Tablica pod urzędem z drugim dnem?
Świerklany. Już w marcu na posiedzeniu rady gminy Tomasz Pieczka skierował do wójta interpelację w sprawie postawienia przed urzędem tablicy informującej, że urzędnicy mówią po śląsku. Jak się jednak okazało, radni wywołali na kolejnej kwietniowej sesji burzę w szklance wody.
Przypomnijmy, że chodziło o ustawienie informacji przed urzędem, podobnej jak w sąsiednim Radlinie, mówiącej, że w urzędzie swobodnie można porozumieć się w lokalnej mowie śląskiej. Urząd w Radlinie już w ubiegłym roku postawił u siebie podobną tablicę i spowodowało to sporą promocję dla miasta oraz pozytywne opinie o kultywowaniu tradycji. Tomasz Pieczka, członek Koła Ruchu Autonomii Śląska w Świerklanach, wrócił do sprawy pytając wójta, czy rada podejmie uchwałę w sprawie tablicy, albo urząd po prostu postawi ją przed budynkiem. – Myślę, że i tak godomy po śląsku i tak, nie wiem czy trzeba wywieszać tablicę, ale nie widzę przeciwwskazań – stwierdził wójt Antoni Mrowiec, jednak w sprawę zaangażował się radca prawny urzędu. – Rozumiem, że tablicę można wywiesić, jeśli uzyska się certyfikat, występując do organizacji, która takie certyfikaty nadaje i upoważnia do wywieszenia tablicy – powiedział Artur Elantkowski, dodając, że nie wiadomo, na jakich warunkach takie certyfikaty są nadawane. – Certyfikat w każdym razie można uzyskać i uchwałę o kultywowaniu tradycji i języka można podjąć. Tylko co jeszcze oprócz tablicy na urzędzie chodzi panu po głowie? – radca zapytał Tomasza Pieczkę, szukając podwójnego dna całej sprawy. Przewodniczący rady Włodzimierz Barwinek poszedł jeszcze o krok dalej. – Tylko, żebyśmy nie byli za chwilę zmuszeni do postawienia drugiej tablicy, informującej, że mówimy także po polsku. Nikt przecież dotychczas nikomu nie zakazał godać, mówić itd. – zapewnił przewodniczący.
Pani Urszula tłumaczy
Później w swoich wystąpieniach radni postanowili zakpić z propozycji ustawienia tablicy, m.in. twierdząc, że najpierw sesja powinna być po polsku, a po niej ta sama w mowie śląskiej. Z kolei np. radny Adam Potysz, informując wójta o wadliwej studzience kanalizacyjnej nieopodal swojej posesji, użył słowa „gulik”, po czym przetłumaczył je na „studzienka”. Przewodniczący rady gminy podchwycił temat i wyciągnął z wypowiedzi jeszcze jedno. – Pani Urszulo, czy w protokole nie będzie problemu z przetłumaczeniem zwrotu „studzienka rabuje się”? To znaczy zapada się – stwierdził z urzędową powagą Włodzimierz Barwinek. Po tej słownej potyczce i pstryczku dla Tomasza Pieczki, radny poczuł się zniesmaczony całą sytuacją. – Nie wiem, czy to tak śmiesznie brzmi, że będzie problem z przetłumaczeniem czegoś na śląski? Odczułem to jako naśmiewanie się z mowy śląskiej. To jest takie śmieszne? – odniósł się do docinków przewodniczącego Tomasz Pieczka.
Chodzi o kultywowanie tradycji
Sprawę na sesji zakończył radny Marian Kotyrba. – Prawie każdy z nas jest ślązakiem z dziada pradziada, ale pan mówi tak ogólnikowo, nie rozumiem o co panu chodzi. Sprawę powinno się poruszyć na majowym spotkaniu komisji spraw społecznych, gdzie możemy podyskutować w tym temacie i komisja odniesie się do pana wniosku – stwierdził Kotyrba, a Pieczka przyznał mu rację. O sprawę postanowiliśmy zapytać szefa świerklańskiego koła RAŚ. – Widzimy, że radni są skołowani całą sytuacją. Nie wiem czemu ktoś chce szukać w naszej intencji podwójnego dna, bo chodzi przecież o propagowanie mowy śląskiej i naszej kultury, nic więcej. Podobne tablice stanęły już m.in. w Pszczynie i Radlinie i tam nikt nie protestował, bo przecież chodzi nie chodzi tutaj o politykę, ale o promocję. Fakt jest taki, że złożona interpelacja była błędna, bo mówiła tylko o propagowaniu języka i tradycji, a nie o tablicy. Mam nadzieję, że omówienie sprawy na komisji spraw społecznych rozwieje wątpliwości – komentuje Andrzej Kiełkowski.
Szymon Kamczyk