Życie przeobraża się w cudowną przygodę
Piera Giorgia Frassatiego wspomina Wanda Gawrońska, jego siostrzenica.
Dlaczego, pani zdaniem, Pier Giorgio jest współcześnie tak bardzo popularny?
Bo jest pięknym – duchowo i fizycznie – prototypem tego, co Kościół potwierdził na Soborze Watykańskim II. Obrazem spełniającego w Kościele istotną rolę laikatu. To, że podobnie jak kler, laikat jest ważną częścią Kościoła, że współpracuje w trosce o zbawienie świata, Pier Giorgio rozumiał już czterdzieści lat przed Soborem. Według takiej mentalności przeżywał swoje chrześcijaństwo! Dlatego jest nam tak bardzo współczesny. Papież Jan Paweł II, gdy w 1987 roku przyjechał do Pollone na jego grób, by „złożyć hołd temu młodemu człowiekowi, który potrafił w naszym stuleciu niezwykle skutecznie świadczyć o Chrystusie”, powiedział, że Kościół dzisiaj „ma w nim jednego z najbardziej fascynujących przedstawicieli”.
Z jakich stron świata przychodzą do pani informacje o kulcie Pier Giorgia, o grupach jego imienia, o inicjatywach, które się z nim wiążą?
Właściwie ze wszystkich kontynentów, głównie zaś z Ameryki Północnej, ze Stanów Zjednoczonych. Uderza mnie to, że Pier Giorgio jest wielkim przyjacielem również seminarzystów i młodych księży. Jest to jeszcze bardziej wyraźnie potwierdzenie, jak uniwersalnie przeżywał swoje chrześcijaństwo i bycie częścią Kościoła.
A co panią osobiście najbardziej zachwyca w przykładzie życia pani wuja?
Jego prostota: dwa plus dwa równa się cztery. Idąc z nim, nie można szachrować! Dalej: jego spójność. I wolność, wolność dziecka Bożego. Pier Giorgio potrafił pokazać nam, że gdy podążamy za Chrystusem, „życie przeobraża się w cudowną przygodę” (św. Jan Paweł II, 1990 rok). Właśnie, życie chrześcijanina to nie jest życie na uboczu! Musimy „żyć, a nie wegetować” – pisał do kolegi. Zakochany w św. Katarzynie Sieneńskiej, starał się dać wyraz temu, co i ona twierdziła: „Jeśli będziecie tym, czym macie być, zapalicie cały świat!” (por. List 368). Poza tym Pier Giorgio wspominany jest jako niezwykle sympatyczny.