Premier na wyciągnięcie ręki
Rasowy polityk powinien umieć się wypowiedzieć na tematy, do których niekoniecznie musi być w danym momencie przygotowany. Donald Tusk odwiedzając Rybnik opowiadał dlaczego chlewiki w Niedobczycach nadal stoją oraz gdzie leży podraciborska Nędza.
Bieg ku premierowi
– Panie premierze, to dla pana – rzucił jeden z gości spotkania z Donaldem Tuskiem w Rybniku zrywając się niespodziewanie z krzesła w kierunku Tuska z jakimś przedmiotem pod pachą. BOR-owcom chroniącym premiera zapewne skoczyło ciśnienie, dopóki nie rozpoznali w podejrzanym przedmiocie opasłej książki. Książki nie byle jakiej bo Kroniki Niedobczyc. – Bardzo lubię takie opracowania. Z chęcią przeczytam i następnym razem będę tak obkuty z historii Niedobczyc, że spadniecie z krzeseł – żartował Tusk przyjmując prezent. Premier udzielając na początku września wsparcia Markowi Krząkale przez ponad godzinę odpowiadał na pytania mieszkańców Rybnika.
Stop darmozjadom
Erwin Cieślik, emeryt ze zlikwidowanej kopalni Rymer, jak sam się przedstawił, postulował ograniczenie pieniędzy dla radnych, których praca generuje duże koszty. – Czy ktoś to w rządzie policzył ile oni nas kosztują? Radny powinien otrzymywać tyle pieniędzy ile razy jest na obradach. Pieniądze zaoszczędzone na radnych dać na zatrudnienie bezrobotnych, aby nasze miasta ładniej wyglądały – przekonywał. – Należy ograniczyć koszty sprawowania władzy, ale to nie jest dobry czas na takie zmiany, choćby z powodu nadchodzących wyborów samorządowych. Takie ograniczenia to jeden z pomysłów założycielskich Platformy Obywatelskiej i na pewno są potrzebne – mówił Tusk, podczas gdy samorządowcom zgromadzonym na sali nieco rzedła mina. Nie na długo jednak, bo i do nich zawędrował krążący po sali mikrofon.
Premier osiem metrów w dół
– Panie premierze, mamy tu taki problem z naszymi familokami. Konserwator trzyma na wszystkim łapę i nawet chlewików przy nich nie pozwoli rozebrać – szukał u premiera pomocy Henryk Ryszka, radny z Niedobczyc. – Koszty ciągłych napraw budynków nieraz przewyższają koszt budowy nowego familoka. Szkody górnicze też nam nie pomagają – ciągnął dalej Ryszka dodając, że budynek w którym stoi premier osiadł już 8,6 metra w dół. Chwilowo zdezorientowany Tusk omiatając wzrokiem potencjalnie niebezpieczną salę, zaczął tłumaczyć skąd biorą się obawy konserwatorów. – Podejrzewam, że ta przesadna ostrożność wynika stąd, że niewiele w naszym kraju nam zostało tych budynków o wartości historycznej. Innych krajów walec historii nie przejechał tak jak Polski. Planujemy pewne zmiany jeśli chodzi o sposób funkcjonowania konserwatorów zabytków. Musimy wiedzieć gdzie naprawdę warto chronić, a gdzie odpuścić jak z tymi chlewikami w Niedobczycach – tłumaczył Tusk.
Podsumuję za Tuska
Inny rybnicki radny, Kazimierz Salamon z trudem dostał się do mikrofonu, a sprawę miał ważną, bo postanowił wyręczyć premiera i podsumować jego spotkanie. – Politykom łatwo jest obiecywać, ale gdy pan przyjedzie ponownie za kilka lat do Rybnika... – Dlaczego chce mnie tu pan dopiero za kilka lat – przerwał żartem Salamonowi Tusk. – Zapraszam szybciej, ale mamy kilka projektów, które pomogły by panu do nas wrócić szybciej. Mamy lotnisko, które chcemy rozbudować i mamy złożona aplikację o drogę Pszczyna-Racibórz. Gdyby pan pamiętał o Rybniku i tych inwestycjach, na które mamy obiecane pieniądze, łatwiej byłoby panu do nas wrócić – stwierdził Salamon. – Ja lotniska w Rybniku na pewno nie obiecywałem – odpowiedział Tusk. – Nie wiem jak to sobie policzyliście i czy będzie to dla was opłacalne. Różnie jest z tymi lotniskami w Polsce. Z pomocą samorządów powstało ich sporo. Ostatnio słyszałem, że lotnisko z jednym pasem startowym powstało w Nędzy. Dla niezorientowanych dodaję, że Nędza to miejscowość pod Raciborzem, a nie stan gminy – żartował premier. – Jeśli się uprzecie na realizację lotniska w Rybniku, a ja będę mógł pomóc to pomogę. Choćby z tego powodu, że perspektywa lądowania w Rybniku jest bardzo kusząca – dodał Tusk.
(acz)