Odkrywamy zdolności dzieci niepełnosprawnych
Z Lucyną Ibrom, dyrektorką Specjalnego Zespołu Szkolno-Przedszkolnego, który mieści się w Rybniku przy ul. Hibnera, rozmawiamy o reorganizacji opieki nad dziećmi z różnymi upośledzeniami o klasach integracyjnych i o Szkole Życia
Marek Pietras: – Ostatnio zrobiło się dość głośno, o tym, że w Rybniku – Niewiadomiu powstanie nowy ośrodek dla niepełnosprawnych dzieci. Uważa pani, że to dobry pomysł?
Lucyna Ibrom: – Tak. Natomiast nie wszystko w tym temacie mi się podoba. Reklamując powstającą placówkę nie można używać sformułowań typu, że w Rybniku dzieci niepełnosprawne nie mają się gdzie podziać, bo to nie jest prawda. Informacje, które ostatnio pojawiły się mediach, wprowadziły niepokój wśród rodziców naszych podopiecznych. Oni po prostu stracili poczucie bezpieczeństwa. A sprawa wygląda tak, że placówka ta będzie alternatywą dla osób z głęboką niepełnosprawnością intelektualną, a wybór będzie należał do rodziców.
Czyli to nie jest tak, że ten nowy ośrodek będzie jedynym w mieście?
Absolutnie nie. W niedalekiej przyszłości nasza placówka zostanie przeniesiona i połączona ze Specjalnym Ośrodkiem Szkolno-Wychowawczym, który mieści się przy ul. Piasta. Wszyscy uczniowie znajdą tam swoje miejsce. Ośrodek, który ma powstać będzie, działał na trochę innej zasadzie. To będzie placówka niepubliczna, rewalidacyjno-edukacyjno–wychowawcza, która będzie się skupiać głownie na pracy z dziećmi i młodzieżą z niepełnosprawnością głęboką. Nie będzie to również szkoła, dlatego nie będzie działała wg tzw. kalendarza szkolnego. To akurat stanowi pewną wartość dla rodziców dzieci, które będą tam uczęszczać.
Dlaczego wasz ośrodek będzie połączony z tym z ul. Piasta?
Ponieważ część dzieci, które mogłyby, czy nawet powinny uczęszczać do tych placówek trafia do klas integracyjnych w szkołach ogólnodostępnych. I tak jak w innych szkołach, w szkolnictwie specjalnym również ubywa uczniów. Dlatego Miasto zdecydowało o połączeniu. Każda taka zmiana wywołuje zaniepokojenie, a szczególnie wśród pracowników, którzy odczuwają uzasadniony lęk o pracę.
Wasza szkoła na Hibnera działa od lat 90-tych.
Tak. Rybnik w ogóle był pionierem, jeżeli chodzi o edukację niepełnosprawnych. Szkoła Specjalna przy ulicy Piasta powstała już w 1946 roku. Tam też w 1974 roku zaczęła działać klasa życia, dla dzieci z głębszym upośledzeniem umysłowym. Był to początek rybnickiej Szkoły Życia, czyli naszej placówki. Od kilku lat tej nazwy oficjalnie się nie używa, bo podobno miała pejoratywny wydźwięk, natomiast u nas, w Rybniku wprost przeciwnie. Początkowo Szkoła Życia miała swą siedzibę przy ulicy Dworek, natomiast w lipcu 1990 roku władze Rybnika przekazały nam obiekt przy ul. Hibnera, w którym wcześniej był żłobek nr 5. Od tego momentu aż do dziś mamy tu swoją siedzibę, od 2004 roku jako Specjalny Zespół Szkolno-Przedszkolny.
Co wchodzi w skład tego zespołu?
Przedszkole nr 48, Szkoła Podstawowa nr 38, Gimnazjum nr 16 – placówki dla dzieci i młodzieży z niepełnosprawnością intelektualną w stopniu umiarkowanym lub znacznym, a także z autyzmem i niepełnosprawnością sprzężoną, w wieku od 3 do 21 lat oraz oddziały rewalidacyjno-wychowawcze dla dzieci i młodzieży upośledzonej umysłowo w stopniu głębokim w wieku od 3 do 25 lat.
Rozumiem, że w tej ostatniej grupie znajdują się dzieci, które potencjalnie mogą znaleźć się w nowej placówce, której otwarcie planuje Stowarzyszenie „Razem”.
Tak. Aby uciąć spekulacje, zorganizowaliśmy spotkanie z rodzicami w tej sprawie, na które zaprosiliśmy prezesa Stowarzyszenia „Razem”. Jak na razie dwie rodziny już teraz zadeklarowały, że przeniosą swoje dzieci.
