Nasza zima zła
Dla jednych błogosławieństwo, dla drugich potężny problem. Pierwszy miesiąc kalendarzowej zimy, nie licząc ostatniego weekendu, minął niemal bez śniegu. Z takiego stanu rzeczy zadowoleni są przede wszystkim drogowcy. Nie oznacza to jednak, że siedzieli z założonymi rękami.
Inne obowiązki
Akcja „Zima” trwa w najlepsze – przynajmniej na kalendarzu. W Rybnickich Służbach Komunalnych pełna gotowość – cztery zmiany, łącznie z sobotami i niedzielami. Samochody uzbrojone w pługi, piaskarki gotowe do wyjazdu. – Niezależnie od pogody jesteśmy gotowi na atak zimy – mówił nam przed kilkoma dniami z–ca dyrektora RSK, Jarosław Kacprzak. Słowa drogowcy dotrzymali – zima w miniony weekend zaatakowała pełną parą, drogi jednak były przejezdne. – Nie ma takiej możliwości, że w przypadku braku śniegu odwołujemy akcję „Zima” – tłumaczy Dariusz Tukalski, jeden z pracowników działu drogowego. – Nikt się na to nie odważy, biorąc pod uwagę jak zmienna jest pogoda – dodaje. Patrząc na zapowiedzi synoptyków, drogowcy – także ci rybniccy – będą teraz mieli ręce pełne roboty. Zima wróciła i chce dać o sobie znać.
Dzięki temu, że warunki pogodowe na to pozwoliły, udało się np. poprawić Wodzisławską na tyle, że mimo zwężenia w miejscu remontu da się swobodnie przejechać bez zmartwień o zawieszenie. – To, że nie było śniegu nie zwalnia nas z kontrolowania warunków na drogach, taka pogoda, jaką mieliśmy jeszcze w zeszłym tygodniu była idealna do powstawania gołoledzi – tłumaczy Kacprzak. Dlatego też, mimo braku śniegu, drogi (nie wszystkie rzecz jasna) były sypane solą.
Chudy sezon
O zabezpieczeniu przed chudym sezonem winni też pamiętać handlujący węglem, eko–groszkiem, mułem czy flotem. Już teraz mówi się o pokaźnych stratach. Bo choć zima wróciła, ludzie kupują mniej niż w zeszłym roku. Piotr Polnik z Wodzisławia Śląskiego na chudszy sezon był gotowy, niemniej i tak już liczy starty. – Operuję na terenie naszego regionu, Wodzisław, Rybnik i okolice. Zima jaka jest, każdy widzi, pierwszy miesiąc to tragedia. Węgiel biorę z kopalni, jednak flot i muł mam u siebie – i to wszystko mi leży – tłumaczy handlowiec. Jak przyznaje, taki sezon zdarzył się ostatnio 5 lat temu i tak jak wtedy, kto na to przygotowany nie był, może mieć niezłe problemy. – Ten biznes nie działa tak, jak każdy inny. Ludzie dzisiaj kupują tylko tyle węgla, by przetrwać. Państwo dobiło nas jeszcze akcyzą, a to się naprawdę poważnie odbija na naszych portfelach – wspomina. Pan Piotr ma 100 ton flotu i mułu, sprzedał na razie nie wiele, a przynajmniej w porównaniu do zeszłego sezonu. – Takie rzeczy trzeba niestety przewidywać, pogoda jest kapryśna, zawsze była. Trzymamy kciuki za śnieg po prostu – mówił nam jeszcze kilka dni temu.
Życzenia chyba się spełniają, bo ostatni weekend był wielkim powrotem zimy. Czy ludzie jednak szaleńczo rzucą się do kupowania materiałów opałowych? Trudno wyrokować, pan Piotr jest zachowawczy. – Teraz trend jest taki, by i tak kupować jak najmniej, dogrzewać jak najmniejszym kosztem – tłumaczy.
Handlowcom życzyć śniegu nie wypada, bo wtedy drogowcy poczują się pokrzywdzeni. Można jednak życzyć go dzieciom – ferie zimowe już za pasem, a z aury, którą obserwujemy od kilku dni wnioskować można, że nie tylko sprzedaż opału może podskoczyć. Być może sanki i narty zaczną znikać z półek?
(mark)