Las od stu lat pozwala odetchnąć
Jejkowice, Zebrzydowice. Po raz pierwszy w parafii p.w. Matki Boskiej Szkaplerznej i św. Piusa X obchodzono równą setną rocznicę urodzin. Solenizantka Jadwiga Zdrzałek od zawsze związana była z Jejkowicami i Zebrzydowicami.
Choć w akcie urodzenia jubilatki widnieje jedno z niemieckich miast, wraz z rodzicami po I Wojnie Światowej trafiła na Śląsk, aby wziąć udział w plebiscycie i opowiedzieć się za Polską. Tutaj pozostali i żyli ubogo, choć szczęśliwie, a ich wielką pasją stał się las. Pani Jadwiga poznała tutaj swojego małżonka, Pawła. Los chciał, że zaraz po ślubie poszedł do Wojska Polskiego. Jechał pociągiem z żołnierzami, kiedy pod Charkowem zostali zatrzymani przez NKWD. Wraz z kolegą podjął ryzykowną decyzję o ucieczce, ponieważ w miarę dobrze poznał tamte tereny przez wcześniejsze lata pełnionej tam służby. Uciekł do Krakowa, skąd dostał się na Śląsk, a po przyjeździe niestety został wcielony do Wehrmachtu. W tym czasie pani Jadwiga czekała w domu w Zebrzydowicach na swojego męża.
Pamiętnik dziadka
– Najpiękniejsze lata małżeństwa było im dane przeżyć oddzielnie. Dziadek zawsze potrafił odnaleźć się w trudnych warunkach. Jego żywiołem był las, który poznawał już od dziecka. Myślę, że właśnie ta umiejętność przetrwania w lesie pozwoliła mu przeżyć czas wojny i okupacji. Kiedy w kinach wyszedł film Andrzeja Wajdy „Katyń”, zabrałem na niego babcię. Wtedy powiedziała mi, że ma jeszcze notesik dziadka z tamtych czasów m.in. ze wspomnieniami z Włoch, kiedy po wojnie nie wiedział czy wrócić do Polski, czy tam zostać. Dziadek wrócił do kraju w czerwcu 1946 roku. Dla nas jest to wzór życiowych decyzji – mówi wnuk pani Jadwigi, Mieczysław Wojaczek.
W zgodzie z naturą
Po wojnie mąż pani Jadwigi został murarzem, a ona cały czas pomagała mu przy pracy, dodatkowo prowadząc domowe gospodarstwo. Dla obojga największą pasją i odskocznią był las. Tam przechadzali się razem, a dzień bez przynajmniej piętnastu minut spaceru wśród drzew był dniem straconym. – Nawet chwilka spędzona w lesie pozwalała na całkowitą regenerację fizyczną i psychiczną. Mama dzisiaj także chodzi do lasu, co bardzo lubi. Od zawsze było tak, że cechowała się wyjątkową starannością, gościnnością i swoistym rygorem. Wszystko musiało być poukładane. Kiedy ktoś przyszedł w gościnę, nie zastał zamkniętych drzwi. Tak jest do teraz. Nadal praktykuje śląski zwyczaj odwiedzin sąsiedzkich. W każdy wtorek i sobotę wraz z sąsiadkami spotyka się na herbatce, ale nie dłużej niż godzinę, bo przecież są inne obowiązki – zaznacza córka pani Jadwigi Małgorzata. Solenizantkę z okazji okrągłych urodzin odwiedziła liczna rodzina (3 dzieci, 6 wnuków i 14 prawnuków) oraz prezydent Rybnika Adam Fudali i przedstawiciele rady dzielnicy Zebrzydowice.
(ska)