Jak za króla Ćwieczka
LESZCZYNY. Mieszkańcy z bloku przy ul. Krótkiej w Leszczynach muszą chodzić po dziurach, bo od lat nie mogą doprosić się naprawy chodnika.
Chodnik wzdłuż bloku nr 1 przy ul. Krótkiej liczy sobie zaledwie kilkadziesiąt metrów. Chodnikiem jest jednak tylko z nazwy. W rzeczywistości bowiem w miejscu, gdzie trotuar być powinien, jest jedna wielka, głęboka dziura wypełniona kamieniami. Tylko na długości około metra są jeszcze resztki płyt chodnikowych – tyle, że połamane i pozapadane w głąb ziemi. I tak jest tu od lat – jak za króla Ćwieczka.
Nikogo to nie interesuje
Nie skutkują żadne prośby, petycje i pisma słane przez mieszkańców do zarządcy, którym jest Zakład Gospodarki Mieszkaniowej. Kilka lat temu jeden z mieszkańców sprawę opisał w lokalnych mediach, ale skończyło się na… rozmowie dyscyplinującej owego mieszkańca, bo okazało się, że to pracownik jednej z jednostek podlegających urzędowi. Kolejne pismo poszło do ZGM parę miesięcy temu. Podpisało się pod nim 21 osób. 14 czerwca dyrektor zakładu Marian Uherek odpisał, że to co było w gestii zakładu zrobione zostało, jednak pozostałe kwestie w jego gestii nie leżą. Wykonane przez zakład prace na jakiś czas załatwiły kwestię pojawiającej się po każdym deszczu wody w piwnicach bloku. – Rzeczywiście ZGM naprawił opaskę i uzupełnił pokrywę studzienki rewizyjnej. Jednak pokrywa nie została odpowiednio zabezpieczona i ktoś ją ukradł. Natomiast chodnik to wciąż obraz nędzy i rozpaczy. Niestety pisma i monity w tej sprawie nikogo nie zabolały. Odpowiedź z ZGM ludzie dostali dopiero po mojej interwencji – mówi Waldemar Mitura, leszczyński radny. Rajca obiecał ludziom pomoc i sprawa chodnika stanęła na ostatniej sesji rady miejskiej. Tyle, że na swoją interpelację nie otrzymał żadnej odpowiedzi.
Tu się można zabić
W bloku przy ul. Krótkiej mieszkają 24 rodziny. Systematycznie, co jakiś czas solidarnie podpisują się pod petycjami w sprawie chodnika licząc, że w końcu sprawa będzie miała dobry finał. Ludzie skarżą się, że nie mogą bezpiecznie wejść do klatek. Kiedy jest sucho trzeba pokonać tor przeszkód – najpierw zejść do dziury szumnie nazywanej chodnikiem, a potem wygramolić się z niej i dopiero wejść do klatki. Po każdym deszczu dziura zamienia się w fosę wypełnioną wodą. Po wielkiej ulewie jest jeszcze bardziej niebezpiecznie. Mieszkańcy wiedzą, że pod wodą nie ma płytek, więc do klatek przedostają się wąskim przejściem pod ścianą bloku. Jednak dla tych, którzy przyjeżdżają w gości wejście do klatek kończy się lądowaniem w rowie z wodą. – To zagraża naszemu bezpieczeństwu. Przedostając się do klatki można sobie zrobić krzywdę. Przecież na takich wertepach, można się nawet zabić – mówią ludzie. Pytają czy urzędnicy sprawą zainteresują się dopiero wtedy, kiedy dojdzie tu do jakiegoś nieszczęścia. Jest przed blokiem wprawdzie kawałek wyasfaltowanego placu, jednak parkują tu samochody. A ponieważ miejsca jest niewiele mieszkańcy mają do wyboru – brodzenie w wodzie, która przelewa się z „chodnikowej dziury” albo wąski pas bezpośrednio pod ścianą domu.
Egipskie ciemności
Dziura imitująca chodnik to nie jedyny problem lokatorów. Zmorą są też panujące przy bloku ciemności. Nad wszystkimi klatkami brak jest oświetlenia. Przez rozrośnięte drzewa wokół budynku nie ma nawet światła z okolicznych latarni. To dodatkowe utrudnienie w bezpiecznym dotarciu do mieszkań. Interwencje w tej sprawie również nie przyniosły żadnych efektów. – To jest nie do pomyślenia, żeby w XXI wieku człowiek nie mógł normalnie i bezpiecznie przejść do własnego mieszkania, ale męczył się w takich warunkach – denerwuje się Rainar Binias. – Żyjemy tu jak w jakichś slamsach – wtórują mu pozostali. A wystarczyłoby trochę dobrej woli ze strony urzędników – zrobić chodnik, założyć oświetlenie, przyciąć gałęzie. Niewielkim kosztem można też przesunąć kawałek terenu znajdującego się naprzeciwko bloku w głąb i okrawężnikować, a rozwiązana zostałaby kwestia parkingu. – Odpowiednie służby w końcu powinny zainteresować się problemem mieszkańców tego bloku i zareagować. To nie jest budynek socjalny, tylko mieszkalny, a ludzie regularnie płacą czynsze i to wcale nie małe. Mają więc prawo do tego, żeby bez zbędnej gimnastyki, suchą nogą i bezpiecznie wchodzić do własnego domu – oznajmia Waldemar Mitura. Rajca zapowiada, że sprawy nie odpuści. Będzie tak długo drążył i uprzykrzał życie urzędnikom aż ci w końcu pomogą 24 rodzinom mieszkającym przy ul. Krótkiej 1.
(MS)