sporu nie udało się załatwić polubownie, więc gmina poszła do sądu. – Sąd miał być ostatecznością. Dokładaliśmy wszelkich starań, aby przejęcie budynku nastąpiło w wyniku rozmów pomiędzy przedstawicielami gminy i towarzystwa. Towarzystwo wybierało jednak komunikację za pośrednictwem mediów lub kancelarii prawnej – mówi Hanna Piórecka–Nowak, rzeczniczka urzędu w Czerwionce–Leszczynach.
Strażacy zamknęli, gmina wypowiedziała umowę
Problemy domu dla matek zaczęły się w marcu 2010 roku. Przeprowadzona przez straż pożarną kontrola wykazała zaniedbania dotyczące norm stanu technicznego, jakie są wymagane dla tego rodzaju placówek. Strażacy placówkę zamknęli i postawili warunek ponownego otwarcia placówki – doprowadzenie budynku do odpowiedniego stanu technicznego i spełnienie wymogów bezpieczeństwa. Towarzystwo zrobiło modernizację. Jak mówi Andrzej Cacak, kierownik Schroniska im. Brata Alberta w Przegędzy całość kosztowała blisko 200 tys. zł. Placówki jednak nie udało się na powrót uruchomić. Gmina przygotowała dla towarzystwa nową umowę, zobowiązując je do płacenia miesięcznego czynszu. Chodziło o 849 zł plus podatek od nieruchomości. Rocznie był to koszt około 10 tys. zł. Dodatkowo w budynku miał zostać zabezpieczony jeden pokój dla kobiet z terenu Czerwionki–Leszczyn. Towarzystwo umowy nie podpisało. Gmina stwierdziła, że nie wywiązuje się z zapisanych w niej zadań i w konsekwencji umowę wypowiedziała.
Matki nie chciały tam mieszkać
Andrzej Cacak zarzuca gminie, że chciała dom zamknąć, a problemy ze strażą to był pretekst do piętrzenia kolejnych. Gmina odpiera zarzuty twierdząc, że nie chodziło wyłącznie o czynsz. Urzędnicy twierdzą, że zlekceważono decyzję dotycząca zamknięcia obiektu przez strażaków, przyjmując w tym czasie matki z dziećmi i zatrudniając tam nowych pracowników. Jednak decydujący wpływ na wypowiedzenie umowy miały składane skargi przez przebywające tam kobiety. – Byliśmy zdumieni, kiedy w dobrej wierze kierowaliśmy do Leszczyn panie w trudnej sytuacji, a one przychodziły do nas mówiąc, że nie chcą tam wracać. Musieliśmy im zapewniać dach nad głową gdzie indziej – wyjaśnia Piórecka–Nowak. Jak dodaje, gmina ponosiła koszty za swoje mieszkanki, płacąc towarzystwu za każdą kobietę przebywającą w tym budynku. – Według ostatnich stawek było to 750 zł miesięcznie za kobietę i 375 zł miesięcznie za dziecko – wylicza magistracka rzeczniczka. Nie ukrywa, że temat współpracy z towarzystwem św. Brata Alberta jest niezwykle trudny, tym bardziej, że dotyczy kwestii niezwykle delikatnej jaką jest zapewnienia odpowiedniej pomocy kobietom znajdującym się często w dramatycznej sytuacji życiowej. Zapewnia jednak, że żadna z pensjonariuszek leszczyńskiego domu nie pozostała bez dachu nad głową. Wszystkim kobietom z terenu gminy ośrodek pomocy społecznej zapewnił mieszkania.
Wspólne Centrum Interwencji Kryzysowej
Mimo rozwiązania umowy towarzystwo nie zdecydowało się oddać gminie budynku. Gmina porozumiała się z powiatem i w budynku chce utworzyć Centrum Interwencji Kryzysowej dla kobiet znajdujących się w trudnej sytuacji życiowej. – Z chwilą przekazania nam budynku, bez zbędnej zwłoki powstanie w nim takie centrum. Kobiety znajdą tam schronienie oraz fachową pomoc – zapewnia Hanna Piórecka–Nowak. Gdy placówka przejdzie pod zarząd gminy ta będzie mogła ją odpowiednio kontrolować. Kiedy prowadziło ją towarzystwo, nie miała możliwości nadzoru oraz weryfikacji realizowanych zadań. – Po otrzymaniu skarg od pensjonariuszek musieliśmy zwrócić się do odpowiednich organów nadzoru w sprawie odniesienia się do zarzutów i podjęcia stosownych kroków w celu wyjaśnienia sytuacji – dodaje. Gmina jest gotowa zwrócić towarzystwu nakłady finansowe jakie wydało na remont obiektu. Odnośnie leszczyńskiego domu niejednokrotnie u władz gminy interweniował radny Waldemar Mitura. – Od sesji w październiku 2010 roku ciągle słyszałem, że sprawa jest załatwiana. Z jakim efektem, widzimy teraz – mówi rajca. Obydwie strony konfliktu spotykały się kilkakrotnie. Niestety, nie udało się im dogadać. Do czasu wyroku budynek będzie stał pusty i niszczał.
Małgorzata Sarapkiewicz