W święta powróćmy do korzeni
O tym, co zmieniło się w postrzeganiu świąt Bożego Narodzenia, o roli komercji i zysku w kształtowaniu światopoglądu oraz o tym, czy warto podczas świąt walczyć z wiatrakami rozmawiamy z ks. Janem Piontkiem, proboszczem parafii pw. św. Józefa Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny w Czerwionce–Leszczynach.
– Marek Grecicha: – Co takiego zmieniło się w człowieku, który w XXI wieku święta Bożego Narodzenia spędza w centrach handlowych, zamiast w cieple domowego ogniska czy w kościele?
– Ks. Jan Piontek: – Czas adwentu to nie to samo, co Wielki Post. Kościół nie nawołuje do zadumy i wyciszenia. Jest to czas oczekiwania, a więc też refleksji nad tym, czym Boże Narodzenia w ogóle jest. Niektórzy powiedzą, że taki jest świat – gnający nas ciągle w którąś stronę. Inni powiedzą, że osłabła wiara. Oba te stwierdzenia nie są prawdą, bo tęsknota za duchowym doświadczeniem jest zawsze. Jednakże komercja i pęd za pieniądzem są na tyle silne, że przykrywają właśnie to, co w świętach powinno być na pierwszym miejscu – czyli właśnie doświadczenie duchowe. Często jest tak, że sobie tego nie uświadamiamy, tak jak człowiek prowadzący samochód często nie jest świadomy tego, że na drodze jest gołoledź. Jednak ciągle coś czyha – na błąd, na potknięcie. Chęć zysku wiedzie człowieka w stronę spłycenia Bożego Narodzenia – nie chodzi jednak o tego człowieka, który konsumuje, lecz tego, który produkty konsumpcji podaje. Nazwałbym to efektem socjotechniki. Nie oznacza to jednak, że człowiek jest dzisiaj bezwolny czy bezmyślny. Po prostu dzisiejsze techniki sprzedaży skutecznie zagłuszają to, co najważniejsze.
– Czyli człowiek zapomniał, że w świętach chodzi nie o ludzki, a boski aspekt?
– Dokładnie. Dzisiaj świat projektuje się w ten sposób, by pokazać, że nie ma z religii żadnego pożytku dla człowieka. Mimo że każdy pragnie i dąży do tego, by świąteczny czas był jedyny w swoim rodzaju – objawia się to choinką, tradycją łamania opłatkiem, czy pójściem na pasterkę. Skąd to jest? To właśnie ta ukryta tęsknota do Boga, do duchowości, której nie ma w materialnym świecie. Pytanie brzmi, jak bronić się przed nachalnością reklamy i komercji, zabierających „świętość” z świąt Bożego Narodzenia? Kościół mówi jasno – powróćcie do korzeni.
– Odrzucić komercję, konsumpcję i zamknąć się tylko na ducha?
– Niekoniecznie, bo tego do końca nie da się zrobić. Ten blichtr, ta komercyjna „magia świąt” dalej pozostaną. Jednak problemem jest, że w dobie nieczytania książek, nieuczestniczenia w kulturze szeroko pojętej, nie ma myślenia. Inaczej – nie ma własnego myślenia. Dzisiejsze testy są testami wyboru, młodych ludzi kształtuje się zgodnie z przyjętymi kluczami. A Kościół mówi – wyjdź poza te ramy, poza to co przedstawia internet i telewizja, pomyśl za siebie, kieruj się sumieniem. W kształtowaniu sumienia nieodzowną rolę odgrywają modlitwa i rodzina – jako korzenie duchowości. Świat pędzi do przodu i jeśli nie ma w nim miejsca dla rodziny, jako podstawowej, najmniejszej jednostki Kościoła, oraz na modlitwę, czyli pokarm dla ducha, to duchowość świąt Bożego Narodzenia po prostu zniknie. Im łatwiej uda się konsumpcyjnemu stylowi życia wniknąć w nasz światopogląd, tym łatwiej damy się „oczarować” łatwej i mieniącej się kolorami rzeczywistości, która w istocie jest pusta, jest materialna. Walka z nią to walka z wiatrakami – nie da się konsumpcjonizmu pokonać albo znieść, da się go jednak kontrolować. Trzeba tylko włączyć myślenie – nie te z brukowych gazet, kontrowersyjnych kanałów czy negatywnych stron internetowych, ale to dobre, „duchowe”. Jedna rzecz, która utwierdza mnie w przekonaniu, że nie wszystko stracone, to fakt, że wciąż wysyła się kartki bożonarodzeniowe z wizerunkiem małego Jezusa i Świętej Rodziny, a nie z barankami, bałwanami i bombkami. To jest jeden z tych małych gestów, dzięki którym wracamy do korzeni.