Młodzi Panowie od kuchni
Robert Korólczyk, Łukasz Kaczmarczyk, Mateusz Banaszkiewicz i Bartosz Demczuk od 10 lat tworzą jeden z najpopularniejszych kabaretów w Polsce. Zapytaliśmy ich o poglądy polityczne, ulubione drużyny sportowe, ale także o to, kim będą przechodząc na emeryturę i kogo chcieliby mieć za sąsiada.
Robert Korólczyk przyznał się, że raz pomylił miejscowość, w której występował i przywitał ze sceny inne miasto. Łukasz Kaczmarczyk stwierdził, że najgorsze w byciu kabareciarzem są wyjazdy, przejazdy, dojazdy i złe kilometry. Mateusz Banaszkiewicz na rzecz czytania książek jest w stanie zrezygnować z biegania, a Bartosz Demczuk zna tylko takie kawały, których publicznie nie wypada opowiadać. Żeby dowiedzieć się więcej, trzeba przeczytać „Młodzi Panowie od kuchni”.
Marek Pietras
Łukasz Kaczmarczyk, ur. 6.08.1980 r. w Rybniku, zamieszkały w Rybniku. Pseudonim: Kaczor.
Dlaczego zostałeś członkiem KMP?
Stworzyliśmy KMP, bo chcieliśmy robić coś innego, niż dotychczas robiliśmy. Poza tym, to grupa ludzi z pasją, którym szkodzi stagnacja. Odpowiada mi styl humoru prezentowany przez KMP i czuję, że ciągle się rozwijam, a to dla mnie bardzo ważne.
Polityka – kibicujesz prawicy, lewicy, centrum, nikomu?
Staram się być całkowicie apolityczny, gdyż polityka jaką znam, to cyrk i teatrzyk pod publikę. Jeżeli sami nie zrobimy dla siebie dobrze, to żadna partia, czy polityk tego dla nas nie zrobi. Większe znaczenie, jeżeli już jesteśmy przy tym temacie, mają dla mnie samorządy i ludzie działający lokalnie.
Gdybyś mógł wybrać sobie sąsiada, to zostałby nim…?
Byłby to chyba Jason Statham, bo bardzo lubię tego gościa. Przy okazji troszkę by mnie kondycyjne pogonił. Po drugiej stronie mieszkałby z pewnością John Clease, a ją zacząłbym wreszcie szlifować swój angielski.
Musisz wyprowadzić się z Polski, jedziesz mieszkać do…?
Albo Australia, bo jest tam bardzo dużo pająków ptaszników, albo Wyspy Kanaryjskie, bo jest tam umiarkowany, idealny dla mnie klimat. Ok. 25 stopni non stop. Nie trzeba ani odśnieżać, ani nadmiernie się pocić.
Sport – ulubiona dyscyplina, ulubiona drużyna, idol sportowy.
Ruch poniża człowieka. Podobnie jak niejaki Andrzej Poniedzielski, wyznaję prawo zachowania energii na potem, bo nigdy nie wiem, kiedy będę musiał przebiec nie wiadomo ile kilometrów, w swojej czy państwowej sprawie.
Wolny czas. Spędzasz go z…?
Najczęściej z rodziną. Bawię się z dziećmi i „miziam” się z moją małżonką. Czasem odpalam moje zdalnie sterowane zabawki, a czasem gram w gry.
Czy i jeżeli tak, to jak często „zwykli ludzie” proszą cię, w sytuacjach życia codziennego, o opowiedzenie kawału? Czy można się przed tym obronić?
Zdarza się czasem, że ktoś wyrwie się ze słowami: ej, ty jesteś z kabaretu walnij jakiś kawał! W takich sytuacjach najczęściej mówię, że to nie scena i nie zabieram roboty do domu. To tak jakby ktoś pytał piekarza na imprezie: ej upiecz jakiś chleb! Można też powiedzieć jeden, ale najbardziej „hardkorowy” jaki znamy, wszyscy się poobrażają i mamy z głowy.
Co jest najtrudniejsze w byciu kabareciarzem?
Z pewnością nienormowany czas pracy, wyjazdy, przejazdy, dojazdy i złe kilometry, które dzielą nas.
