Być wytrwałym i sumiennym
ŻEGLARSTWO – 3 pytania do Przemysława Miarczyńskiego, reprezentanta Polski w windsurfingu, brązowego medalisty olimpijskiego i multimedalisty mistrzostw świata, który spotkał się z najmłodszymi adeptami żeglarstwa w Rybniku.
Kuba Pochwyt: Czy pana zdaniem Rybnik jest ważnym ośrodkiem na żeglarskiej mapie Polski?
Przemysław Miarczyński: Jak najbardziej. I to do wielu lat. Wiadomo, że kluby znajdujące się na śródlądziu czy południu Polski mają trudniej, porównując je na przykład do klubu z Sopotu, z którego ja się wywodzę. W tym regionie dzieciaki mogą łatwiej zacząć swoją przygodę choćby z windsurfingiem, bo są do tego warunki, zarówno aby się nauczyć, jak i trenować wyczynowo na morzu. Bo żeby dojść do jakiegoś sukcesu to już trzeba wyjechać z jeziora. Ale są też przykłady, jak choćby Mirek Małek czy Zosia Klepacka, która jest z Warszawy, pokazujące, że można zacząć nawet na południu Polski i być znakomitym żeglarzem czy windsurferem. Nie trzeba koniecznie mieszkać nad morzem. Ja również uczyłem się pływać na małym jeziorku. Takie miejsca są bardzo ważne, szczególnie na początku kariery. Kiedyś, gdy tych wyjazdów za granicę było mniej, ja także przyjeżdżałem trenować do Rybnika.
Ma pan na koncie mnóstwo sukcesów, wśród nich cztery występy na igrzyskach olimpijskich, w tym jeden okraszony medalem. Co robić, by zostać olimpijczykiem?
Trzeba ciężko pracować, być wytrwałym i sumiennym. W zasadzie tego właśnie uczy sport. Żeby dojść do sukcesu to trzeba nieraz często wstawać wcześnie rano, nawet jak się nie chce, niezależnie od tego, czy jest sobota czy niedziela, i swoje wypocić. Każdy sport wiąże się z tym, że trzeba być przygotowanym fizycznie. W żeglarstwie trzeba jeszcze nauczyć się taktyki i techniki, co oznacza wiele godzin spędzonych na wodzie. W tym wszystkim ważne jest też podejście rodziców. Widzę to choćby po sobie, bo mnie do uprawiania sportu zachęcili właśnie rodzice.
Jest pan już bardzo doświadczonym sportowcem. Na jakim etapie obecnie znajduje się pana kariera?
Nie chciałbym mówić, że moja kariera zbliża się do końca, ale nie chcę też deklarować, że będzie ona trwała jeszcze przez wiele lat. Jestem akurat w dość ciekawym momencie, bo wcześniej walczyłem o igrzyska w Sydney, Atenach, Pekinie i Londynie. Prawo startu otrzymuje tylko jeden zawodnik z danego kraju w określonej klasie żeglarskiej, do których zalicza się również windsurfing. Do tej pory ani razu nie przegrałem tej kampanii do igrzysk, a w tej chwili jestem w momencie, kiedy to Piotrek Myszka wygrał krajowe eliminacje i można powiedzieć, że ja pierwszy raz będą olimpiadę oglądał w telewizorze czy internecie. To ciekawe dla mnie doświadczenie. Mam również plany związane ze szkoleniem młodzieży. Chciałbym też pomóc młodym zawodnikom z reprezentacji przygotować się do igrzysk w Rio, które odbędą się za niespełna rok. A co będzie dalej, to zobaczymy. Nie jestem rodzajem sportowca, który chce zakończyć karierę, będąc na szczycie. Uważam, że to jest na tyle fajny sport, że warto uprawiać go jak najdłużej. Sam czuję, że mimo 36 lat, nadal jestem w dobrej formie. Lubię taki tryb życia. Nadal przynosi mi to przyjemność, a również i pieniądze.