Od kiedy dzieci z głęboką niepełnosprawnością są objęte obowiązkiem szkolnym?
Od 1997 roku.
Jak wygląda praca z niepełnosprawnymi dziećmi?
Oczywiście w różnych grupach, różnie to wygląda. Wszystko zależy od stopnia niepełnosprawności. Naszym głównym celem jest przygotowanie uczniów do samodzielnego życia, na tyle, na ile jest to możliwe. Przede wszystkim staramy się odkrywać zdolności naszych podopiecznych, które możemy rozwijać. Z obiektywnych powodów, dla naszych wychowanków nie jest najważniejsze opanowanie umiejętności typowo szkolnych.
Ważniejsze są umiejętności, które pomogą im w codziennym życiu?
Dokładnie tak. Dlatego prowadzimy różnego typu zajęcia usprawniające, mające na celu optymalizację rozwoju każdego podopiecznego. Bardzo popularne są zajęcia muzyczne, plastyczne, z zakresu gospodarstwa domowego, czy sportowe. Działają również koła zainteresowań.
Jakie na przykład?
Chociażby Sekcja Terenowa Olimpiad Specjalnych „Promyk”. Dzięki temu nasi uczniowie mogą trenować różne dyscypliny sportu, aby później uczestniczyć w zawodach specjalnych i osiągać sukcesy. Jest też zespół wokalno-taneczno-teatralny Baj, który swoimi występami uświetnia szkolne uroczystości, ale także zdobywa laury w rozmaitych konkursach specjalnych i integracyjnych. Z inicjatywy katechety powstało również kółko ministrantów.
Wspomniała pani wcześniej, że niektóre dzieci, które chodzą do klas integracyjnych w normalnych szkołach, powinny być u was.
To trudny temat. Ja rozumiem rodziców, którzy chcą, aby ich dzieci, za wszelką cenę chodziły do ogólnodostępnych szkół. Nie jest łatwo pogodzić się z faktem niepełnosprawności dziecka. Często powtarzam, że pierwszym krokiem do akceptacji tego faktu są słowa głośno wypowiedziane: moje dziecko jest niepełnosprawne, później jest już łatwiej. Nie jestem przeciwniczką integracji, ale musi być ona właściwa, gdyż zła integracja przynosi więcej szkody niż pożytku.
Dlaczego?
Integracja nie może w dziecku powodować poczucia niższej wartości, odrzucenia, lęku, braku możliwości odniesienia sukcesu, który jest potrzebny każdemu człowiekowi. Zdrowi ludzie szukają przyjaciół, znajomych o podobnych predyspozycjach, zainteresowaniach. U dzieci jest tak samo. Bardzo rzadko uczeń z głębszą niepełnosprawnością intelektualną dobrze czuje się w klasie integracyjnej i ma szanse na sukces. U nas tak. My szukamy i odkrywamy ich mocne strony i zdolności. Bywa tak, że po kilku latach w normalnej klasie dziecko trafia do nas. I tak naprawdę dopiero tutaj jest szczęśliwe. Oczywiście nie można uogólniać, ale przed podjęciem decyzji trzeba dobrze przeanalizować, co dla dziecka będzie najlepsze.
W tym powinni chyba pomagać specjaliści?
Powinni. I często tak się dzieje.
Czy dzieci niepełnosprawnych jest obecnie więcej niż jeszcze kilkanaście lat temu, czy są to liczby podobne?
Myślę, że są podobne. Jedynie obserwujemy, że więcej jest dzieci z wieloraką, głęboką niepełnosprawnością.
Uważa pani, że społeczeństwo jest tolerancyjne wobec dzieci niepełnosprawnych?
Myślę, że jest coraz lepiej. Ale czeka nas jeszcze wiele pracy w tym temacie. Ze swojej strony organizujemy wiele spotkań i imprez integracyjnych. Największe z nich to festyn integracyjny, mityng pływacki i regaty żeglarskie, w których biorą udział rzesze wolontariuszy. Często odwiedzają nas uczniowie z różnych placówek. Ostatnio jeden z nich przyniósł słodycze, którymi chciał poczęstować naszych wychowanków. Podszedł do mnie i zapytał jak ma to zrobić. Odpowiedziałam, że ma podejść i powiedzieć „proszę”. Trudno się dziwić takiej postawie. O problemach dzieci niepełnosprawnych, o ich prawach i w końcu o tolerancji mówi się przecież od niedawna.