Rybnik traci swoje zabytki
Kwiecień miesiącem pamięci narodowej...
Ludzka pamięć jest zawodna. Banał. Ktoś w przedwojennej rybnickiej gazecie napisał o tym jak w Polsce traktuje się tak naprawdę bohaterów, choćby lokalnych.
To samo dotyczy miejsc i budowli. Ten ktoś napisał, że gdyby nie było kościołów, a w nich obrazów i figur ludzie być może zapomnieliby nawet o Bogu. A dalej: „U nas nastała manja wmurowania tablic i to w mało widocznych miejscach. Urządza się przy tym wielkie hałasy i to z orkiestrami, ktoś nawet palnie wielką mówkę i koniec.” Takie postępowanie nazywa „zbrodnia narodową” wobec przyszłych generacji. „Jest nią również taka ciasna tablica ś.p. Larysza, tego oswobodziciela Rybnika...”
Znikające zabytki
Tak niewiele trzeba dla upamiętnienia tych kilku rybniczan, którymi – jak nadmienił cytowany autor – można byłoby się pochwalić przed przyjezdnymi. Kogóż do tego rybnickiego panteonu można zaliczyć? Braci Szafranków, Weberów – burmistrza z żoną, Białych – doktorostwo, Alojzego Prusa – przewodniczącego rady miejskiej, Malinowskiego – budowniczego Rybnika, Bartońka przedsiębiorcę, proboszczów Brudnioka i Reginka, Sobtzika i rodzinę Haase przedsiębiorców... Sprawa doboru jest otwarta. Możliwości umiejscowienia ich postaci jest wiele. Można także wzorem innych miast śląskich umieścić wszystkich w jednym miejscu np. opodal urzędu miasta, na terenie campusu, wzdłuż promenady, bulwaru nadrzecznego.
Niemniej smętnie wygląda sprawa dawnych budowli. Po co jakieś stare piękne parkany. Utrzymanie ich kosztuje. Jest proste wyjście... Spójrzmy ile już utraciliśmy, a ile nam zostało. Szpital św. Juliusza. Pewnie są tacy, którzy potrafią sobie w tym miejscu wyobrazić pusty plac, a potem wznoszony na nim kolejny pomnik – hipersuperekstramarket. Zniknął XIX–wieczny budynek szkoły muzycznej, zniknął Bombaj należący do kompleksu zamkowego. Zniknął stary cmentarz. Ktoś wspomniał jak pięknie wyglądałby w Rybniku młyn wodny. Kiedyś na starorzeczu Nacyny jego koło kręciło się, tworząc w słońcu tęczę, która zachwycała dzieciaki. Gdy nad Rudą przechodzimy przez cmentarzyk, gdzie jeszcze jako tako dba się o zbiorowe mogiły, to już z pozostałych grobów tylko dwa, trzy są odwiedzane. A ile przepadło na zawsze? Żal zwłaszcza tych dziecięcych. Miejmy nadzieję, że zachowała się chociaż jakaś dokumentacja fotograficzna.
Ile odeszło w przeszłość dzieł sakralnych artystów związanych z Rybnikiem, choćby cały dawny wystrój starego kościoła, w tym malowidła Konarzewskiego, czy ołtarz u ojców franciszkanów z kararyjskiego marmuru. Dobrze, iż u ojców misjonarzy ostał się ołtarz dłuta Konarzewskiego z dawnego kościoła. Wojna zabrała rybnicką synagogę i cmentarz żydowski wraz z domem przedpogrzebowym. Wojna zabrała wspaniały zbiór Michała Kwiatkowskiego i równie wspaniałe zbiory ojca Drobnego. Ile poniszczyła tzw. władza ludowa. Czyżbyśmy byli jej chwalebnymi spadkobiercami?
Nic nie rośnie bez korzeni. Systematycznie je niszcząc możemy sobie wyobrazić przyszły krajobraz. W piękne złotka opakowana pustka.
Najważniejsze proporcje
Kiedy patrzymy na postidustrialny pejzaż dzisiejszego regionu Nord Calais czy Westfalii Nadrenii, to można tylko zazdrościć. Czy campus i szkoła muzyczna to wszystko na co nas stać? Żal patrzeć na hale dawnej Huty Silesia, gdzie można byłoby zrealizować tyle pomysłów, którymi współczesny świat wprost tryska. Ilu młodych mogłoby tu realizować swe marzenia, a nawet na stałe znaleźć miejsce dla siebie i choćby części swych dzieł za niewielki czynsz. A powiedzmy w takim Juliuszu rybnickie muzeum mogłoby wyeksponować wszystkie swoje zbiory i jeszcze wynajmować miejsce innym placówkom. RCK – ile w dawnym szpitalu dla nich miejsca. Także dla centrum współpracy Rybnika z zagranicą, z zaprzyjaźnionymi miastami. Właśnie tu przypomnieć miejsca, które są już tylko historią, ale o których warto pamiętać. Chociażby to co znaleziono w ziemi podczas budowy Focusa. Gdyby tak znaleźć kasę i pozwolenie na prace archeo w obrębie kurhanu husytów na terenie szpitala przy ulicy Gliwickiej... Wielu było wspaniałych ludzi także w powojennej historii miasta. Czy to nie idealne miejsce, żeby ich szerzej zaprezentować. Powojenne osiągnięcia miasta. Ile moglibyśmy się nauczyć od Niemców, Francuzów czy Anglików, którzy tego typu doświadczenia już mają za sobą. Dawny szpital stałby się centrum kulturalnym miasta. Czy nie można – póki jeszcze czas – pozyskać funduszy europejskich na rewitalizację tego wspaniałego obiektu.
Ma rację ten, który mówi, że gdybyśmy chcieli ocalić wszystko, to mieszkalibyśmy dziś dalej za średniowiecznymi murami w starych budowlach. Jednak ma rację tylko do pewnej granicy. Najważniejsze są proporcje. Widzimy jak odbija się na nas każde ich zachwianie – zwłaszcza w przyrodzie, ale w innych sferach także. Centrum miasta mamy piękne. Ale czy to powód żeby spocząć na laurach. Nie zmarnujmy ani grosza z unijnych dotacji i z podatków Polaków pracujących na Zachodzie, które są podobno jeszcze większe niż dotacje. Wszystko zależy od nas. Kiedy odwiedzam ostatnią z córek przedwojennego symbolu przedsiębiorczości w Rybniku – Adolfa Bartońka, to podziwiać można to, co gliwickiej kurii udało się zrobić z pałacem w Rudach. W stosunkowo krótkim czasie zrobiono dziesięć razy więcej niż poprzednicy przez 55 powojennych lat. No, ale odczucia jak to u nas ambiwalentne, bo zniknęło w Rudach cudowne, niemal magiczne miejsce „Buk”. Przeważa jednak radość z pobytu w pocysterskim środowisku. Może nawet elektrownia odrestauruje stary cysterski dom w Stodołach, blisko tablicy upamiętniającej pobyt bł. Jana Pawła II.
A może by tak do szpitala juliuszowego dyskretnie podesłać squatersów. Z doświadczenia wiemy, że wówczas władze reagują dość szybko.
Michał Palica