Rodzina Morysów
O tej familii pisaliśmy już kiedyś. Jednakże rodzinna opowieść przytoczona poniżej została poprawiona, uściślona i pokazana w innym oświetleniu, z innej strony.
Przypomnijmy głowę rodu. To Wincenty Morys. Zjechał z rodziną do Rybnika gdzieś między 1921 a 1922 rokiem.
Pasjami przepadał za kartami
Jeden z synów Wincentego, Teodor całe życie przepracował w Hucie „Silesia”. Po wojnie w ekspedycji towarowej Huty. Zarówno o nim, jego żonie i całej rodzinie opowiedziała nam Bronisława Sobik z domu Morys, kuzynka Lidii Ziewiec, która była narratorką poprzedniej opowieści rodzinnej związanej z Morysami. Doskonale zorientowana także w otoczeniu czyli dawnej ulicy Młyńskiej. Urodzona 8 lipca 1934 miała więc w chwili wybuchu wojny zaledwie pięć lat, ale uważnie słuchała tego co przekazali jej później rodzice oraz inni dorośli. Teodor, jej ojciec urodził się w Wójtowej Wsi (obecnie część Gliwic) 15 stycznia 1900. Rodzina jej matki Marty (ur. 1 stycznia 1912), Pieszkowie również wywodzili się z Wójtowej Wsi. Osiedlili się w Zamysłowie. Ojciec Marty, Jan Pieszek był mistrzem murarskim. Między innymi budował kościół świętych Piotra i Pawła w Gliwicach i franciszkańską świątynię w Rybniku. Jan miał pewną „pasję”. Pasjami przepadał za kartami. W obrazki mógł grać godzinami. Dobrze znali go w zamysłowskiej karczmie „U Żoka”. Kiedyś przez trzy dni non stop grali budując wieżę kościelną. Zapomnieli o Bożym świecie. Ludzie zawsze widzieli go elegancko ubranym, znali jako świetnego pszczelarza.
Jan i Julianna, rodzice Marty byli małżeństwem bezdzietnym. Adoptowali Martę, gdy była jeszcze niemowlakiem. Julianna jak wiele kobiet w tym czasie nie pracowała zawodowo i zajmowała się rodziną i domem. Jak opisała ich Bronisława Morys była kobietą łagodną, potulną niemalże, natomiast mąż był dokładnie jej przeciwieństwem. Istny raptus. Jan miał we Wrocławiu bardzo zamożnego brata, który jednak nie palił się do kontaktu z rodziną w Rybniku. Dla „równowagi” jego siostra zamieszkała w Bytkowie żyła prawie w nędzy. Najstarsza z sióstr znalazła się na opolszczyźnie. Dawny Bytków wyglądał jak osiedle slumsów – w bardzo zaniedbanych familokach przeważały wielodzietne rodziny. Potem, gdy powstawał katowicki ośrodek telewizyjny familoki wyburzono i postawiono bloki mieszkalne.
Teodor i Marta długo pomieszkiwali w Zamysłowie. Krótko przed wojną wprowadzili się do domu na Młyńskiej 10. W Zamysłowie lub jak się mawiało i mawia do dziś, na Zamysłowie były stawy i ludzie mieli pod dostatkiem świeżych ryb z czystej wody. Matka Bronisławy zasłynęła jako bardzo dobra kucharka. Cieszyła się więc sporym wzięciem. Gotowała na ślubach, chrzcinach i stypach. Regularnie czytała „Moją Przyjaciółkę”. Należała do Tow. Matek Polek. Aktywnie uczestniczyła w próbach i przedstawieniach zamysłowskiego amatorskiego koła teatralnego.