Po 10 latach wspólnych występów, koledzy z kabaretu są dla mnie…?
Przyjaciółmi, spędzamy ze sobą bardzo dużo czasu w roku. Wiem o nich rzeczy, o których ich własne matki nie mają pojęcia, a co dopiero żony. Czekam na propozycje od „Pudelka”.
Jeżeli nie w KMP, to chciałbym być częścią kabaretu…?
Ani Mru Mru, albo reaktywowałbym grupę Monty Pythona.
Ryjek to dla mnie…?
Najlepszy festiwal w Polsce. Jedyny konkurs, w którym w szranki stają kabareciarze uznani, którzy życie konkursowe i festiwalowe mają już za sobą. Swego rodzaju targi kabaretu, bo każdy przed innymi kabaretami chce się pokazać z jak najlepszej strony.
Gdybym nie był kabareciarzem, pracowałbym jako…?
Gdybym nie był kabareciarzem, pracowałbym jako tako.
Najlepszy skecz kabaretowy jaki widziałem, to…?
Zamawianie obrazu „Ostatnia Wieczerza”, grupy Monty Pythona.
Największa „wtopa” podczas występów z KMP, to…?
Podczas realizacji programu Piotra Bałtroczyka graliśmy skecz o pilotach rządowego Tupolewa. Na końcu, kiedy wszystko się sypie, piloci wyskakują ze spadochronami, zostawiając głowę państwa na pokładzie. Prezydent przerażony krzyczy „i co teraz panowie?”, a ja jako pilot zamiast krzyknąć „wybooooooooryyyyy!”, krzyknąłem na pewniaka „żałoooooooobaaaa!” To było najgorsze z najgorszych.
Najprzyjemniejsza chwila związana z KMP?
Chyba ostatnio, kiedy, niczego tak naprawdę nieświadomi, próbowaliśmy skecze do najnowszego urodzinowego programu. Wieczorem Piotrek przyniósł tort i szampana. Wtedy dopiero uświadomiliśmy sobie, że to 7 października i dokładnie 10 lat wstecz odbyła się nasza pierwsza premiera. Wytrzymaliśmy ze sobą już 10 lat.
Kabaret to sztuka improwizacji, czy bardziej skrupulatnie przygotowane przedstawienie?
Żeby było miejsce na dobrą improwizację, musi być przygotowany jakiś szkielet skeczu. Gdyby miał być cały improwizowany, nie ma żadnej gwarancji, że będzie śmieszny. Nawet starzy wyjadacze improwizacji, mają swoje „patenty”, tzw. stałe elementy gry.
Mam 67 lat, przechodzę na emeryturę. Jestem…?
Spełnionym artystycznie mężem, ojcem i dziadkiem.
Ulubiony kawał.
Kiedy żul jedzie tramwajem, to tramwaj jedzie żulem.
O co chciałbyś być zapytany przez dziennikarza, a nigdy to się nie stało?
Nie mam pojęcia, o co chciałbym być zapytany przez dziennikarza. Może o honorarium za wywiad...
Mateusz Banaszkiewicz, ur. 15.07.1979 r. w Rybniku, zamieszkały w Rybniku. Pseudonim: Banan.
Dlaczego zostałeś członkiem KMP?
Można powiedzieć, że przystałem na propozycję kolegów.
Polityka – kibicujesz prawicy, lewicy, centrum, nikomu?
Prawicy – ponieważ nie zmusza mnie do pójścia na kompromisy względem mojego światopoglądu i wiary.
Gdybyś mógł wybrać sobie sąsiada, to zostałby nim…?
Np.: Leo Messi, Robert McLiam Wilson, Gilbert Keith Chesterton, a wszyscy oni w jednej osobie – byłoby bardzo ciekawie.
Musisz wyprowadzić się z Polski, jedziesz mieszkać do…?
Nic nie jest w stanie zmusić mnie do wyprowadzki z Polski. Kocham tan kraj zbyt bardzo.
Sport – ulubiona dyscyplina, ulubiona drużyna, idol sportowy.
Piłka nożna, FC Barcelona, Leo Messi.
