Rybniczanie wymierają i trudno będzie to zatrzymać
Jak wyliczają największe ekonomiczne media w Polsce, z miast wyniosło się w ciągu dekady aż ćwierć miliona Polaków. To poważny cios dla budżetów metropolii. Trend ten widać jednak także w miastach mniejszych – także w Rybniku.
W zeszłym roku zmarły w Rybniku 1552 osoby. Przybyło zaś 1391 rybniczan. W powiecie – z tym liczbami – Rybnik nie ma sobie równych, jest jednak jedna statystyka, w której sromotnie przegrywa.
Jedyni na minusie
Współczynnik przyrostu naturalnego to wartość, która obrazować ma rozwój poszczególnych społeczności, ich wzrost lub kurczenie się. Obliczyć go nietrudno – od liczby urodzeń odejmujemy liczbę zgonów i wynik tego działania dzielimy przez liczbę ludności danej gminy lub innej jednostki terytorialnej. Ten wynik mnożymy razy tysiąc promili. Im wyższy wyszedł nam współczynnik, tym przyrost naturalny większy, a gmina w lepszej kondycji. I właśnie w tym aspekcie z Rybnikiem jest problem. Jako jedyny w powiecie w roku 2013 uzyskał negatywny wynik współczynnika przyrostu naturalnego, który wyniósł w granicach -1,6 promila. Dlaczego jednak powinniśmy się przejmować tymi wartościami?
Przyrost naturalny to policzalny dowód niżu demograficznego; dzięki tej wartości jesteśmy w stanie stwierdzić jak dana społeczność będzie się rozwijała. Jest więc po części dowodem na to, czy gdzieś żyje się dobrze, czy nie. I choć zdaniem przeróżnych plebiscytów w Rybniku dobrze się żyje, to miasto jako takie powoli wymiera.
Problem wszystkich miast
Oczywiście, Rybnik wpisuje się w ogólnopolski trend, trwający już zresztą dobrych parę lat. Mieszkańcy większych ośrodków przenoszą się na przedmieścia, poza obręb często zatłoczonych i głośnych miast. – Szukają spokoju, chcą domu na łące, strumyka, ciszy i oderwania się od cywilizacji – mówi Adam Fudali, prezydent Rybnika. – I trudno im się dziwić. Taki dzisiaj panuje trend, nie ma na niego siły – dodaje. Trend ten – jak wylicza magazyn „Forbes” – może odbić się dużym samorządom czkawką. Okazuje się, że z miast uciekają zamożni mieszkańcy, a odsetek ludzi w wieku poprodukcyjnym gwałtownie w nich rośnie. Co to oznacza? Że wraz z bogatymi z miasta odpływają płacone teraz na wsi podatki, a w dużych ośrodkach zostają emeryci, z reguły dużo mniej zamożni. To cios dla budżetów miast. – Oczywiście, że jest to zauważalne i odczuwalne, pytanie tylko, jak z takim trendem walczyć – mówi Fudali. – Ważne jest to, co miasto ma do zaoferowania. Rozrywka, gastronomia, sport i inne atrakcje, których nie ma w mieście. Dodatkowo musimy coraz częściej myśleć o innych rozwiązaniach, które przyciągną mieszkańca – tłumaczy Fudali.
Jak przekonać mieszczucha?
Jednym z takich pomysłów jest m.in. bilet zrównoważony, czyli – zdaniem UM Rybnik – tanie podróżowanie dla mieszkańców Rybnika. – Będzie to tania alternatywa dla zameldowanych w naszym mieście – mówi Fudali. – W ten sposób poszerzając ofertę dla mieszkańca stajemy się bardziej atrakcyjni. Choć, z drugiej strony dane GUS wskazują, że usługi w naszym mieście są na wysokim poziomie, a mieszkańcy mają dostęp do wszystkich udogodnień – kanalizacja, szybka komunikacja, pomoc medyczna i inne – dodaje prezydent Rybnika.
Kilka lat temu rybniccy studenci opracowali projekt naukowy „Czy Rybnik może być jak Siena”. I choć brzmi to górnolotnie, ankiety studentów wskazywały, że faktycznie – w mieście mamy dostęp do wielu rozmaitych usług, do kultury, sportu czy rekreacji. Wydaje się jednak, że nie istotne, jak rozbudowana będzie strefa usługowa miasta – dla znacznej większości Polaków przeprowadzka powodowana jest przede wszystkim ze względów materialnych. I choćby Rybnik dwoił się i troił, w centrum zawsze będzie drożej, niż na opłotkach.
Marek Grecicha