Wichura
Ludzie listy piszą
Wichura, która przeszła m. in. przez Rybnik nad ranem 8 lipca oraz Wasz artykuł „756 drzew wyciętych w powiecie” skłoniła mnie do napisania na temat ochrony drzew i krzewów rosnących na zabudowanych budynkami mieszkalnymi działkach. Otóż, w dużym skrócie, ustawa o ochronie przyrody nakłada na właściciela takiej działki obowiązek uzyskania zgody wójta, burmistrza lub prezydenta miasta na usunięcie drzewa, którego wiek przekracza 10 lat. Jest to moim zdaniem jeden z licznych bezsensów polskiego prawa, które nadmiernie ogranicza prawo własności i z ochroną przyrody ma niewiele wspólnego. Jeżeli bowiem właściciel zdecydował się kiedyś na posadzenie drzew lub krzewów na własnej nieruchomości to państwo nie powinno ograniczać mu prawa do ich wycinki, szczególnie, że nierzadko wycinka ta jest konieczna z uwagi na nadmierny wzrost roślin zagrażający budynkom właściciela i tym stojącym na sąsiednich nieruchomościach. Taka sytuacja zaistniała na działce mojej siostry, gdzie wichura przewróciła ponad trzydziestoletni, kilkunastometrowy świerk srebrny na jej dom. Świerk ten nota bene nie wskazywał żadnych uszkodzeń, które by wskazywały, że sie przewróci, tak więc siostra chcąc go wyciąć musiałaby ponieść opłaty, oczywiście równie jak to durne prawo bezsensowne. Jednak wichura uwolniła ją od konieczności ponoszenia kosztów i innych korowodów związanych z uzyskaniem pozwolenia, ponieważ to przewrócone drzewo zagrażało bezpieczeństwu jej mienia, czyli domu. Należy tutaj też powiedzieć, że procedura w sprawach pozwolenia na wycinkę jest kosztowna dla administracji publicznej, ponieważ wymaga m. in. przyjazdu urzędnika na wizję, a w razie nakazania nasadzeń zastępczych monitorowania, czy nasadzenia zostały dokonane oraz czy sadzonki sie przyjęły i oczywiście poświęcenia jego czasu pracy biurowej, zupełna paranoja. Nie wiem kto napisał tę ustawę, ale wiem kto ją uchwalił i finalnie podpisał. Bracia Czesi, którzy są narodem o wiele bardziej pragmatycznym ustalili, że zezwolenie trzeba uzyskać na ścięcie drzewa, którego obwód na wysokości 130 cm od gruntu jest mniejszy, o ile mnie pamięć nie myli, od 85 cm. Dodać trzeba, że właściciel po wycięciu nadmiernie rozrośniętych drzew sadzi w ich miejscu nowe, bez żadnych nakazów tylko z własnej potrzeby i z własnej koncepcji zagospodarowania swojej nieruchomości. „Państwo” powinno się cieszyć z tego, że ma tak odpowiedzialnych obywateli potrafiących racjonalnie gospodarzyć własną zielenią. Nasza władza dłubie coś w ustawie o ochronie przyrody, by zmniejszyć kary i opłaty za wycinkę drzew. Mnie to jednak nie satysfakcjonuje. Dlatego proponuję zwolnić od konieczności uzyskania zezwolenia na wycinkę tych drzew i krzewów, które rosną na działce danego właściciela w odległości mniejszej od 30 m od obrysu jego zabudowań. Oczywiście gatunki będące pod ochroną lub pomniki przyrody dalej wymagałyby procedury administracyjnej. Na koniec, żeby ktoś nie pomyślał, że jestem jakimś maniakalnym przeciwnikiem drzew i krzewów to powiem, że oddziedziczyliśmy z żoną około pół hektara lasu, który sobie spokojnie rośnie i produkuje tlen dla naszej rodziny i sporo zostaje go jeszcze dla „ekologów”, których cały areał mieści się w doniczkach stojących w ich M ileś tam w bloku. Pozdrawiam i łączę wyrazy współczucia, dla wszystkich właścicieli nieruchomości, na których rosną drzewa „nieowocowe”.
Benedykt Kołodziejczyk