Wolny czas. Spędzasz go z…?
Zawsze z rodziną, a kiedy jestem sam, to czytam, biegam i znowu czytam. Na rzecz książek jestem w stanie zrezygnować z biegania.
Czy i jeżeli tak, to jak często „zwykli ludzie” proszą cię, w sytuacjach życia codziennego, o opowiedzenie kawału? Czy można się przed tym obronić?
Nie, nie proszą mnie o to.
Co jest najtrudniejsze w byciu kabareciarzem?
Rozłąka z rodziną.
Po 10 latach wspólnych występów, koledzy z kabaretu są dla mnie…?
Przyjaciółmi, na których zawsze mogę liczyć.
Jeżeli nie w KMP, to chciałbym być częścią kabaretu…?
Żadnego innego.
Ryjek to dla mnie…?
Najlepszy festiwal kabaretowy w Polsce.
Gdybym nie był kabareciarzem, pracowałbym jako…?
Patrząc na kierunek moich studiów – to pedagogiem, a puszczając wodze fantazji, to pisarzem.
Najlepszy skecz kabaretowy jaki widziałem, to…?
Wszystkie, na których „zrywałem boki”.
Największa „wtopa” podczas występów z KMP, to…?
Nie pamiętam, więc chyba takiej nie było.
Najprzyjemniejsza chwila związana z KMP?
Ta chwila nadal trwa.
Kabaret to sztuka improwizacji, czy bardziej skrupulatnie przygotowane przedstawienie?
Więcej jest skrupulatnego przygotowania z miejscem na marginesie, na improwizację.
Mam 67 lat, przechodzę na emeryturę. Jestem…?
Mam nadzieję, że radosnym emerytem, szczęśliwym dziadkiem i znajdę w końcu czas na pisanie.
Ulubiony kawał.
Nie mam pamięci do kawałów.
O co chciałbyś być zapytany przez dziennikarza, a nigdy to się nie stało?
Zawsze liczę na inwencję dziennikarza.
Bartosz Demczuk, ur. 30.09.1976 r. w Zgorzelcu, zamieszkały w Rybniku. Pseudonimy kiedyś: Sprężyna, Wątroba, Bart, Bronek.
Dlaczego zostałeś członkiem KMP?
Przyjąłem propozycję wspólnego tworzenia czegoś nowego, lepszego niż poprzednie projekty od Łukasza i Roberta. Podejrzewałem, że taka propozycja nadejdzie, bo razem o tym rozmawialiśmy, ale ostateczną propozycję dostałem od Roberta w jacuzzi w Ełku. Ciekawostką jest to, że stało się to na festiwalu MULATKA, na który – chyba jako jedyny – przez 10 lat istnienia nie udało nam się pojechać.
Polityka – kibicujesz prawicy, lewicy, centrum, nikomu?
Tym, którzy dobrze robią dla dzielnicy, miasta, gminy, województwa, kraju, Europy – nie ważne czy lewi, środkowi czy prawi. Ważne, żeby za dużo nie robili dla siebie, tylko skupili się na nas.
Gdybyś mógł wybrać sobie sąsiada, to zostałby nim…?
Nie narzekam na swoich sąsiadów – panowie pijący piwko pod blokiem, popilnują samochodu, sąsiadki – plotkarki zawsze coś fajnego opowiedzą, dzieci nie przeszkadzają, a i bawią się z moimi. Nigdy nie mieszkałem w domu – może wtedy, jeżeli miałbym wybór, wybrałbym kogoś z moich obecnych sąsiadów.
Musisz wyprowadzić się z Polski, jedziesz mieszkać do…?
Mam nadzieję, że nie nadejdzie taki moment, bo nigdy nie chciałem wyjechać z Polski w celach emigracyjnych. Widziałem mały kawałek świata, ale w Polsce jest najładniej i najlepiej. Tu jest mój dom i moje miejsce i mój własny kąt – czy jakoś tak.
Sport – ulubiona dyscyplina, ulubiona drużyna, idol sportowy.
Siatkówka, koszykówka, ostatnio golf. Ulubiona drużyna – wszystkie reprezentacje Polski, idol sportowy – kiedyś Michael Jordan, z czasów gdy żeby zobaczyć mecze NBA czekało się do późnych godzin nocnych i wczesnych porannych.
