Głupota ludzka nie zna granic
Pomimo apeli, ostrzeżeń oraz kar proceder wypalania traw kwitnie w najlepsze.
CZERWIONKA–LESZCZYNY. Co roku na wiosnę strażacy biją na alarm, mówiąc o zagrożeniach związanych z wypalaniem traw i apelują o opamiętanie. Bezskutecznie, bo mieszkańcy udają głuchych. W Czerwionce–Leszczynach wiosenne wypalanie traw to już nie problem, ale niestety plaga. Do 26 marca w całej gminie odnotowano aż 32 pożary traw. Rekordowym okazał się weekend 24 i 25 marca. W dzielnicach i sołectwach strażacy musieli gasić aż 11 pożarów powstałych w wyniku wypalania m.in. na ulicach Zwycięstwa, Furgoła, Wolności, Czereśniowej oraz ten największy na Błękitnej w Leszczynach, gdzie z dymem poszło 5 ha nieużytków. Zarówno strażacy, jak i urzędnicy gminni przekonują, że wypalanie traw wcale nie użyźnia gleby, ale przynosi niepowetowane straty i mogą być bardzo niebezpieczne. Podczas pożaru powstaje duże zadymienie. Jest ono szczególnie groźne dla osób przebywających w bezpośrednim sąsiedztwie z uwagi na możliwość zaczadzenia. Wypalanie traw powoduje też zmniejszenie widoczności na drogach, a to z kolei może prowadzić do groźnych w skutkach kolizji i wypadków drogowych. – Po zimie trawy są wysuszone i bardzo szybko się palą. Jeśli dojdzie do gwałtownej zmiany kierunku wiatru, wystarczy chwila, by pożar wymknął się spod kontroli i przeniósł na pobliskie lasy oraz zabudowania. Trzeba mieć świadomość, że w takim pożarze ktoś może stracić dorobek swojego życia, a nawet zdrowie lub życie – mówi Adrian Strzelczyk, naczelnik wydziału zarządzania kryzysowego czerwioneckiego magistratu. Te „przemowy” trafiają jednak niczym kulą w płot. Ponad 94 proc. wszystkich pożarów powstaje z winy człowieka, a coraz częściej trawy podpalane są dla hecy czy zabawy. Każda interwencja niesie za sobą poważne wydatki finansowe. Koszt takich działań to niejednokrotnie kilkanaście bądź kilkadziesiąt tysięcy złotych. Jeśli sprawca podpalenia trawy zostanie ustalony bądź złapany na gorącym uczynku zostanie obciążony kosztami akcji gaśniczej. Za wypalanie trawy zarobi też 5 tys. zł grzywny albo wyląduje w areszcie, gdzie będzie miał czas na zastanowienie się nad swoją głupotą. Problem w tym, że nieczęsto podpalacza da się namierzyć. Wtedy płaci budżet czyli… my wszyscy, całe społeczeństwo. A przecież te pieniądze zamiast „pójść z dymem” mogłyby zostać wydane np. na załatanie dziury w drodze, utwardzenie drogi gruntowej, zrobienie chodnika czy jakiegoś miejsca zabaw dla dzieci. A co jeśli w momencie, gdy strażacy będą gasić pożar traw palić się będzie czyjś dom? Będą potrzebni, by ratować zdrowie i życie ludzkie, a przez lekkomyślność piromana nie dojadą tam na czas z pomocą? – Może warto się nad tym zastanowić zanim sięgniemy po zapałki i podpalimy kolejne łąki, po raz kolejny wyrządzając szkodę sobie, przyrodzie czy innemu człowiekowi – apeluje naczelnik Strzelczyk.
(MS)