Koci problem na Chabrowej
INTERWENCJE – Ul. Chabrowa.
List, który otrzymaliśmy od pani Urszuli jest dramatyczny. W bloku przy ul. Chabrowej 14 mieszka kilkanaście kotów, choć ta liczba jest bardzo płynna. Mówi się nawet o kilkudziesięciu. Spółdzielnia w temacie zachowuje się opieszale, sanepid ma związane ręce, a mieszkańcy... podzieleni.
„Konkurs na najobskurniejszą klatkę wygrywa blok przy ulicy Chabrowej 14a. Za blokiem mieszka ok. 15 kotów, które kilkakrotnie w ciągu dnia są dokarmiane przez osoby mieszkające na 5. piętrze tego budynu, bezpośrednio przez balkon. Apele do spółdzielni nie działaja, „bo co ja mam je wyłapać, bo nikt tego nie chce robić” – to są słowa pani administrator z ulicy Chabrowej, a ich siedziba mieści się klatkę obok. Więc kotki mieszkają za blokiem i, o zgrozo!, w piwnicy, gdzie śpią i srają (przepraszam za wyrażenie). Kwestia odoru, fekaliów kocich i chorób, jakie mogą roznosić te kiciusie to sprawa chyba dla sanepidu i weterynarza. Ale to jeszcze nie koniec. Klatka nie była malowana przez ostatnie 12 lat i nie bedzie, bo nie ma na to funduszy, a inne na tym osiedlu są pomalowane, wymienione windy i sprawny domofon oraz sprzątaczki. Koszmar! Zapraszam zobaczcie sami i porównajcie z blokami obok, my też płacimy do tej samej spóldzielni. Żenada”.
Mieszkańcy w kwestii kotów są podzieleni. – Mnie tam nie przeszkadza, że są koty. Nie ma szczurów, żadnych szkodników. Ktoś je dokarmia, bo lubi. Do mieszkań się nie cisną, a wyglądają na zdrowe – mówi jeden z mieszkańców z klatki A, którego spotykamy pod blokiem. Ta opinia diametralnie różni się od tego, co prezentuje czytelniczka. W ten sam, pełen sprzeczności sposób sprawę traktuje rybnicka spółdzielnia.
Problem dla jednych, hobby dla drugich
Antoni Dziad, kierownik osiedla „Chabrowa”, podziela obawy jednych, zgadza się z arugmentacją drugich. – Sprawa bezpańskich kotów na osiedlach ciągnie się już latami. Jednych to razi, nie dziwię się czemu, bo to dzikie skupisko, zalega w piwnicach, mnoży się i może przecież powodować choroby. Z drugiej strony są obrońcy i miłośnicy zwierząt. Dokarmiają je, dbają o nie, dają im ciepło i troskę. Mamy tutaj więc dwa interesy mieszkańców i tylko jedną klatkę – mówi Dziad. – Trudno rozeznać, kto ma więcej racji. Choć biorąc pod uwagę, że to zwierzęta bezdomne, skłaniałbym się ku przeciwnikom. To jest jednak tak, że my zabezpieczamy klatki, by zwierzęta nie wchodziły. Dajemy nowe okienka do piwnic. I się okazuje potem, że jeden mieszkaniec kotów nie wpuszcza, a drugi wpuszcza. Że nagle w okienku nowym jest zrobiona dziura, by zwierzak sobie wszedł i posiedział w cieple – dodaje kierownik osiedla.
Jak zaznacza Dziad, walka z miłośnikami zwierząt jest trudna. Nawet z tymi, którzy te zwierzęta wpuszczają do klatki mimo zakazów. – Mamy taką jedną panią, która się kotami opiekuje. Ona jest ich wielką zwolenniczką, nie docierają argumenty innych mieszkańców. Straszy spółdzielnię „zielonymi”, obrońcami zwierząt, oczekuje, że my też będziemy dokarmiać i jeszcze tworzyć dla nich możliwości pomieszkiwania. A tak być nie może – mówi Dziad. Mimo tych opinii, spółdzielnia na razie nie zrobiła nic, by sprawę kotów przy Chabrowej 14a wyjaśnić.
Sanepid nic nie wie
Odwiedziliśmy więc rybnicki sanepid, by spytać, czy mieszkańcy bądź administracja zgłaszali podobny problem. Z–ca dyrektora, Lidia Lazar przyznaje, że to problem palący w dużych miastach, jednak o Chabrowej nic nie wie. – Sanepid sam z siebie wejść do lokalu nie ma prawa. Nie dostaliśmy żadnego zgłoszenia ani od administracji, ani od mieszkańców tej ulicy, że jest taki problem. Gdyby tak się stało, w naszych kompetencjach leży sprawdzenie stanu rzeczy – mówi.
Sanepid to nie weterynarze, jednak stacja zarządzić może badanie, które wykaże, czy kociaki przenoszą jakieś choroby, czy ich odchody bądź fekalia są niebezpieczne dla zdrowia, czy zwierzaki nie maja pasożytów. Do tego jednak, jak widać, długa droga. – Oczywiście, że pomieszkujące koty mogą być zagrożeniem. Jednak bez badań i opinii specjalisty nie można tego stwierdzić. Droga prawna jest taka – jeśli administrator zwaraca się do nas z wnioskiem, wkraczamy. Jeśli mieszkańcy zwrócą się z wnioskiem, kontaktujemy się admninistratorem – kończy Lazar. Administrator będzie musiał wziąć wtedy na siebie rozwiązanie problemu, przebadanie zwierząt bądź usunięcie ich z posesji. Sanepid czuwał będzie nad przebiegiem tych działań. Dzisiaj jednak ani stacja sanitarno-epidemiologiczna, ani administracja osiedla z problemem nic nie zrobi. Czy kolejny raz to mieszkańcy muszą wziąć sprawy w swoje ręce?
(mark)