Wolny czas. Spędzasz go z…?
Wiadomo – z rodziną. Przede wszystkim z moimi dziećmi (Wojtkiem i Filipem) i żoną (Eweliną), ale również z rodziną, która mieszka w Rybniku i znajomymi, którzy próbują się wbić z wizytami w nasz bardzo zajęty kalendarz.
Czy i jeżeli tak, to jak często „zwykli ludzie” proszą cię, w sytuacjach życia codziennego, o opowiedzenie kawału? Czy można się przed tym obronić?
W miarę często, ale w nowopoznanym towarzystwie. W zasadzie udaje mi się z tego wybronić, tłumacząc się tekstami typu „nie znam kawałów”, „znam tylko takie, których w szkole podstawowej nie wypada opowiadać” lub „znam tylko takie, których publicznie nie wypada opowiadać” czy „nie potrafię opowiadać kawałów”. Tutaj pojawia się problem, bo ludzie często proszą nas (przynajmniej mnie) o zagranie/opowiedzenie skeczu, który zazwyczaj jest rozpisany na minimum 3 osoby. Jeżeli użyją słowa skecz to i tak jest dobrze, bo nie wiadomo skąd, coraz częściej ludzie mówią do nas, że „fajne macie te kabarety” . W takich sytuacjach wytłumaczenie jest proste: „bez kolegów z pracy tego nie zagram”.
Co jest najtrudniejsze w byciu kabareciarzem?
Polska posiada już coraz więcej dobrych dróg, ale mimo wszystko jednym z najtrudniejszych, najbardziej męczących etapów w byciu kabareciarzem jest – „życie w drodze”. Tysiące kilometrów, nieprzespane noce, obawy czy ktoś nie zaśnie za kierownicą, itp. Tak samo rozłąka z rodziną i znajomymi. Mamy bardzo dużo występów (na szczęście duża część na Śląsku) i to powoduje, że jesteśmy większą część roku poza domem. Na szczęście nasze żony są wyrozumiałe, a dzieci chyba się już przyzwyczaiły. Za to jak wrócimy do domu, to staramy się poświęcić czas rodzinie i bliskim znajomym.
Po 10 latach wspólnych występów, koledzy z kabaretu są dla mnie…?
Nieodzownym elementem życia codziennego. Znamy do siebie numery telefonów (ja znam), jeździmy czasami z naszymi rodzinami na wakacje – jesteśmy jak wielka rodzina. Wiemy jak coś kogoś boli, jak ktoś ma zły dzień, wiemy – kiedy ktoś na któregoś jest zły, potrafimy się pokłócić, żeby za chwilę pogadać, pośmiać się i porozmawiać o głupich sprawach przy odpowiednim do okazji napoju.
Jeżeli nie w KMP, to chciałbym być częścią kabaretu…?
Nie mam pojęcia. Znamy się z wieloma kabaretami, chyba najbardziej z kabaretem Smile, Ani Mru Mru i Łowcy.B, ale nie aż tak, żeby powiedzieć, że to tam chciałbym występować. Z obserwacji życia innych kabaretów dochodzę do wniosku, że nasz jest jednym z bardziej poukładanych kabaretów w kraju (dochodzą nas też takie słuchy np. od organizatorów) i wolałbym nie znaleźć się w sytuacji, w której miałbym wybierać gdzie i z kim.
Ryjek to dla mnie…?
Duża frajda z możliwości tworzenia, współorganizowania jednego z najlepszych i najważniejszych festiwali kabaretowych w Polsce. Dzięki śp. Olkowi Chwastkowi pracuje na Ryjku 18. raz! Jedynie Robert i pan Stanisław Wójtowicz pracowali na wszystkich. Ryjek to dobrze naoliwiona maszyna, która ma kilku maszynistów, motorniczych odpowiadających za swoje drążki i ta wielka maszyna, od kilku dobrych lat, prężnie i efektownie działa i ma się bardzo dobrze.
Gdybym nie był kabareciarzem, pracowałbym jako…?
