Mandat za dokarmianie gołebi
Problem wraca jak bumerang wraz z poprawiającą się aurą. Setki ludzi wychodzi na Rynek, dzieci i dorośli niosący woreczki z okruszkami suchego chleba lub innych wypieków. Tutaj jednak czeka ich niemiła niespodzianka. Za ten „proceder” można dostać mandat.
Gołębie są i zmorą i błogosławieństwem rybnickiego placu głównego. Z jednej strony piękny widok, urzekające stada ptaków wznoszących się wraz z płyty Rynku, lądujące na dachach i fontannie. Z drugiej jednak ogromne ilości ptasich odchodów i robactwo, które przynoszą ze sobą gołębie. Miasto walczy z dokarmianiem jak może. Pierwsze takie ruchy poczyniło już w 2008 roku.
Zakaz – zakazem, a prawo?
Jako taki, „zakaz dokarmiania” nie istnieje w polskim prawodawstwie. Nie można za to ukarać, obywatel nie może dostać za to mandatu. W 2008 roku na rybnickim Rynku pojawiły się jednak znaki o takiej właśnie treści. – Tego typu ruchy zastosowano nie tylko w Rybniku. Podchodziły do tego także duże miasta, jak Kraków czy Wrocław – mówi Krzysztof Jaroch z Urzędu Miasta Rybnika. Wszystko z dwóch powodów. Po pierwsze, gołębie odchody niszczą elewacje kamienic i zabytków. Po drugie – są nosicielami obrzeżków, pasożytów pokroju kleszczy, które mogą być groźne dla człowieka. – Gdy zalęgną się na przykład na strychach czy poddaszach przyrynkowych kamienic, pojawia się problem. Kilka lat temu musieliśmy dezynsekować i dezynfekować mieszkania w kamienicach. Nic to jednak nie pomoże, gdy gołębie wiedzą, że na Rynku właśnie mają stały pokarm – mówi Jaroch.
Sprawa nie jest jednak taka prosta. Jak bowiem zakazywać czegoś, co nie jest zakazane. Znaki więc z czasem zniknęły, pojawił się sokolnik. Ptaszystko w mniejszym lub większym stopniu odstraszało gołębie. Gdy jednak sokolnik znikał, wracały. Stąd Miasto przeszło do bardziej drastycznych środków – karania i upominania mieszkańców, rzucających pokarm na rynkowy plac.
Nawet 500 zł
Mandat za zaśmiecanie przestrzeni publicznej wynieść może od 50 do 500 zł. To sporo, jednak jak przyznają władze miasta i strażnicy miejscy – na razie są pobłażliwi. – To nie jest nasze „widzi mi się” – mówi Jaroch. – Sprawa jest poważna, bo koszty remontów elewacji są naprawdę spore. Do tego odchody na deptaku nie wyglądają dobrze, a dzieci tam biegające, wywracające się i mające kontakt z tymi odchodami są narażone na choroby. Gołębie są nieodłączną częścią wszystkich starówek. Jednak musimy je oduczyć, że tam dostają jedzenie od człowieka – dodaje urzędnik.
Nie zdażyło się, by ktoś dokarmiający gołębie zarobił sporej wysokości mandat, mieszkańcy sygnalizują jednak, że w tym roku strażnicy miejscy są na ten temat wyczuleni. – Dostałam reprymendę, karmiąc gołębie w parku przy markecie Real – mówi pani Jadwiga, mieszkanka osiedla Tysiąclecia na Maroku. – Powiedzieli mi, że to zaśmiecanie przestrzeni publicznej, a do tego, że miasto walczy z dokarmianiem gołębi. I tak dokarmiam, jak nikt nie patrzy – dodaje.
Gołębie nie wszystkim się podobają
Jest oczywiście grupa oburzonych rybniczan. Gołębie to dla nich jeden z symboli Rynku, starówki i wszystkich tych otwartych miejsc, jak parki czy skwery. Są jednak i tacy, którzy ptaków mają dość, apelują do Miasta, by walczyć dalej. – Sokół na Rynku gołębie przegonił. I wszystko fajnie, tylko one się przeniosły w inne miejsce. Na nasze osiedle – apelował podczas spotkania z władzami mieszkaniec dzielnicy Maroko-Nowiny. – Auta zabrudzone, chodniki i drogi również. W piaskownicach tego pełno, na placach zabaw też sporo odchodów. Problem z centrum przeniósł się do nas i tutaj też trzeba coś z nim zrobić – dodał.
Na gołębie rady jednak nie ma. Sokolnik, zakazy i kary nie powstrzymają ptaków przed powrotem na żerowiska. A tymi niestety są dla nich spore skupiska ludzi. Być może jednak, przy zmianie nastawienia, problem gołębi przestałby doskwierać, i ich widok nie odrzucałby, a znów zachwycał.
Marek Grecicha