Dla mnie wiara to nie przynależność
Apostatów w Polsce jest niewielu – tak przynajmniej wynika z kościelnych statystyk. Dlaczego opuszczają Kościół? Kryzys wiary, zwątpienie w struktury tej instytucji czy inne jeszcze pobudki? O tym i o wielu innych kwestiach Natalia Mandrysz rozmawia z rybniczanką, która podjęła tę decyzję w tym roku.
– Na początku chciałabym dowiedzieć się czy jesteś ateistką, agnostyczką, osobą wierzącą...
– Jestem wierzącą osobą. Chodziło mi tylko o wypisanie się z Kościoła, z tej księgi. Nie rezygnowałam dlatego, że nie wierzę czy przeszłam do sekty. Wypisałam się tylko ze społeczności. Dla mnie wiara to nie jest przynależność do czegoś, a postępowanie według konkretnych zasad i wiara w coś.
– Masz zamiar w dalszym ciągu przychodzić do kościoła?
– Ja z Bogiem mogę porozmawiać w domu, kiedy siedzę na ławce czy gdziekolwiek. Nie potrzebuję do tego rzeczy wymyślonych przez ludzi. Wiara to coś, co czuję w sercu, o czym myślę, za co chcę podziękować Bogu lub o co chcę prosić.
– Jak odbywa się apostazja?
– Drukujesz sobie wniosek z internetu, możesz go znaleźć w sieci, jak każdy inny druk. Wypełniasz go i dodatkowo potrzebujesz dwóch dorosłych świadków, którzy przy tym będą i się podpiszą. Z tym idziesz do proboszcza swojej parafii. Ile to wszystko będzie trwało – zależy od księdza. Są tacy, którzy powiedzą: „Spoko, składamy wniosek dzisiaj” i koniec. A są i tacy, którzy – jak to miało miejsce w moim przypadku – odwlekają to, bo im się takie działanie nie podoba.
– Ksiadz próbował cię przekonywać, żebyś została?
– To nie było przekonywanie, raczej on odbierał to jakbym mu robiła specjalnie na złość. Nie było przekonywania typu: „Ale dlaczego? Może jednak zostaniesz?”.
– Już po fakcie czujesz się z tym lepiej czy gorzej? Czy załatwiłaś po prostu coś, co dawno uważałaś za oczywiste i była to formalność?
– Tak, dla mnie to głównie formalność. Niedawno mój kuzyn miał ślub i poszłam do kościoła. Zawieranie związku przed księdzem to okazja, dla której to miejsce, czyli kościół jest typowe. A żeby chodzić dla samej mszy – jeśli mam ochotę to idę. Jeśli nie to modlę się sama i mi to wystarcza. I żyję, oczywiście, według przykazań, które dał nam Bóg, a nie które wymyślili księża. Nie uznaję zasad, które księża wymyślili nie zgodnie z wolą Boga, tylko dla siebie, dla korzyści Kościoła. Gdyby było inaczej, to nie zmieniałyby się co parę lat tylko trwały niezmiennie, tak jak Dziesięcioro Przykazań. Ich nikt nigdy nie próbował zmieniać.
– Co było zapalnikiem, który sprawił, że akurat w lutym, a nie wcześniej, odeszłaś?
– Myślałam o tym od dawna. U nas w szkole na religii ksiądz mówił, że jeśli ktoś nie chodzi regularnie do kościoła to nie jest katolikiem. To osoba, która ot tak sobie wierzy. Może nie wpłynął on jakoś szczególnie na moją decyzję, ale mi pomógł. Zrobiłam to, bo nie chcę, by katolicy brali na siebie moje grzechy. Masz rodzinę, tak? Tata, mama, jakieś tam dzieci. Ojciec zabija dzieci, bo coś tam mu z matką się nie układało. Ale on jest przecież katolikiem. Tylko jakim? Żadnym. Gdyby był wyznawcą innej wiary to w wiadomościach pojawiłaby się dodatkowa informacja, że zabójca był z innej wiary. A po co przysłowiowe mohery chodzą do kościoła? Żeby się pokazać. One nie mają potrzeby modlenia się, chcą pokazać, że to one są siłą. Po wyjściu z kościoła są całkiem innymi ludźmi. Dla mnie Kościół robi się ostatnio bardzo udawany. To przedstawienie, a nie modlitwa prawdziwie wierzących.
– Jak zareagowało najbliższe otoczenie na twoją decyzję?
– Mama przyjęła to normalnie, ale tata nie był zadowolony. Stwierdził, że skoro w tej wierze się urodziłam, to powinnam w niej umrzeć. Tak on był wychowywany i byłby szczęśliwy, gdybym ja też tak zrobiła. Kiedy już się uspokoił i wytłumaczyłam mu wszystko, zaakceptował to.
– A co myślisz o przyszłości? Będziesz nadal chodziła na msze, kiedy poczujesz potrzebę czy rozważasz też powrót do Kościoła?
– Powiem tak – nie wykluczam powrotu. Jeżeli uznam, że w tej instytucji coś się zmieniło, że jest ona tworzona przez wiarę, a nie komercję, to będę chciała wrócić. Ale raczej na najbliższe dziesięciolecie się to nie zapowiada. Nie chodzi o moją niechęć, a postępowanie Kościoła.