9 lat pracowałem w rybnickim Ekonomiku jako tzw. ka-owiec. Musiałem się zwolnić z powodu dużej ilości występów. Prawdopodobnie pracowałbym tam dalej, możliwe, że zająłbym się prowadzeniem imprez lub pracą jako prezenter muzyki. Takich profesji imałem się zanim powstał Kabaret Młodych Panów.
Najlepszy skecz kabaretowy jaki widziałem, to…?
Wszystkie nasze ;). Na poważnie – jest kilka, które mnie śmieszą do dzisiaj, ale może już nie tyle z treści co z wyglądu niektórych koleżanek czy kolegów. Nas też to dotyczy. Ostatnio naszych „hitem” jest skecz „Familiada po śląsku”, który trwa ponad pół godziny, czyli tyle co pierwowzór prowadzony przez Karola Strasburgera. Skecz z udziałem publiczności (mieliśmy ich kilka) zawsze jest nieobliczalny i nieprzewidywalny. Tak jest i z „Familiadą”.
Największa „wtopa” podczas występów z KMP, to…?
Chyba moment, w którym Łukasz zamiast wypowiedzieć słowo „Wybory” krzyknął na cały głos „ŻAŁOBA!!!!!”. Chodziło o puentę skeczu o pilotach samolotu prezydenckiego. Większość czytelników zna treść tekstu, nam też się tak wydawało. W żartach w garderobie mówiliśmy sobie „co by było gdybyśmy takie coś powiedzieli” albo „tak ten skecz mógłby się skończyć”, a potem padało „przestań”. Tak się stało, niestety, że słowa te padły podczas realizacji programu w telewizji POLSAT „Piotr Bałtroczyk zaprasza”. Na szczęście nie było to na żywo i można było to jeszcze odkręcić. Ale mina Roberta wchodzącego na tych słowach do zastawki bezcenna. Widok jego oczu (tylko to widzieliśmy) był jednorazowy.
Najprzyjemniejsza chwila związana z KMP?
Śmiech i brawa publiczności. Możliwość, dzięki występom dla polonii, zobaczenia kilku krajów, do których prywatnie raczej bym się nie wybrał.
Kabaret to sztuka improwizacji, czy bardziej skrupulatnie przygotowane przedstawienie?
Jak mawiał klasyk „Każda improwizacja jest dobrze przygotowana i wiele razy ćwiczona”.
W naszym przypadku skrupulatnie przygotowane przedstawienie, do którego, po jakimś czasie (po oswojeniu z tekstem i rekwizytami), dochodzą elementy improwizacji. Wtedy albo się nawzajem zgotujemy albo niemiło zaskoczymy.
Mam 67 lat, przechodzę na emeryturę. Jestem…?
Mężem, ojcem pewnie i dziadkiem w najlepszej rodzinie jaką można sobie wyobrazić.
Ulubiony kawał.
Znam tylko takie, których publicznie nie wypada opowiadać.
O co chciałbyś być zapytany przez dziennikarza, a nigdy to się nie stało?
Wasze ulubione rodzaje muzyki? A nie to chyba było kiedyś. O może – czy w najbliższym finale mistrzostw Europy w piłce nożnej Lewandowski pokona bramkarza przeciwników? Marzenia, ale coraz bardziej realne.
Robert Korólczyk, ur. 17.09.1976 Rybnik (obecna Szkoła Muzyczna). Pseudonimy szkolne: Odra, Wasyl, Górnik, z czego „Górnik” niektórzy wołają mi do dziś.
Dlaczego zostałeś członkiem KMP?
Próba rozstania się z kabaretem nie powiodła się, ciągnęło mnie na scenę, więc wróciłem do Rybnika by w końcu z kolegami zrobić jakiś fajny kabaret.
Polityka – kibicujesz prawicy, lewicy, centrum, nikomu?
Kibicuje tak naprawdę każdej partii, która naprawdę chce coś dobrego zrobić i zamiast gadać to porostu robi. Niestety póki co takiej nie ma, wszyscy są populistami, a my się ciągle nabieramy na ich słówka.
Gdybyś mógł wybrać sobie sąsiada, to zostałby nim…?
