Głodówka w rybnickim szpitalu
12 października kilkudziesięciu pracowników rybnickiego szpitala rozpoczęło głodówkę. Chcą 400 złotych podwyżki, z zysku oddziału, na którym pracują. – Liczymy na to, że to odpowiedzialne osoby i nie narażą pacjentów na niebezpieczeństwo – mówi rzecznik szpitala.
Asystują przy operacjach i opiekują się pacjentami na oddziale intensywnej opieki medycznej, jednak nie pamiętają ich pacjenci, którzy są zazwyczaj pod narkozą lub w ciężkich stanach. Jak twierdzą członkowie Związku Zawodowego Pracowników Bloku Operacyjnego Anestezjologii i Intensywnej Terapii, zapominają o nich także kolejne dyrekcje Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 3 w Rybniku. Związek zrzesza kilkadziesiąt osób. W poniedziałek rano wszyscy rozpoczęli głodówkę.
Czekali siedem lat
– Mało kto pamięta, że jesteśmy w sporze zbiorowym z pracodawcą już od 2008 roku. Przez tyle lat nikt nie rozwiązał naszych problemów. Nie dano nam wyboru – mówi Wiesława Frankowska, szefowa związku w rybnickim szpitalu. – Subtelne metody, jak wstążki przypięte do fartuchów nie robią na nikim wrażenia. Mamy nadzieję, że może głodówka pomoże zwrócić uwagę na nasze problemy. Od lat słyszymy, że nie ma pieniędzy, że jeszcze nie teraz. Jakiś czas temu otrzymaliśmy symboliczną kwotę, która w niczym nie rozwiązuje naszych problemów, bo to 130 złotych. Oddziały, na których pracujemy, mają nielimitowane świadczenia, są dla dyrekcji szpitala bardzo dochodowe. Właśnie z tego zysku, który też wypracowaliśmy obok lekarzy, chcemy wzrostu naszego wynagrodzenia – mówi szefowa związku.
Okupują korytarz
Obecnie instrumentariuszka na bloku operacyjnym czy pielęgniarka na OIOM-ie zarabia średnio 1800 złotych na rękę. Protestujący domagają się wzrostu płacy zasadniczej o 20 procent, czyli o około 400 złotych. – Są tu koleżanki z trzydziestoletnim stażem pracy, bardzo doświadczone, a nie szanuje się ich pracy. Jesteśmy rozgoryczone, że nikt nas nie ceni – mówi jedna z głodujących. W poniedziałek rano pracownicy przynieśli karimaty i termosy. Zapowiadają, że są zdeterminowani i nie wyjdą stąd, dopóki dyrekcja nie spełni ich żądań. Miejsce jest symboliczne, bo protest odbywa się w holu na pierwszym piętrze budynku szpitala. W tym samym miejscu gdzie lata temu protestowali i głodowali lekarze. Na korytarzach słychać głosy wsparcia dla protestujących, na ścianach wiszą kartki o solidaryzowaniu się z nimi innych grup zawodowych w szpitalu.
Pracujemy do utraty sił
Blok operacyjny i OIOM pracuje normalnie. – Koleżanki zadecydowały, że nie odejdą od łóżek pacjentów. Asystują przy operacjach, wykonują swoje obowiązki. Każda z nich jest pod telefonem i pagerem, jednak cały czas głodują. Nie wiemy jak długo będą miały siłę na taką pracę. Są doświadczone i na pewno nie dopuszczą do narażenia pacjentów na niebezpieczeństwo, jednak nie wiem, czy za jakiś czas nie opadną z sił – mówi Wiesława Frankowska.
Jak podwyżki, to dla wszystkich
Co na to dyrekcja szpitala? – Dyrekcja otrzymała pismo, w którym protestujące zapewniają, że ich protest nie będzie zagrażał pacjentom. Liczymy na to, że mamy do czynienia z odpowiedzialnymi osobami i tak rzeczywiście będzie – odpowiada Michał Sieroń, rzecznik szpitala pytany o ewentualną ewakuację szpitala. – Mówiąc wprost, nie mamy pieniędzy na to, aby spełnić żądania protestujących. Jeśli będą podwyżki to dla wszystkich. Nie możemy faworyzować jednej grupy zawodowej czy jednego związku – dodaje.
Adrian Czarnota