Marzymy o medalu olimpijskim
Z Mariuszem Prudlem, rybniczaninem, który wraz z partnerem Grzegorzem Fijałkiem tworzy jeden z najlepszych na świecie duetów w siatkówce plażowej, rozmawiamy m.in. o sportowych marzeniach, pieniądzach i życiu na walizkach.
Kuba Pochwyt: Spotykamy się w jednej z rybnickich siłowni, gdzie regularnie ćwiczysz. To roztrenowanie po zakończonym sezonie czy przygotowania do kolejnego?
Mariusz Prudel: To już przygotowania do nowego sezonu. Właśnie dziś mam ostatni trening na siłowni przed wyjazdem do Olsztyna, gdzie będziemy trenować na hali z piaskiem. Na miejscu, w Rybniku, przygotowuję się już od ponad miesiąca: bieganie, kondycja, siłownia. Jednak są to takie przygotowania wstępne. No ale za chwilę przechodzę już do meritum.
Czy kończący się rok był dla ciebie udany pod kątem sportowym?
Myślę, że można ten rok zaliczyć do udanych. Zimą miałem spore problemy, bo podupadłem na zdrowiu. Jednak potem było już ok. Mimo to, w sezon nie weszliśmy z taką formą, z jaką byśmy chcieli. Wynikowo było jednak nieźle. Trochę żałuję, bo kilka razy mieliśmy okazję wygrać ważne mecze w tie-breaku, ale się nie udało. Mimo to mamy bardzo dobre miejsce startowe przed przyszłorocznymi kwalifikacjami olimpijskimi, które rozpoczęły się już w tym roku. Obecnie plasujemy się około dwunastego miejsca w rankingu, a awansuje szesnaście zespołów. To bardzo dobra pozycja w kontekście igrzysk w Rio. Podsumowując – to był udany rok. Zdobyliśmy mistrzostwo Polski oraz zajęliśmy trzecie miejsce na zawodach Grand Slam w Stavanger.
Jakie są wasze plany do czasu igrzysk w Rio de Janeiro?
Plany jest taki, by jak najlepiej się przygotować i zająć na igrzyskach jak najlepsze miejsce. Każdy marzy o medalu i my tak samo. To nasz cel i będziemy robić wszystko, żeby ten medal pojawił się na naszej szyi. To nasze główne zadanie, na którym chcemy się skoncentrować. Pierwszy turniej, w którym zagramy w 2016 roku, odbędzie się pod koniec lutego w Brazylii. My połączymy to dodatkowo z obozem. Ogólnie przed nami długi sezon, zapowiada się sporo ciekawych wyjazdów i jest o co grać.
Wróćmy jeszcze do przyszłorocznych igrzysk. Jak wygląda system kwalifikacji olimpijskich w twojej dyscyplinie?
Jest prowadzony ranking za występy w poszczególnych turniejach. Branych jest pod uwagę dwanaście najlepszych wyników w terminie od stycznia 2015 do połowy czerwca 2016. Najlepsze szesnastka z tego światowego rankingu kwalifikuje się bezpośrednio na igrzyska. Jedno miejsce zarezerwowane jest dla gospodarzy i jedno dla mistrzów świata. Dodatkowo są jeszcze kontynentalne turnieje kwalifikacyjne oraz turniej interkontynentalny. W Rio zagrają w sumie dwadzieścia cztery zespoły, w tym szesnaście z rankingu. I to jest nasz cel, by na igrzyska awansować właśnie z tego rankingu.
Jesteś rodowitym rybniczaninem. Czy miasto w jakiś sposób pomaga swojemu olimpijczykowi?
W pewnym sensie tak. Są stypendia, nagrody. Ale wydaje mi się, że patrząc na to, jakie pieniądze są przeznaczane w rybnickim sporcie na poszczególne dyscypliny, można by bardziej promować te osoby, które w sporcie seniorskim odnoszą sukcesy. Biorąc pod uwagę moją sytuację, nie jest to jakiś jednorazowy wyskok, bo z Grzegorzem jesteśmy w światowej czołówce już od kilku lat. Nasz sport nie jest oczywiście tak popularny jak piłka nożna czy żużel, ale myślę, że bardzo wielu rybniczan nas ogląda. Rozpoznaje nas dużo ludzi, którzy wiedzą, gdzie gramy, co robimy itd. I nie żebym narzekał, ale myślę, że miasto mogłoby bardziej się zaangażować.
Podobno prawdziwi faceci nie powinni gadać o pieniądzach, więc zapytam w ten sposób: czy z racji tego, że jesteś zawodowym siatkarzem plażowym, musisz martwić się o przyszłą emeryturę?