Las łąki i pola i żeby z jednej strony były góry a z drugiej morze. Tak naprawdę to każdy sąsiad jest dobry dopóki nie jest upierdliwy.
Musisz wyprowadzić się z Polski, jedziesz mieszkać do…?
Bardzo bym nie chciał, wyprowadzać się z Polski, a im częściej wyjeżdżam za granicę, tym jeszcze bardziej się przekonuję w jak pięknym kraju żyjemy. Uwielbiam wszystko co polskie, tu mi jest najlepiej.
Sport – ulubiona dyscyplina, ulubiona drużyna, idol sportowy.
Piłka nożna i wędkarstwo. Drużyna, wiadomo – ROW RYBNIK.
Wolny czas. Spędzasz go z…?
Z rodziną i przyjaciółmi.
Czy i jeżeli tak, to jak często „zwykli ludzie” proszą cię, w sytuacjach życia codziennego, o opowiedzenie kawału? Czy można się przed tym obronić?
Bardzo często jestem proszony o kawał i wydaje mi się, że nie ma się co przed tym bronić. Jeszcze częściej kawały są mi opowiadane. Niektóre słabe i wtedy robię „uśmiech do złej gry”.
Co jest najtrudniejsze w byciu kabareciarzem?
Najtrudniejsze jest nie bycie nim, kiedy trzeba zmierzyć się – jak każdy z ludzi – z codziennością. Prawda jest taka, że w życiu codziennym jestem zwykłym chłopakiem z podwórka, a niektórzy oczekują czego innego i trudno wytłumaczyć im, że jesteśmy inni niż na scenie, bo tam jak w filmie gramy swoje role.
Po 10 latach wspólnych występów, koledzy z kabaretu są dla mnie…?
Koledzy z KMP to moi przyjaciele. Przekonałem się, że mogę na nich polegać nie tylko w zabawie, ale i w trudnych sytuacjach życiowych.
Jeżeli nie w KMP, to chciałbym być częścią kabaretu…?
Nie myślę o innym kabarecie, więc nie mam na to pytanie odpowiedzi.
Ryjek to dla mnie…?
Kawał życia. Jest częścią mojej historii, a ja jego. Jestem na Ryjku od samego początku i cieszę się bo i tak jak zmieniał się Ryjek – ja sam się zmieniałem.
Gdybym nie był kabareciarzem, pracowałbym jako…?
Nie wiem, bo przed KMP pracowałem jak kelner, manager, handlowiec, strażnik miejski, urzędnik..., ale wciąż to nie było to. Więc chyba jestem skazany na kabaret i dobrze mi z tym.
Najlepszy skecz kabaretowy jaki widziałem, to…?
Jest ich tak wiele, że nie chciałbym żadnego pominąć. Bardzo lubiłem duet Laskowik-Smoleń. Dla mnie mistrzowie!!!
Największa „wtopa” podczas występów z KMP, to…?
Raz pomyliłem miejscowość, w której występowaliśmy i przywitałem ze sceny inne miasto, a także kiedy nie nauczyliśmy się tekstu „Chabry z poligonu”.
Najprzyjemniejsza chwila związana z KMP?
Każda, w której patrzę na salę, a ona jest pełna po brzegi. Chwile kiedy „publika” bije brawo i kiedy podchodzą do nas widzowie i mówią –jak to jest dla nich ważne. To jest ta nagroda za naszą pracę.
Kabaret to sztuka improwizacji, czy bardziej skrupulatnie przygotowane przedstawienie?
Może trudno w to uwierzyć, ale każda improwizacja musi być w jakiś sposób przygotowana i przemyślana, ale te spontaniczne numery są najlepsze.
Mam 67 lat, przechodzę na emeryturę. Jestem…?
Kabareciarzem na emeryturze. Szczęśliwym mężem, ojcem, dziadkiem.
Ulubiony kawał.
Nie mam swojego ulubionego kawału.
O co chciałbyś być zapytany przez dziennikarza, a nigdy to się nie stało?
Skąd pomysł na nazwę i skąd bierzemy pomysły na skecze. Mam już na to gotowe odpowiedzi, a nikt jeszcze o to nie spytał (śmiech).