Rybniczanie wystartowali w zawodach, zorganizowanych przez szwajcarską armię
Relacja Pawła Kaszycy z Patrouille des Glaciers w Szwajcarii, jednych z najtrudniejszych na świecie zawodów skialpinistycznych, w których wystartował wraz z innym nauczycielem rybnickiego Zespołu Szkół nr 3 Adamem Gomolą oraz Markiem Kilarskim z Bielska-Białej.
Que vive la Patrouille des Glaciers! – takimi słowami są witane wszystkie drużyny (patrole), które docierają do mety zawodów, zlokalizowanej w szwajcarskiej miejscowości Verbier. Trzeba było jednak ogromnego wysiłku, by te słowa usłyszeć.
3 maja, dokładnie o północy, wystartowałem z moją drużyną – KS KANDAHAR, w zawodach Patrouille des Glaciers, które uznawane są za jedne z najtrudniejszych zawodów skialpinistycznych na świecie, ze względu na długość oraz trudność trasy. Wyrusza się z Zermatt, a kończy w Verbier. W linii prostej to 53 kilometry, natomiast według wyznaczonej trasy – kilometrów 110. Przewyższenia to 3994 metrów w górę oraz 4090 metrów w dół. Należy jeszcze dodać, że startuje się w nocy. Po przyjeździe do Szwajcarii zostawiamy auto na parkingu w Tasch i do samego Zermatt jedziemy pociągiem, ponieważ w tej miejscowości jest zakaz poruszania się samochodami spalinowymi. Kursują tu tylko elektryczne taksówki oraz autobusy. Na miejscu udajemy się do biura zawodów i jak to w Szwajcarii, bardzo skrupulatnie sprawdzają nasz sprzęt, który musi posiadać na trasie cała drużyna (narty, kaski, czekan, 30 metrów liny, sondy lawinowe, apteczka, saperka oraz jeszcze dużo drobiazgów). Wszystkie rzeczy zostają oklejone i zaplombowane. Start zawodów jest świętem dla całego miasteczka. Ekipy ruszają co trzy kwadranse, począwszy od godziny 21:00, aż do 3:00. Wszystkie drużyny muszą dotrzeć do Verbier przed godziną 16:00, bo właśnie taki jest limit czasu. Nasz zespół startuje z Zermatt o 24:00 (1600 metrów nad poziomem morza, temperatura +2 stopnie Celsjusza). Na początek 8 kilometrów biegu z plecakami i nartami. Docieramy do Schonbiel (2600 m n.p.m.). Już ciężko się oddycha, bo wysokość daje znać o sobie. Ubieramy narty, związujemy się liną (pomiędzy nami musi byś 10 metrów odległości) i zaczynamy podchodzić pod lodowiec Tete Blanche (3750 m n.p.m.). Z każdym krokiem jest coraz trudniej. Temperatura spada do minus 15 stopni. Odczuwalna – minus 20. Kiedy dochodzimy do góry, jesteśmy skrajnie wyziębieni i zmęczeni. Związani liną musimy zjechać do Arolli (1980 m n.p.m.). Cały zjazd odbywa się po ciemku poza trasami narciarskimi. Nasza droga jest ograniczona tylko chorągiewkami. Na kaskach mamy jedynie czołówki. Na miejsce docieramy tam o godzinie 5:25. Kubek ciepłej herbaty, żel energetyczny i ruszamy w dalszą drogę. Już nie musimy być związani liną, ale na punktach kontrolnych jesteśmy puszczani dalej, kiedy dotrze cały zespół. O 5:45 mija nas pierwszy z zespołów elity, które wystartowały o godzinie 3:00 (zwycięski patrol mężczyzn zawody ukończył w czasie 6:01:45 natomiast żeński z czasem 7:27:00). Z Arolii wspinamy się na Rosablanche (3200 m n.p.m.), po drodze mijając Col de Riedmatten (2950 m n.p.m.) i zjeżdżając do La Barmy (2500 m n.p.m.). Kiedy docieramy na Rosablache, słońce już mocno świeci. Jeszcze dwa małe podejścia i zjazd do Verbier. Niestety, nie było możliwości, żeby zjechać do samego końca. Odpinamy więc narty i zbiegamy w butach narciarskich. Przy wielkim dopingu ludzi stojących wzdłuż trasy docieramy do mety. Zegar pokazał czas 12:54:34. Zajmujemy 220. miejsce na 500 startujących patroli (zawody ukończyło 383) oraz 69. miejsce w swojej kategorii wiekowej na 150 startujących. Wypadliśmy najlepiej z drużyn z Europy wschodniej. Wyprzedziliśmy Czechów, Słowaków, Rumunów i Węgrów. Niesamowicie zmęczeni, ale również bardzo szczęśliwi udajemy się na ciepły posiłek oraz prysznic. O godzinie 16:00 wyruszamy do Polski. Zawody odbyły się po raz trzydziesty. Organizowane są co dwa lata przez armię szwajcarską. Budżet imprezy to 7,3 mln franków szwajcarskich. Będąc już przy finansach, bardzo chciałbym podziękować sponsorom bez których wsparcia mój wyjazd na te zawody nie byłby możliwy. Są to firmy Comistal, Igloo, Sob-Drew, Feniks, Remix, Alpinka, restauracja Kamaro oraz Instytut Kosmetyczny dr Irena Eris.
Paweł Kaszyca