O emeryturę martwi się chyba każdy (śmiech). Jest teraz taka nagonka, żebyśmy wszyscy oszczędzali, bo nie wiadomo co będzie. Więc ja też czasem o tym myślę. Ale tak zupełnie poważnie, siatkówka plażowa jest o tyle dobrym sportem, że można z niego żyć i utrzymać rodzinę. Ja się z tego bardzo cieszę, bo nie muszę się martwić o to, by poza siatkówką jeszcze dodatkowo coś robić, żeby tę rodzinę utrzymać. To bardzo komfortowa sytuacja, bo mogę w pełni skupić się na siatkówce. W sporcie zawodowym taki komfort jest bardzo ważny.
Z tego co wiem, starasz się w miarę możliwości śledzić co „piszczy” w rybnickim sporcie. Jak byś ocenił obecną sytuację?
Ciężko mi tak dokładnie powiedzieć, bo nie siedzę w środku tego wszystkiego. Śledzę to pod tym kątem, że coś przeczytam, zobaczę lub z kimś pogadam. I dochodzę do wniosku, że brakuje finansowania naszego sportu z zewnątrz, przez sponsorów. Dla mnie osobiście wygląda to trochę tak, jakbyśmy wszyscy bili się o te pieniądze z miasta i liczyli tylko na nie. Ja uważam, że nie możemy się opierać tylko na tym, ile da miasto. Z doświadczenia wiem, że najgorsze co może być dla sportowca, to to, że musi się martwić o swoje pieniądze i zastanawiać się, czy w ogóle je dostanie. Nie życzę nikomu, żeby jadąc na żużlu, grając w piłkę czy kosza, musiał myśleć o tym, czy będzie wypłata, czy też nie. Niestety, ten zawodowy sport u nas w Rybniku trochę kuleje. Wiemy, co się stało z koszykówką. Widzimy, co teraz dzieje się z piłką. I jest mi przykro, bo przecież przez wiele lat to wszystko działało. Trzeba się zastanowić, jak to uzdrowić. Być może trzeba by było te wszystkie kluby połączyć, aby razem zaczęły szukać jakiegoś sponsora. A dziś jest taki klimat, że jeden patrzy na drugiego wilkiem. To z pewnością nie sprzyja rybnickiemu sportowi. A ja bym się bardzo cieszył, gdybym mógł oglądać w Rybniku ekstraligę żużla, piłkarską ekstraklasę i na przykład Plus Ligę siatkówki czy ekstraklasę koszykówki.
Chyba łatwiej byłoby wymienić miejsca na świecie w których jeszcze nie byłeś, niż miejsca, gdzie miałeś okazję grać. Czy jest jakiś zakątek świata, który wyjątkowo cię urzekł? I czy w ogóle podczas tych wyjazdów masz czas, żeby coś zwiedzić?
Z tym czasem na zwiedzanie jest ciężko, bo z reguły przyjeżdżamy dzień, dwa przed turniejem, aklimatyzujemy się, poznajemy boiska, a potem gramy. Więcej czasu jest np. podczas trzytygodniowego obozu. Czasami mamy dzień wolny i można przeznaczyć go na jakąś wycieczkę. No ale po sześciu dniach nieustannych treningów nie zawsze jest to łatwe. Mimo to, udało mi się zwiedzić parę ciekawych miejsc i każde czymś mnie urzekło. Wszędzie można odkryć coś fajnego i przywieźć jakąś ciekawą pamiątkę. Ale najbardziej podoba mi się w domu. Tych wyjazdów jest tyle, że często czekam na ten powrót do domu, kiedy mogę sobie usiąść na spokojnie na podwórku, wypić kawę z żoną i po prostu pomieszkać.
Żona musi być chyba osobą bardzo tolerancyjną. Zresztą podejrzewam, że wiedziała, na co się pisze...
Jest osobą bardzo tolerancyjną. Dogadujemy się i nie ma z tym żadnego problemu. Bardzo mnie wspiera za co jej dziękuję. Jest to dla nas oczywiście trudne, bo praktycznie co parę dni muszę wyjeżdżać, a ciężko jest zostawiać człowieka, z którym się żyje. No ale jak jest możliwość, to staram się zabierać żonę ze sobą, na przykład na obóz.
Wiadomo, że prowadzisz bardzo intensywne życie i nieustannie jesteś na walizkach. A co robisz w wolnym czasie?
Lubię pograć na przykład w piłkę czy squasha. Ogólnie interesuję się sportem. Nie jestem w stanie usiedzieć dłużej w miejscu, bo mnie roznosi (śmiech). Pewna dawka sportu zawsze jest wskazana, nawet po sezonie. Lubię też spędzać czas z rodziną, znajomymi. Z żoną organizujemy też sobie wycieczki. Są to takie „banały”, ale dla człowieka, który non-stop jest w trasie, to bardzo ważne. Lubię też komputery. Mam swoją ulubioną grę i w wolnej chwili czasem zagram z kolegami. Jednak moim największym hobby i pasją jest siatkówka plażowa.