W Dębieńsku nie chcą masztu
Jakież było zdziwienie części mieszkańców Dębieńska, gdy pewnego dnia na jedną z działek budowlanych przetransportowano maszt, który unieść ma już za niedługo stację bazową jednej z największych polskich sieci komórkowych. – To było zaskakujące, bo de facto tę działkę przekształcono w budowlaną błyskawicznie – mówi Irena Krzyżowska, jedna z mieszkanek, która zgłosiła się do nas z problemem. – Nie chcemy tutaj tego masztu, wiemy co działo się w Turzy Śląskiej – dodaje. Gmina tłumaczy jednak, że żadnego przekształcenia nie było, a sama ma związane w tej kwestii ręce.
Powtórka z rozrywki?
W Turzy Śląskiej mieszkańcy w połowie zeszłego roku pisali do starosty wodzisławskiego petycję, dołączając do niej dokumentację lekarską.
W dokumencie znajdowało się dwanaście nazwisk – osoby, które od czasu postawienia tam stacji bazowej zachorowały na nowotwory. Jak tłumaczą mieszkańcy Dębieńska, nie chcą blokować inwestycji, chcą by została po prostu gdzie indziej przeniesiona. – Można byłoby postawić ją gdzieś pod lasem, w okolicy autostrady – teraz natomiast stoi kilkadziesiąt metrów od płotów naszych domów i dziwnym trafem jej działanie kończy się według planów idealnie na naszych płotach – mówi Jan Wieczorek, jeden z protestujących dębieńszczan. To jednak nie wszystko – właściciel warsztatu, na posesji którego według planów inwestycji odnotowano działanie stacji bazowej, w ogóle nie został o tym fakcie powiadomiony. – Mam tam uczniów, pracuję tam całymi dniami. Co teraz? Mam przenieść warsztat, czy wziąć chorobowe? – pyta retorycznie. Mieszkańcy załamują ręce i zapowiadają walkę na wszystkich szczeblach władzy i sądownictwa.
Zamieszanie z powiadomieniami
O całej sprawie wiedzieli bowiem ci mieszkańcy gminy, którzy bezpośrednio graniczyli, lub na których posesjach odnotowane będzie działanie stacji bazowej i jej transformatorów zamontowanych na maszcie. – Przez pomyłkę właściciel jednej z posesji nie został poinformowany o tym fakcie, jednak ten błąd szybko naprawiliśmy – tłumaczy starostwo powiatowe w Rybniku. Pod jego adresem wysyłane też są skargi i petycje mieszkańców. Jak się jednak okazuje, nie mają one żadnego znaczenia. – Inwestycja prowadzona jest zgodnie z obowiązującym prawem, z zachowaniem wszystkich procedur i wymogów, stąd pisma i petycje nic nie zmienią – słyszymy w referacie architektury, budownictwa i inwestycji starostwa powiatowego. – Pisma są zawiadomieniami, a to oznacza, że mieszkańcy nie mają w myśl prawa żadnego wpływu na tę inwestycję – dodaje anonimowy pracownik referatu. W podobnym tonie wypowiadają się również władze gminy Czerwionka–Leszczyny. – Zostaliśmy, podobnie jak mieszkańcy, postawieni przed faktem dokonanym, gdyż plan zagospodarowania przestrzennego terenu, na którym powstaje stacja bazowa to teren przewietrzania, na którym dopuszcza się budowę urządzeń infrastruktury technicznej, a takim urządzeniem jest stacja bazowa, nie było więc żadnej komisji, która działkę przekształciła. I o ile rozumiemy sytuację i obawy mieszkańców Dębieńska, w tej kwestii nie możemy wiele zrobić – tłumaczy rzecznik Hanna Piórecka–Nowak z UGiM Czerwionki–Leszczyn.
Musztarda po obiedzie
Dębieńszczanie, którzy mieszkają w niedalekiej odległości od stacji, ale działanie transformatorów nie będzie według planów odnotowane na ich posesji dowiedzieli się o inwestycji w dniu, w którym maszt przywieziony został na działkę. – Mamy żal do naszego radnego, który wiedział dobrze o inwestycji, a nie raczył nas nawet poinformować – mówi Benedykt Krzyżowski, radny rady dzielnicy Dębieńsko. Mieszkańcy złożyli szereg pism do urzędu gminy, do starostwa powiatowego, rozpatrują także opcje interwencji u wojewody, a jeśli to nie pomoże zamierzają wejść na drogę sądową, by pozbyć się stacji bazowej. Według ekspertów z urzędu gminy i starostwa powiatowego będzie to już jednak musztarda po obiedzie. – Takie inwestycje mają bardzo wysoki priorytet państwowy – tłumaczy Grzegorz Wolnik z czerwioneckiego urzędu. – Odpowiednie ustawy związują nam nawet ręce w przypadku, gdybyśmy chcieli interweniować na rzecz mieszkańców. Nic zrobić nie możemy – dodaje. Dębieńszczanie żyją więc w strachu, boją się powtórki z wydarzeń z Turzy Śląskiej i liczą na przychylność wyższych instancji. – Jeśli miałoby być to tak nieszkodliwe, dlaczego nie postawią tego na przykład na dachu szkoły, która sięga o wiele wyżej, niż ten maszt – pytają retorycznie. – Nie ma tak naprawdę badań, które jasno wskazują, czy działanie takiej stacji jest, czy nie jest szkodliwe – dodaje Benedykt Krzyżowski. Oburzenie mieszkańców studzi nieco Grzegorz Wolnik, tłumacząc, że tak naprawdę czas na działanie w tej kwestii był. – Plan zagospodarowania opracowany został 10 lat temu, gdyby wtedy ktoś zareagował, gdyby przeczytano to, co można tam utworzyć, czyli pas przewietrzania i co może tam powstać, być może do tej sytuacji by nie doszło. Teraz to już niestety musztarda po obiedzie. Choć oburzeni mieszkańcy wyciągają przeróżne wnioski, to zapewniam, że 10 lat temu nikt nie myślał, że znajdzie się inwestor, który postawi tam akurat stację tej czy innej sieci i nie ma tutaj mowy o żadnego rodzaju przekrętach czy nieścisłościach – zapewnia Wolnik.
Wydaje się więc, sądząc po stanowiskach urzędu gminy i starostwa powiatowego, iż walka dębieńszczan o przeniesienie stacji bazowej będzie walką z wiatrakami. A raczej – z masztami.
(mark)