Roześmiany dom
Mimo, że Młyńska była ciemną, zabudowaną ulicą „dziesiątka” zyskała miano zawsze „roześmianego, otwartego domu”. Co roku w okolicach listopada robiono świniobicie. Zabawy taneczne, nawet bale maskowe, wspólne śpiewanie. Mnóstwo gości. Kiedyś po takim balu noworocznym szwagier Bronisławy bardzo zmęczony... usiadł sobie na chwilkę w kościelnym konfesjonale i jak się potem ze skruchą przyznał calutką mszę św. przespał. Dom na Młyńskiej to nie mała budowla. Mieszkania miały po 110 m. kw. W sąsiedztwie mieszkali Budniokowie. dziś pozostał po nich ogród od strony Drewnopolu. Dziadek Wincenty był korfanciorzem i czytał tylko „Polonię”. Bronisława Sobik dobrze pamięta wodny młyn Wolnego na starej Nacynie. Duże zabudowania, te z wieżą należały do Sodomanna. To były budynki po Browarze Zamkowym. Tam gdzie dziś „Hotel pod Młynem” znajdowały się tyły posiadłości inż. Malinowskiego. Obok ewangelicka świątynia, ewangelicka parafia. W domu parafialnym z okazji konfirmacji – odpowiednik katolickiej komunii św. – dzieciakom urządzano przed i po wojnie pożyteczne spotkania i pogodne zabawy. Tam gdzie pojawiła się restauracja „Żądło” znajdował się drewniany domek uwidoczniony na jednym ze zdjęć. To na tym terenie mieściła się w czasie wojny niemiecka firma budowlana Ernsta, zamieszkałego na Kościuszki. Ernst z polecenia władz okupacyjnych przejął stolarnię inż. Władysława Malinowskiego (Ernst był krewnym Martiny’ego, dawnego wspólnika inż. Malinowskiego i jako młody człowiek terminował u inżyniera).
Teodor i Marta Morysowie mieli dwie córki – właśnie Bronisławę i urodzoną dwa lata od niej wcześniej Elżbietę. Elżbieta, po mężu Modlich przez jakiś czas pracowała jako nauczycielka w popielowskiej szkole. Potem w ZUS. Pierwsze lata szkolne Bronisławy przypadły na czas wojenny. Chodziła do „jedynki” obok starego kościoła. Potem przez dwa lata do Urszulanek, rok na Wodzisławskiej, gdzie kierownikiem był Nowomiejski. Z czasu szkoły podstawowej pamięta 1945. Oczekiwanie na powrót ojca do domu. Matka mocno wierzyła w powrót męża. Dano na mszę w intencji jego szczęśliwego powrotu. Kiedy wracali z niej do domu zobaczyli biegnącego w ich stronę chłopca z Zamysłowa, który wołał z daleka, że Teodor przybył właśnie do Zamysłowa. Następnie trzy lata Szkoły Handlowej na Kościuszki. W 1952 rozpoczęła pracę w Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Wydziale Komunikacji. Tu przepracowała 38 lat. Jako najgorszy wspomina okres jaruzelszczyzny. Puste sklepy, kartki, beznadzieja. W efekcie ślubu jaki wzięła w 1959 z Hubertem Sobikiem (Powiatowa Rada Wydział Urbanistyki) na świecie pojawiła się ich jedyna córka Joanna.
Chodziła boso
Teodor Morys zmarł 16 czerwca 1987, a Marta 6 września 2004. Bronisława Sobik poprawnie określiła who is who na pięknym zdjęciu całej familii z pamiętnych złotych godów Wincentego i Augustyny Morysów, które przedstawiliśmy przy okazji opowieści Lidii Ziewiec, także wywodzącej się z Morysów. Biorąc pod uwagę, że ślub Augustyna i Wincenty wzięli w 1887 (złote gody na Młyńskiej10 w 1937) Wincenty mógł urodzić się ok. 1860. Na koniec jeszcze jeden wspominek Bronisławy Sobik wart zapisania. W sąsiedztwie posesji Morysów zamieszkiwała pani Bugdoł. W sezonie najmowała się do prac w gospodarstwie Wincentego. Dokładnie zamieszkiwała w czerwonej kamienicy na rogu Hallera i Rzecznej. Znana była z tego, że jeszcze przed Wojciechem Cejrowskim zawsze chodziła boso. Jak mówiono była „nie do zdarcia” na wszystkich pielgrzymkach. W 1948 uczestniczyła w prywatnej czteroosobowej pielgrzymce na Jasną Górę.
Michał Palica