Ogromy wybuch wstrząsnął Golejowem
Eksplozja miała taką siłę, że ciała czterech chłopców rozszarpało i uniosło na wysokość kilkudziesięciu metrów. Dwóch następnych, którzy dopiero dochodzili do tego miejsca, zostało spalonych.
Był 31 maja 1945 roku. Krótko po zakończeniu wojny. Święto Bożego Ciała. Piękna pogoda spowodowała, że ludzie wylegli do golejowskiego lasu. Podobnie jak czwórka kilkunastolatków: Jan Nosiadek, Edmund Szymura, Karol Szymura i Ryszard Niewelt. Młodzieńcy udali się na polanę obok starego buku, tradycyjnego miejsca spotkań jeszcze przed pierwszą wojną światową. Majstrowali przy minach, które składowali tam już od dłuższego czasu. Prawie siedemnastoletni Czesław Nosiadek i Jerzy Rusin grali wtedy na harmoszce, ale gdy dowiedzieli się, co robią koledzy, również postanowili pójść do lasu. Tragedia wydarzyła się około godziny 15:20. Okolicą wstrząsnął niewyobrażalny wybuch. Eksplozja min miała taką siłę, że ciała czterech chłopców rozszarpało i uniosło na wysokość kilkudziesięciu metrów. Dwóch następnych, którzy dopiero dochodzili do tego miejsca, zostało spalonych, gdyż wybuch wywołał bardzo wysoką temperaturę. Romuald Niewelt miał wtedy pięć lat, ale ten feralny dzień utkwił mu mocno w pamięci. – Bardzo dobrze pamiętam tamto popołudnie Bożego Ciała. Mieszkałem od tego miejsca prawie dwa kilometry. Wybuch był przerażający. Na początku nie wiedziałem, co się stało. Dopiero po czasie lamenty i płacze rodzin tych nastoletnich chłopców uzmysłowiły tą tragedię. Oni uczyli się jeszcze w szkole i nie podlegali służbie wojskowej, dlatego nie poszli na wojnę. Ale byli ciekawi życia i dlatego gromadzili ten arsenał. To było wydarzenie, które wstrząsnęło Golejowem i miało miejsce dwadzieścia dni po zakończeniu wojny. Cały Golejów pogrążył się w smutku i żałobie. Praktycznie rzecz biorąc, my po latach uważamy, że u nas dzień zakończenia wojny to właśnie 31 maja 1945 roku – wspomina pan Romuald. We wtorek, 2 czerwca, ulicami Golejowa przeszła droga krzyżowa, a jej uczestnicy oddali hołd ofiarom tej tragedii, a także wszystkim innym mieszkańcom, którzy polegli podczas wojny. – Organizujemy drogę krzyżową od kaplicy św. Jana Nepomucena drogami Golejowa, przez ulicę Wiślaną, a następnie lasem, aż do tej polany pod bukiem. Jest to tradycja, która kiedyś była kultywowana, ale później tego zaniechano. My do tego powracamy i przy okazji wspominamy wszystkich tych, którzy zginęli w czasie drugiej wojny światowej. A takich ludzi było sporo. Dziesięć lat temu robiliśmy na cmentarzu grób żołnierzy i ofiar wojny i zapisywaliśmy personalia ofiar z Golejowa. Zgłaszali ich parafianie. Powstała statystyka, z której wynika, że w czasie wojny na frontach poległo prawie sto osób z naszej dzielnicy – wyjaśnia Romuald Niewelt.
(kp)