Ronaldo w gołębniku
Loty gołębi i piłka nożna. Dwie zgoła odmienne dyscypliny sportu. Czy aby na pewno? – Żeby zagrać dobry mecz, nawet w „amatorce”, trzeba trenować dwa, trzy razy w tygodniu. Gołębie też trzeba odpowiednio wytrenować, by osiągały sukcesy – uważa Krzysztof Norek, hodowca z rybnickich Stodół. Jak się okazuje, podobieństw jest więcej.
Musiało dojść do tragedii
Krzysztof Norek wychował się w Jejkowicach. Z gołębiami miał do czynienia od dziecka. Hodował je dziadek, później także ojciec. On wolał jednak biegać po boisku. Najpierw w miejscowej Jedności, później Energetyku ROW, który występował jeszcze wtedy na niższym poziomie rozgrywkowym. Gołębie były, ale z boku. Do czasu. – Wszystko się zmieniło, kiedy ładnych parę lat temu ojciec miał feralny lot z niemieckiego Schoningen. Z powodu fatalnej pogody straciliśmy 17 najlepszych sztuk, które hoduje się całymi latami. Wtedy nastąpił we mnie przełom. Zainteresowałem się gołębiami i postanowiłem połączyć to hobby z piłką nożną. Razem z ojcem wzięliśmy się za to bardziej profesjonalnie – mówi mieszkający obecnie w dzielnicy Stodoły pan Krzysztof, który jest jednym ze stu dwudziestu członków rybnickiego oddziału Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych.
Zagraniczne transfery
Norkowie udali się po posiłki na Zachód, sprowadzając materiał rozpłodowy z Niemiec, Belgii i Holandii. W sumie w gołębnikach pana Krzysztofa jest obecnie około 350 ptaków. – Pierwsze sprowadzaliśmy od znanych polskich hodowców. Premierowy zagraniczny wyjazd to Holandia. Pojechaliśmy do hodowcy Nico van Noordenne’a, który w tym kraju robi świetne wyniki. Stamtąd przywieźliśmy 10 bardzo wysokiej klasy gołębi rozpłodowych. Później odwiedziliśmy niemieckich hodowców SG Mack. Mam też gołębie linii BAK 17 zakupione w Belgii. Obecnie współpracuję z kolejnym hodowcą z tego kraju, Eddym Noelem – wyjaśnia Krzysztof Norek.
Za talent trzeba słono zapłacić
Biblią wielu piłkarskich menadżerów jest portal transfermarket. Odpowiednik w świecie hodowców gołębi to pipa.be. To prestiżowy portal aukcyjny, gdzie można śledzić ceny gołębi, kupować je oraz wystawiać na sprzedaż. Choć dla zwykłego zjadacza chleba może się to wydawać nieprawdopodobne, to najlepsze ptaki warte są miej więcej tyle, ile super luksusowy samochód lub dobrej klasy dom z ogródkiem! – Cena zależy od linii gołębia oraz od tego, czy coś osiągnął. Sprzedawane są głównie dzieci tych gołębi. Chodzi o to, by miały dobre geny po rodzicach. Można kupić okaz za 100 euro, ale również za 150 tysięcy euro. Trzeba przyznać, że jest to drogi sport – uśmiecha się pan Norek. – By osiągać wyniki w lotach, nie wystarczy pojechać na Zachód i kupić pierwszego lepszego gołębia za 50 euro. To nie wystarczy. Za dobry materiał trzeba po prostu dobrze zapłacić. Moim zdaniem minimum 300 euro za sztukę – szacuje rybnicki hodowca. Do tego trzeba oczywiście zaopatrywać się w dobrą karmę oraz poświęcać tej pasji dużo czasu. Bo jest ona bardzo pracochłonna.
Sezon tuż tuż...
W tym roku najpopularniejsze loty gołębi starych zaczynają się 1 maja, a kończą 20 lipca. W tym czasie odbywa się 14 zawodów. Najpierw są najkrótsze loty, z Brzegu, czyli około 150 kilometrów. Najdłuższe są cztery loty po 500 kilometrów i trzy loty na 740 kilometrów. – Zazwyczaj w sobotę, w przededniu zawodów, w punkcie w Zebrzydowicach odbywa się tak zwane wkładanie. Tam przywozi się gołębie w klatkach, na miejscu jest elektroniczny zegar, gdzie ptak jest kodowany. Kabina wyjeżdża w określone miejsce i w niedzielę rano gołębie są wypuszczane. U nas na gołębnikach mamy zainstalowane specjalne anteny. Ptaka trzeba jak najszybciej wprowadzić do gołębnika. Tu jest elektroniczny zegar, który automatycznie odczytuje czas przelotu. Później mamy odbieranie zegarów i według tego liczy się punktację i klasyfikację generalną – w dużym skrócie wyjaśnia procedurę zawodów pan Krzysztof.
Emocje jak na stadionie
– Do dnia dzisiejszego jestem czynnym sportowcem. A gołębie to też jest sport. Najlepsze jest to, jak człowiek tego gołębia przygotuje, wysyła, a potem czeka na jego powrót. On pokonuje 500 kilometrów w czasie od czterech i pół do pięciu godzin. Emocje są bardzo duże, a szczególnie dlatego, że rywalizujemy również z ojcem, więc jest dodatkowa adrenalina. Mnie to wciągnęło. Tu jest przyjemność, satysfakcja, ale są też nerwy i stres. Jak to w sporcie – kończy swoją opowieść Krzysztof Norek, trzymając w rękach gołębia o wymownym imieniu Ronaldo.
(kp)