Pierwsze święta w nowej wsi
Dla rodziny Dulianów zbliżające się święta Bożego Narodzenia będą wyjątkowe i niezapomniane. Nie dość, że będą to pierwsze święta w nowym domu, to jeszcze pierwsze święta w nowej wsi.
NIEBOCZOWY Dulianowie to jedna z trzech rodzin, które zamieszkały już w nowych Nieboczowach. - W nowym domu ma być tak samo, jak w poprzedniej wsi. Jak tam się stroiło i gotowało na święta, tak samo będzie i tu - mówi na wstępie małżeństwo Dulianów, czyli pani Gizela i pan Władysław. Wtóruje im mama pani Gizeli, Maria Błaszczok, o której wszyscy mówią ciepło „babcia”.
Dziewczyna przy studni
Nic dziwnego, że ma być tak samo. To w tamtych Nieboczowach wszystko się zaczęło. Przyjechał młody Władysław Dulian spod Tarnowa na Śląsk, do Nieboczów. Za pracą, jako przedstawiciel firmy, która wykonywała odkrywki dla żwirowni. Był operatorem spycharki. Zamieszkał w tym samym domu, co jeszcze młodsza wówczas Gizela, nieboczowianka od urodzenia, która chodziła wtedy do ósmej klasy. - To był dom-bliźniak. W jednej części mieszkała moja najbliższa rodzina, a w drugiej ciocia, która wynajmowała pokoje pracownikom. Ale wejście było jedno. No i tak mijaliśmy się z Władysławem na schodach, ja w lewo, on w prawo. Aż zagadał. Zakochaliśmy się - wspomina z uśmiechem pani Gizela. - Widziałem jak wodę przy studni nabierała. Stwierdziłem, że fajna dziewczyna. I tak zostałem na Śląsku - dodaje pan Władysław.
„Dlaczego wujek tak brzydko mówi? ”
Początki pana Władysława na Śląsku łatwe nie były. Wszystko przed godkę. - Jak Władek przyjechał, to wiadomo, wzięli go do baru. I za głowę się złapał: „Gdzie ja przyjechał? W Niemczech jestem czy gdzie? Po jakiemu oni gadają? ” Nic z naszej godki nie rozumiał, do Tarnowa chciał wracać. Ale szybko załapał. Teraz, jak odwiedza swoje strony, to wnuki jego brata pytają: „Dlaczego wujek tak brzydko mówi? ” - śmieje się pani Gizela.
Dulianowie, już jako małżeństwo, całe życie mieszkali w Nieboczowach. Najpierw zajmowali się gospodarstwem, później wydzierżawili ziemię i oboje pracowali „na etacie”. - Chwilę gospodarzyliśmy, ale z jednej pensji ciężko było utrzymać czwórkę dzieci - mówią Gizela i Władysław, rodzice trzech córek i syna.
Pierwsza dziura
Dom w nowej wsi Nieboczowy Dulianowie budowali 2 lata. - Projekt wybieraliśmy wspólnie. Nasz inwestor zaproponował, że pokaże nam swój dom. Pojechaliśmy do niego, weszliśmy do środka i mówimy: „to jest to!” - wspominają. Największą radość mieli z pierwszej wykopanej dziury na nowej działce. - Wtedy doszło do nas, że zaczyna się nowy rozdział, że coś się już dzieje - dodają.
Figurka Matki Bożej
W nowym domu dobrze czuje się „babcia”, czyli Maria Błaszczok. Ma 84 lata. Urodziła się w Nieboczowach, całe życie gospodarzyła. Do kwestii przenosin podchodzi ze zrozumieniem. - Co zrobić? Tak zdecydowali. Pogodziłam się, bo idzie cała wieś - podkreśla. Ale dodaje, że nie wszyscy przyjęli to tak spokojnie. - Starsza siostra nie umiała do końca przyjąć, że musi odejść z Nieboczów. Tak to przeżywała, że serce nie wytrzymało i zmarła na zawał. Nie doczekała przenosin - mówi pani Maria.
Pani Maria do nowego domu zabrała tylko to, co najpotrzebniejsze. - Tylko trochę lepszych ubrań. Bo gdzie by się dało tu te stare rupiecie? Więcej mi nie potrzeba - podkreśla. Pokazuje swój nowy pokój. Nowe meble, fotel, łóżko. Ale nie wszystko jest prosto ze sklepu. O starej wsi przypomina słusznych rozmiarów figura Matki Bożej Fatimskiej. - To figura, którą w swoim domu miała ciotka. Mama zażyczyła sobie, by przewieźć Matkę Bożą tutaj, do nowego domu - wyjaśnia pani Gizela. - Jest z nami, przecież szkoda by jej było - dodaje pani Maria.
Ciasteczka z Niemiec
Pierwsze święta pod nowym dachem Dulianowie spędzą z najmłodszą córką, jej mężem i wnuczką Leą. Rodzina przyjedzie do nich z Niemiec. Cieszą się, bo będzie wesoło. - Córka już dzwoniła, żebym nie robiła ciasteczek, bo ona napiekła 12-13 rodzajów. Naprawdę nie wiem kiedy ona to wszystko zrobiła przy małym dziecku. Ja przygotuję więc tylko ule i orzechowe. I może jeszcze sernik - planuje pani Gizela.
Grochowa i karp
Na wigilijnym stole u Dulianów musi być zupa grochowa. - Chyba że są zięciowie, to jeden je zupę z ryb, a drugi barszcz z uszkami. Ale wtedy nie ja, ale żony im gotują, wedle życzenia - dopowiada pani Gizela. Oprócz zupy grochowej obowiązkowo karp pod różnymi postaciami. - Karp musi być. Koniecznie. Pamiętam sytuację, że zaraz po ślubie pojechałam do męża na wigilię w okolice Tarnowa. I tam był problem z dostaniem ryby. Więc teściowa podała... kurczaka. Bo ksiądz tam ogłosił, że kurczak i ryba to tak samo białe mięso... - wspomina pani Gizela, która na wigilijną wieczerzę przygotuje jeszcze kapustę z grzybami, ziemniaki z masłem i moczkę. - Nie przesadzamy z potrawami, żeby nic się nie zmarnowało - podkreśla pani Gizela.
Po wigilii - pasterka. Jeszcze w kościele w starych Nieboczowach, bo w nowej wsi świątynia dopiero powstaje. Za to kolęda, zaraz po świętach, już w nowym domu.
Magdalena Kulok, Paweł Okulowski