Przedświąteczny czas powinien być przeżyty z Bogiem i bliskimi, a nie w biegu między półkami sklepów
Ksiądz Krzysztof Nowrot z Parafii Matki Bożej Częstochowskiej na Nowinach opowiada o Bożym Narodzeniu, wigilii i byciu otwartym na drugiego człowieka.
Marek Pietras: Czy dyskusja, które święta są ważniejsze – Boże Narodzenie czy Wielkanoc – ma w ogóle sens?
Ks. Krzysztof Nowrot: W Boże Narodzenie z wdzięcznością przeżywamy prawdę o Bogu, który stał się jednym z nas, przyszedł na ziemię, aby zaświadczyć o wielkiej miłości do człowieka, wszedł w historię tej ziemi i pokazał inny sposób budowania naszego życia. Na to, jak wielkie było to wydarzenie, wskazuje św. Augustyn, gdy w jednym ze swoich kazań woła: Przebudź się człowiecze: dla ciebie Bóg stał się człowiekiem! Dla mnie! Po to, by pociągnąć mnie ku swojej Wielkiej Nocy, a więc zwycięstwu nad śmiercią, wierze większej i ku zbawieniu, ku Niebu! Trudno nam będzie myśleć o zmartwychwstaniu i życiu wiecznym, bez zwrócenia uwagi na wcielenie Syna Bożego najpierw. Więcej: jak mamy iść ku naszemu zmartwychwstaniu inaczej, jak nie z Nowonarodzonym!
Nie ma ksiądz wrażenia, że religijny wymiar świąt zdaje się odchodzić na plan dalszy?
Nie mam, kiedy widzę pełne kościoły w czasie wigilijnej pasterki, albo spowiadam w święta, albo w otwartych w czasie kolędy domach. Mam natomiast, gdy od 3 listopada słyszę w supermarketach okołoświąteczne piosenki wzywające do rozważenia jednej czy drugiej „świątecznej” promocji. Z przeżywaniem świąt jest tak, jak z kondycją naszej wiary: im większa więź z Bogiem, tym większy akcent na Niego w całym naszym życiu i świętowaniu; im ktoś bardziej Boży, tym bardziej pobożny, także w tym czasie. Mnie cieszy świątecznie czekanie ludzi: przed liturgią (gdy przyszli wcześniej, by zająć miejsca), na rozgrzeszenie (gdy przed nimi stoi pół osiedla) i na klatce w czasie kolędy… Przecież adwent (z definicji) jest czekaniem, podczas gdy nam dzisiaj tak trudno czekać na cokolwiek! Jeśli zatrzymam się choć na chwilę – już będzie dobrze, już inaczej niż zwykle. I będę wtedy miał święta prawdziwe!
Czy Kościół jako instytucja jest gotowa na walkę z hipermarketami i Wigilijkami na rynku?
Pytanie, czy powinniśmy z tym walczyć… Wigilijki, a więc spotkania opłatkowe w szkołach, zakładach pracy, różnych instytucjach, są zawsze okazją do większej życzliwości wzajemnej i do zwrócenia uwagi na drugiego człowieka, który być może w codziennym biegu jest przez nas pomijany. I mogą zbliżać do siebie ludzi, czynić ich bardziej miłymi sobie, a przez to bardziej bliskimi, skorymi do współpracy zamiast rywalizacji. Wigilia zresztą pochodzi od łacińskiego słowa oznaczającego czuwanie. Jeśli spotykamy się w świątecznej atmosferze przy stole, by pojednać się ze sobą, przełamać opłatkiem, podać sobie rękę, realizujemy to, o co w chrześcijańskim czuwaniu w istocie chodzi. Pan Jezus w sobie uczynił nas braćmi – to przy okazji świąt podkreślał często papież Benedykt XVI. Jest to dla nas zobowiązaniem, byśmy przezwyciężali niechęć, uprzedzenia, znosili bariery między nami, wszystkie i wszędzie. Zamiast walki, zacząłbym więc uświadamiać.
Przez kilka tygodni na rynku w Rybniku odbywają się imprezy pt. Rybnickie Boże Narodzenie i Kolędowanie. Są animacje szczudlarzy, pokazy iluzji, magii i Krzysztof Krawczyk. Trudno znaleźć cokolwiek związanego z Kościołem. Nie jest to przerażające?
Nie, albowiem wciąż czcimy w ten sposób właśnie Boże Narodzenie! A ciekaw jestem sam kolęd, które zabrzmią na rynku; ilu ludzi je podejmie, jak pięknie zabrzmi wspólny śpiew… Kiedyś krytykowano za komercję Piotra Rubika, gdy pojawił się jego Tryptyk Świętokrzyski. Słyszałem wtedy, jak mówili niektórzy, że wystawiane z rozmachem oratoria urągają muzyce swym poziomem artystycznym. Nie mnie oceniać jakości muzyki! Ujęty byłem wówczas tym, jak wielu ludzi – dzięki oratoriom właśnie – zaczęło powtarzać, nucić i kojarzyć treści biblijne (mówić o Panu Bogu). Do dziś sam przywołuję na katechezie choćby wykonywany przez Janusza Radka utwór Pod dębami Mamre z Psałterza Wrześniowego, gdy omawiam opisaną w Księdze Rodzaju scenę spotkania Abrahama z Bożymi posłańcami, i młodzież kojarzy fragment.
Jak katolik powinien przygotować się do świąt?
Troszcząc się – jakby to powiedział Pan Jezus – o lekkość serca, by nie było ono „ociężałe wskutek trosk doczesnych”. Czekają na nas konfesjonały, czeka Pan Bóg, który pragnie naszego nawrócenia i odnowienia relacji z Nim, czekają także nasi bliscy. Ten krótki, pozostały nam, przedświąteczny czas powinien być przeżyty z Bogiem i bliskimi. Nie w kuchni, nie w biegu między półkami sklepów, nie w pracy do ostatniej chwili, ale w atmosferze autentycznego zbliżenia. Święta zabiegane, z uginającym się od potraw stołem, ale pozbawione serdeczności, czasu dla siebie i Boga, który ma mi pokazać, kim jestem i kim mam być, jaki mają sens?
Co jest najważniejszego w przeżywaniu samych świąt?
Fakt, że to sam Bóg w tym czasie przychodzi do nas. Wszechmocny i największy. To są zdecydowanie najważniejsze odwiedziny!
Czy święta to dobry czas na zmiany? Te duchowe.
Radość z narodzin Jezusa widoczna była w Betlejem u wszystkich wokół stajni: pasterzy, trzech mędrców, aniołów… nie mówiąc o Maryi i Józefie. Myślę, że kto zwróci uwagę na Pana (a rodzi się On dla nas w Eucharystii), ten przyjdzie do swojego domu inny (tak, jak „inną drogą”, mędrcy wrócili do siebie).