Jan Paweł II celował wysoko
Ks. Jan Szywalski przedstawia.
„Tak jak sól nadaje smak pożywieniu i jak słońce oświeca ciemności, tak świętość nadaje pełny sens życiu, ogarniając je blaskiem chwały Bożej” – orędzie do młodzieży z 2001 r.
Jan Paweł II celował wysoko. Świętości nie tylko oczekiwał od innych, ale sam do niej dążył. Wkrótce znajdzie to oficjalne potwierdzenie.
Ciągle powiela się pewne wielkie wydarzenia z jego życia: wybór na papieża, jego wystąpienia wobec milionowych rzesz, niektóre spektakularne gesty, jak przytulanie dziecka, czy pocałunek chorego, ale życie to też codzienność. Jakim jednak był poza zasięgiem kamer? Jak się zachowywał, gdy nikt go nie obserwował, albo gdy tylko zaufani byli koło niego? Jaką była jego osobista modlitwa? Wśród sceptyków długo istniało podejrzenie, że jest dobrym aktorem, że odgrywa rolę papieża. Spróbujmy trochę spojrzeć za kulisy jego oficjalnego życia.
Modlitwa zamiast odpoczynku
Jedno wspomnienie zawdzięczam ks. Jerzemu Pawlikowi, kapłanowi z diecezji katowickiej bardzo zaangażowanemu kiedyś w duszpasterstwie młodzieży. Należał do osób bliskich Janowi Pawłowi II. W 1987 r. był z kilkoma biskupami polskimi jego gościem podczas Wielkanocy. Po długich ceremoniach Wielkiej Soboty i uroczystej mszy św. wielkanocnej na placu św. Piotra, ciągnącej się do południowej modlitwy na Anioł Pański, byli zaproszeni do obiadu z papieżem. Ojciec św. chciał jak najwięcej dowiedzieć się o sytuacji w Polsce przed planowanym w tym roku przyjazdem do niej w czerwcu. Głosy gości z Polski były minorowe. W naszym kraju zniesiono wprawdzie stan wojenny, ale trwał ogólny zastój. Zainteresowanie ludu polskiego też się odmieniło: od religijnych ideałów zwróciło się ku materialnym wartościom. Po obiedzie miał być czas na odpoczynek dla papieża. Goście z Polski mieli zjechać windą, ale ponieważ okazała się nieczynna w święto, prałat Dziwisz prowadził ich korytarzem ku schodom. Starano się przejść cicho, by nie przeszkadzać papieżowi w odpoczynku. Przechodząc jednak obok kaplicy zauważyli w niej klęczącego w modlitwie Jana Pawła II. Papież zamiast odpoczywać, zalecał Bogu sprawy polskie i powierzył Mu planowaną do Ojczyzny pielgrzymkę.
Sił szukał u Boga
Inne wzruszające wspomnienie znam od pewnego braciszka zakonu Paulinów z Jasnej Góry. W 1991 r. Ojciec św. przybył do Częstochowy na Ogólnoświatowe Spotkanie Młodzieży. Nocował w klasztorze Jasnej Góry. W przeddzień wielkiego nabożeństwa, w sobotę wieczorem, Ojciec św. prowadził Apel Jasnogórski. Była późna godzina, gdy wreszcie mógł odpocząć przed maratonem zajęć następnego dnia. Aby gwarantować spokój, obowiązywała w klasztorze bezwzględna cisza od godz. 22.00. Braciszek ok. godz. 23.00 przebiegał jeszcze cicho przez korytarze klasztorne gasząc wszędzie światła. Przechodząc górnym gankiem zauważył, że świeci się lampa na chórze cudownej kaplicy. Już sięgnął ręką do wyłącznika, gdy zauważył klęczącego na chórze modlącego się papieża. Uważał widocznie, że ważniejszym źródłem sił jest modlitwa niż sen. Następnego dnia program leciał od rana: spotkanie z ojcami paulinami, msza św. na wałach... aż do późnego wieczora.
Był niedaleko nas
Rozmiłowanie w modlitwie istniało u niego od młodości. Już opisano kiedyś w prasie raciborskiej jego pobyt w pobliskich Stodołach obok Rybnika w 1948 r. Karol Wojtyła był wtedy młodym kapłanem. Odwiedzał tu swoją ciocię Stefanię Wojtyłę, która była tu nauczycielką. Wspierała go wtedy, gdy był klerykiem. Ponieważ mieszkała tylko w jednym pokoiku na poddaszu szkoły, ks. Wojtyła nocował u rodziny Piechów. Byli tam dwaj chłopcy: ośmioletni Grzegorz i sześcioletni Konrad. To on wspomina obecnie: „Rozmawiał z nami, bawił się czasem z nami szmacianą piłką. Prawie codziennie po śniadaniu zakładał plecak i udawał się w dalekie wędrówki. Często, jak opowiadał, przez lasy rudzkie docierał do kościołów i różnych kapliczek. Kiedyś nawet chwalił się, że w Rybniku wsiadł do pociągu i pojechał do Raciborza. Gdy wieczorem wracał zmęczony, obmywał się zimną wodą czerpaną ze studni i jadł kolację. Zawsze po kolacji ks. Karol Wojtyła w swoim pokoju kładł się krzyżem na podłodze i długo się modlił. My z bratem dyskretnie podglądaliśmy do izby przez dziurkę od klucza”.
Dostrzegał bliźniego
Starałem się być na spotkaniu z nim podczas każdej pielgrzymki do Polski. Najbardziej naturalnie przeżyłem jego obecność na Górze św. Anny, która była jakby „urzeczywistnieniem się nieprawdopodobnego snu” – jak mówił gwardian Góry św. Anny O. Bazyli.
Osobiście zetknąłem się z Ojcem św. na audiencji w 1983 r. w Rzymie podczas ekumenicznego sympozjum duszpasterzy niesłyszących. Przez trzy tygodnie mieszkaliśmy w hospicjum St. Martha. W programie mieliśmy wykłady i zwiedzanie a pod koniec 16 października nasze gremium było zaproszone na spotkanie z papieżem. Uczestnicy pochodzili z różnych krajów i byli różnych wyznań chrześcijańskich. Na audiencję prowadzono nas, było to przed południem tego dnia, przez kilka dziedzińców Watykanu aż znaleźliśmy się w pięknej sali. Nie przewidziano żadnych przemówień. Po chwili oczekiwania wszedł papież z prałatem Dziwiszem oraz kilkoma osobistościami. Był też fotograf Arturo Mari i panowie z obstawy. Przedstawiono nas krótko papieżowi, potem on podchodził do każdego wręczając pamiątkowy różaniec. Gdy stanął przede mną, Jego postać miała coś z Piotra – Opoki; był wtedy jeszcze młody i silny. „Pozdrawiamy z Raciborza” – przedstawiłem siebie i towarzyszącą mi siostrę zakonną. Spojrzał w oczy: „Pozdrówcie ode mnie Racibórz” – odrzekł swym basowym ciepłym głosem wręczając różaniec. Mam go dotychczas; będzie relikwią po świętym.
Popołudniu odbył się koncert ku jego czci, w tym dniu przypadła bowiem piąta rocznica jego wyboru na papieża. Otrzymaliśmy bilety na współudział w nim do obszernej auli Pawła VI. Z przodu ustawił się wielki chór opery mediolańskiej wraz z orkiestrą symfoniczną. Ojciec św. zajął miejsce na fotelu ustawionym na środkowym ganku między rzędami. Podczas występu zasłabł jeden ze śpiewających chłopców. Wzruszające było to, że papież, po zakończeniu uroczystości, udał się na zaplecze i osobiście zainteresował się losem młodego śpiewaka.
Aforyzmy, cytaty, myśli Jana Pawła II
Bóg jest pierwszym źródłem radości i nadziei człowieka.
Człowiek jest wielki nie przez to, co posiada,
lecz przez to kim jest; nie przez to, co ma,
lecz przez to, czym się dzieli z innymi.
Nie lękajcie się otworzyć drzwi Chrystusowi!
(Z przemówienia na inaugurację pontyfikatu)
Wczoraj do ciebie już nie należy. Jutro niepewne...
Tylko dziś jest twoje.
Nie bój się, nie lękaj się,Wypłyń na głębię!
Wymagajcie od siebie, choćby inni od was nie wymagali (do młodzieży)
Wy jesteście przyszłością świata!
Wy jesteście nadzieją Kościoła!
Wy jesteście moją nadzieją!
Powstań, ty, który straciłeś nadzieję.
Powstań, ty, który cierpisz.
Powstań, ponieważ Chrystus objawił ci swoją miłość
i przechowuje dla ciebie nieoczekiwaną możliwość
realizacji.
Nadzieja zawiera w sobie światło mocniejsze
od ciemności, jakie panują w naszych sercach.
Tylko miłość może wykluczyć używanie
jednej osoby przez drugą.
Czujesz się osamotniony?
Postaraj się odwiedzić kogoś,
kto jest jeszcze bardziej samotny.
Nie żyje się, nie kocha się, nie umiera się dla próby.
Niech nasza droga będzie wspólna.
Niech nasza modlitwa będzie pokorna.
Niech nasza miłość będzie potężna.
Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego,
co się tej nadziei może sprzeciwiać.